Władze miasta, aby ułatwić podróżowanie mieszkańcom, którzy coraz liczniej wsiadają na rowery, postanowiły zainwestować w kolejne udogodnienia. Samoobsługowe stacje napraw rowerów pojawiły się na toruńskich trasach już w maju.
Inicjatywa wydaje się być słuszna, gdyż w drodze ciężko przewidzieć możliwe usterki. Mieszkańcom podoba się, tym bardziej że jest darmowa.
Jednak od pewnego czasu docierają do nas informacje, że ze stacji nie zawsze można skorzystać, gdyż są one zdewastowane i nikt nie zajmuje się ich naprawą.
Czytaj też: W Toruniu mamy już trzy pierwsze stacje naprawy rowerów [mapa]
- Ostatnio chciałem skorzystać ze stacji napraw przy moście gen. Zawackiej, ale okazało się, że nie ma takiej możliwości, ponieważ chuligani wszystko porozkradali - informuje czytelnik. - Nie było kluczy, a pompka była zepsuta. Jaki jest sens udostępniania tego za darmo, skoro ludzie nie potrafią korzystać z udogodnień w kulturalny sposób?
Sprawa dewastacji punktów napraw stanowi spory kłopot dla Miejskiego Zarządu Dróg, który jest za to odpowiedzialny. Urzędnicy zauważyli, że najczęściej łupem złodziei padają klucze nimbusowe. Na jednej ze stacji odcięto adapter od pompki, czego już nie można tłumaczyć chęcią zysku, ale bezsensownym wandalizmem. Niestety, cierpią na tym wszyscy mieszkańcy.
- Koszt jednej takiej stacji wynosi ponad 5 tysięcy złotych - mówi Agnieszka Kobus-Pęń-sko, rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg. - To zadziwiające, że są osoby, które niszczą nawet bez chęci zysku.
Rozwiązaniem problemu może stać się wprowadzenie choć drobnych opłat za używanie narzędzi na stacjach. Czy to jednak zniechęci wandali do nadwerężania budżetu miasta i wyrzucania w błoto naszych pieniędzy?