Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diabelnie dobry ten „Faust” na początek BFO. Inauguracja XXVIII edycji Bydgoskiego Festiwalu Operowego

Alicja Polewska-Matusewicz
Alicja Polewska-Matusewicz
„Faust” na bydgoskiej scenie to dzieło nadzwyczajne. Zrealizowane z rozmachem, bogate w treści i formę. Oby na długo zagościło na deskach Opery Nova.
„Faust” na bydgoskiej scenie to dzieło nadzwyczajne. Zrealizowane z rozmachem, bogate w treści i formę. Oby na długo zagościło na deskach Opery Nova. nadesłane
Warto było czekać od maja 2019 roku na kolejną, już XXVIII edycję Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Tym bardziej że bydgoski zespół zaczął z piekielną mocą.

„A szatan na tym balu wodzirejem jest”. Zaiste to nie tylko pierwsza aria Mefisto w „Fauście” Charlesa Gounoda, którego premierę mogliśmy obejrzeć w minioną sobotę (jak zawsze bydgoscy artyści przygotowali otwarcie Bydgoskiego Festiwalu Operowego), ale najlepszy opis tego, czego świadkami byliśmy na scenie Opery Nova.

Bo choć dzieło Gounoda do libretta Julesa Barbiera i Michela Carre’a według sztuki Carre’a „Faust i Małgorzata” oraz pierwszej części „Fausta” Johanna Wolfganga Goethego w roli tytułowej obsadza marzącego o byciu znów młodym tytułowego doktora Fausta, to pole do popisu daje przede wszystkim odtwórcy Mefistofelesa - wysłannika piekieł, z którym Faust podpisuje cyrograf na swą duszę.

Przypadek?

W bydgoskiej inscenizacji Pawła Szkotaka Mefisto zgarnia całą pulę - Janusz Żak jest w tej roli fenomenalny. Obsadzony po warunkach - wysoki, demoniczne czarny, obdarzony pięknym basem, dostał od Martyny Kander (kostiumy), Iwony Rucińskiej (choreografia) i Macieja Igielskiego (reżyseria świateł) tyle narzędzi, by z roli uczynić clou wieczoru.

Fausta (rolę starego doktora powierzono Sylwestrowi Kosteckiemu, a młodego - Szymonowi Ronie) i Mefistofelesa poznajemy na sali prosektoryjnej. Stary doktor jest zrezygnowany i właśnie podjął decyzję o zakończeniu swojego życia, w którym brak już emocji, podniet i rozkoszy. Wtedy pojawia się wysłannik piekieł oferując wieczną młodość, a na dowód swoich diabelskich mocy wskrzesza martwą piękność. Odmłodzony Faust podąża jej śladem, ogarnięty nie tyle miłością, co pożądaniem.

Dalej historia toczy się według klasycznego wzoru: on szuka chwilowej rozkoszy, ona - wielkiej miłości, więc daje się uwieść błyskotkom i pięknym słowom. Zostaje zhańbiona i porzucona...

„Faust” na bydgoskiej scenie to dzieło nadzwyczajne. Zrealizowane z rozmachem, bogate w treści i formę. Oby na długo zagościło na deskach Opery Nova
„Faust” na bydgoskiej scenie to dzieło nadzwyczajne. Zrealizowane z rozmachem, bogate w treści i formę. Oby na długo zagościło na deskach Opery Nova. nadesłane

Paweł Szkotak zdecydował się przenieść sztukę w czasy Wielkiej Wojny. Mamy więc oddziały francuskie wyruszające do okopów, by wypełnić tradycję ojców. Niesamowita jest scena, kiedy żołnierze wznoszą ostatnie toasty (to wtedy właśnie wybrzmiewa aria „A szatan...”), jakby szli na bal, a w głębi sceny widzimy tłum ludzi z walizkami, uchodźców, dla których wojna nie jest niczym więcej niż końcem ich świata. Przejmujący obraz szczególnie dzisiaj. Mefisto wkracza pomiędzy nich, a z nieba spadają bomby...

Bydgoska premiera wypełniona jest po brzegi niezwykle sugestywnymi elementami: poczynając od „czarów” zamieniających wodę z dzbanka w czerwone wino w kieliszku czy więdnących za przeklętym dotykiem kwiatów, które do życia przywraca kropla wody święconej. Jest i czarna parasolka.

Akcja „Fausta” toczy się na tle scenografii zaprojektowanej z rozmachem przez Mariusza Napierałę. W otoczeniu szarych skrzynek po nabojach jak barwne kwiaty jawią się kostiumy Martyny Kander (a propos szczególików - podszewka surdutu Mefisto mieni się piekielnymi płomieniami, a zelówki jego lakierek lśnią czerwienią niczym pantofle od Laboutina).

Trudno mi było początkowo docenić Julię Pruszak jako Małgorzatę, jednak akty IV i V należały właśnie do niej. Przejmująca scena śmierci jej brata Walentego (świetny Sławomir Kowalewski) i odrzucenie w kościele (szatański pomysł ubrania w ornat diabła) aż do przejmującego finału pokazały możliwości tej artystki.

Faust Szymona Rony nie lśni, jest statyczny, lekko nieobecny, wyzuty z emocji. Może to spodziewana utrata duszy tak na niego wpływa.

Jak zawsze ogromne wrażenie robią sceny chóralne przygotowane przez maestro Henryka Wierzchonia. Za pulpitem dyrygenckim stanął maestro Piotr Wajrak i trzeba oddać, że jego interpretacja muzyki francuskiego kompozytora jest imponująca, szczególnie we fragmentach żywcem zaczerpniętych z muzyki kościelnej.

„Faust” na bydgoskiej scenie to dzieło nadzwyczajne. Zrealizowane z rozmachem, bogate w treści i formę. Oby na długo zagościło na deskach Opery Nova.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska