Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Diagnoza popędu

Roman Laudański
Pielęgniarka twierdzi, że doktor zmuszał ją do dotykania i pobudzania więźniów. Doktor zaprzecza, by kobieta robiła coś pod przymusem. Tak skończył sie pilotażowy program leczenia pedofilii we włocławskim Zakładzie Karnym.

     
     
Fakty są zastraszające. W marcu ubiegłego roku media prawie co dzień donosiły o zatrzymaniu kolejnych mężczyzn wykorzystujących seksualnie nawet kilkuletnie dzieci. Politycy rozpoczęli prace nad zaostrzeniem kar dla pedofili. Zwykli ludzie ujmowali rzecz krótko: trzeba kastrować! Podobna atmosfera panowała w innych krajach. Belgowie nie mogli otrząsnąć się po głośnej sprawie pedofila, który gwałcił i mordował uprowadzone dziewczynki. Niektóre gazety publikowały zdjęcia i dane pedofili ostrzegając, że ci ludzie mogą skrzywdzić następne dzieci. Dyskutowano, czy na domach i mieszkaniach takich ludzi powinny pojawić się tabliczki: uwaga, pedofil! U nas wszyscy przecierali oczy po sprawie byłego dyrygenta poznańskiego chóru chłopięcego. Seksuolodzy twierdzili, że dwa procent wszystkich mężczyzn ma takie skłonności.
     Potulni jak baranki
     
W takiej atmosferze ruszył we włocławskim Zakładzie Karnym pierwszy w Polsce program leczenia pedofilii. W kilkunastu gazetach pojawiły się reportaże z Włocławka. Telewizje realizowały programy, a delegacje z innych krajowych i zagranicznych zakładów prawie mijały się w bramie więziennej. Doktor Ryszard Jelistratow, seksuolog nie krył obaw w rozmowie z "Pomorską", gdy rok temu opisaliśmy eksperyment. Mówił wtedy: "Mamy do czynienia z dziwną sytuacją. Nikt nie chce dać pieniędzy na leczenie więźniów, bo brakuje ich dla domów dziecka, ale jakoś nikt nie chce ich odstrzelić, żeby rozwiązać ten problem. Za to wszyscy chcą, aby więźniowie opuszczali zakłady karne potulni jak baranki".
     Plotka, profesor i dziennikarze
     Leszek Lubicki,
zastępca dyrektora ZK Włocławek wspomina, że najpierw pojawiła się dziwna plotka, ale była poza dyrekcją. Do Warszawy do prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, krajowego konsultanta w dziedzinie seksuologii wysłano rozszerzoną wersję włocławskiego programu. Profesor przyjechał do Włocławka na inspekcję w poniedziałek trzy tygodnie temu.
     Dotykała i pobudzała
     
Profesor rozmawiał z doktorem i skazanymi, a przed wyjazdem wspomniał o zastrzeżeniach do programu. Dwa dni później przyjechała do Włocławka ekipa TVN. Pytali, czy dyrektor słyszał o tym, iż asystentka doktora (nazwijmy ją panią Anią) dotykała i pobudzała diagnozowanych więźniów i czy na dodatek wyświetlano im filmy pornograficzne?
     Następnie prof. Lew-Starowicz przysłał swoje uwagi na piśmie. To, co działo się podczas badań określił jako "niemoralne i nieetyczne". Dyrektor rozwiązał umowę-zlecenie z doktorem. Program przestał funkcjonować.
     Rozmowa to za mało
     
- Byłem zatrudniony, żeby diagnozować preferencje seksualne więźniów - mówi doktor. - W trakcie pracy okazało się, że nie można tego zrobić wyłącznie w trakcie rozmowy. Więźniowie nie zachowują się jak pacjent przychodzący do gabinetu i mówiący: jest mi to i to, będę współpracował, niech tylko pan doktor pomoże mi zmienić preferencje seksualne.
     Doktor wspomina, że przychodzący więźniowie nie przyznawali się do swoich upodobań. Dlatego wywiad seksuologiczny niewiele dawał. - Pogawędka, to nawet nie jest toto-lotek. To są rzeczy bardzo intymne, a oni są w miejscu nieodpowiednim do takich zwierzeń. Dlatego zastosowałem test stymulacji wizualnej. Test, w takiej formie, że więzień siedzi i ogląda filmy dał tyle samo, co wywiad. Oni manipulowali oglądając. Odwracali wzrok, uciekali myślami. Wprowadziłem czynniki zakłócające manipulację. Moja pielęgniarka wchodziła, mierzyła, dotykała i ruszała członek. Więzień był wytrącany z tej swojej gry. Robiła to dobrowolnie.
     **_Dobrowolnie czy pod przymusem
     Pani Ania, była pielęgniarka doktora, ma na ten temat zupełnie inne zdanie: - _Byłam do tego przymuszana. Czy normalna i zdrowa kobieta robiłaby takie rzeczy dobrowolnie? Doktor wykorzystał mnie. On czerpał profity, a ja otrzymywałam 378 złotych i 32 grosze po potrąceniu przez komornika. Badano mnie na wykrywaczu kłamstw. Wypadłam wiarygodnie.
     _Doktor twierdzi, że właściwie to przez panią Anię padł cały program. - _W listopadzie ubiegłego roku została zwolniona z uwagi na swoje olbrzymie zadłużenie. Od tego czasu biega po redakcjach twierdząc, że musiała onanizować więźniów. Została zatrudniona za moim poręczeniem. Nie wiedziałem, że ma aż tak duże długi. Mówiła o mniejszych. Gdy powiedziałem jej, że zostanie zwolniona, wpadła w jakiś szał. Zachowywała się tak, jakby robiła mi na przekór, na złość. Robiła to nie tak, jak powinno to być robione. Po pewnym czasie dochodziło do rozmów miedzy nami. Zaprzestałem działalności, bo z nią nie było już dalszej współpracy. Nie mogłem przy więźniu zwracać jej uwagi. Dyrekcja chciała ją zwolnić. Ja powiedziałem, że nie będę się upierał przy jej dalszym zatrudnieniu, bo z nią mogła być tylko kłopoty. Została zwolniona. Próbowała mnie szantażować. Później napisała oświadczenie, że nie będzie mnie szantażować i mi ubliżać.

     Niemoralne i nieetyczne
     
Profesor Lew-Starowicz: - Podczas inspekcji we Włocławku rozmawiałem ze wszystkimi zainteresowanymi poza asystentką. Inspekcja była poufna, nikt mnie nie upoważnił do upowszechnienia raportu, który przedstawiłem. Z tego, co wiemy, to nikt w ten sposób nie leczy pedofilii. Może ktoś prywatnie robi takie numery, ale jeśli chodzi o standardy leczenie, to w ogóle nie wchodzą one w grę. Masturbacja jest jedną z metod leczenia. Ona znajduje się w zespole metod i nie można jej przypisywać fantastycznego efektu. Nie ma takich standardów ani diagnostycznych, ani terapeutycznych.
     
- Prof. Lew-Starowicz stwierdził, że to nieetyczne i niemoralne. W rozmowie ze mną tego nie powiedział. Nie komentował sprawy - twierdzi doktor. - Dla mnie jego reakcje byłą pewnym zaskoczeniem. Ja jestem od badania popędu seksualnego. W jaki sposób miałem badać więźniów? Dochodzę do wniosku, że seksuologia w polskim wydaniu jest jednym wielkim gawędziarstwem. Próbowałem coś zrobić. Naprawdę. Uważam, że z punktu widzenia naukowego nie popełniłem żadnych błędów, absolutnie. Jeżeli tego nie można robić u nas w kraju z przyczyn etyczno-moralnych, to w ogóle nie ma się co za to zabierać. I taką opinię po trzech miesiącach pracy chciałem przekazać.
     _Z opinią doktora nie zgadza się prof.Lew-Starowicz: - _Mówimy o człowieku, który nie miał żadnego kontaktu z środowiskiem zawodowym. Nie był członkiem polskich towarzystw seksuologicznych, nie brał udziału w zjazdach i kongresach. Jakie on może mieć poglądy na ten temat, skoro się nie kontaktował z środowiskiem?

     Wyszło jak wyszło
     
Rozgoryczenia nie ukrywa zastępca dyrektora ZK Włocławek: - Chcieliśmy zrobić coś, czego jeszcze w Polsce nikt nie robił. Walczyć z narastającą patologią. Podjęliśmy rękawicę, a wyszło jak wyszło. To był jedyny człowiek, który chciał z nami współpracować. Na jego wiedzy i doświadczeniu oparliśmy wszystko. Przecież my się na tym kompletnie nie znamy! Seks jest taką dziedziną życia ludzkiego, że kto się do tego nie dotknie, to robi się problem.
     Dyrektor zapewnia, że była asystentka doktora nigdy nie żaliła się, że doktor do czegoś ją przymuszał. - Nikt się nie skarżył. Nie naruszyliśmy niczego. Został niesmak - przyznaje.
     Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej zastanawia się, czy podejmując program leczenia pedofili służba więzienna nie porwała się trochę z motyką na słonce? Wylicza, że miesięczny koszt lekarstw obniżających popęd płciowy dla jednego więźnia wynosi tysiąc złotych. Czy lekarstwo należy je podawać więźniowi na miesiąc przed wyjściem, czy na trzy miesiące? A jak wyjdzie z zakładu karnego, to przecież nikt go nie zmusi do dalszego leczenia, bo nie ma takiego prawa. Co prawda jest projekt zmian w kodeksie karnym wprowadzający obowiązek nadzoru i dalszego leczenia, ale to nadal tylko projekt. Choć programy są trudne, a płace w więziennictwie nieatrakcyjne dla lekarzy-specjalistów, to kolejne zakłady karne chcą leczyć pedofili. Prawie równolegle z Włocławkiem ruszył program w Załężu pod Rzeszowem. Interesują się tym Warszawa, Łódź i Poznań.
     Uszy po sobie
     
- Myślałem, że to jest rozsądny kraj - mówi doktor. - Nie będzie się wypuszczać ludzi, którym trzeba najpierw pomóc. Teraz pojawiła się cała masa bojących się ludzi, którzy położyli uszy po sobie, gdy zaczęła się ta sensacja. Nikt nie stanął po mojej stronie. Wszyscy mówią o onanizmie i masturbacji, jakby to było robione dla przyjemności. Tak to jest interpretowane. W jakim świetle mnie to stawia?
     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska