Dlaczego związała się pani z Twoim Ruchem?
To jedyna partia, która w tej chwili realnie dąży do zmian społecznych w Polsce. Zmian, które uczynią Polskę państwem nowoczesnym, z którego będziemy dumni. Mam poglądy lewicowe, zarówno światopoglądowe, jak i społeczno-gospodarcze. Męczy mnie patrzenie na nieustającą wojnę PO z PiS, która jest wojną pozorną, na słowa i puste gesty, a nie na realne starcie na rzecz poprawy życia Polek i Polaków. Stąd zaangażowanie w tę formację - może niełatwą, może nie idealną w stu procentach, ale jedyną realnie zwalczającą ten klincz.
Ale Ruch Palikota z nadziei polskiej sceny politycznej przeobraził się w partię, która kojarzy się głównie z Januszem Palikotem - inteligentem z niewyparzonym językiem. Czy nie jest za późno, aby teraz Twój Ruch wymyślał siebie na nowo?
To Janusz Palikot zbudował Twój Ruch i od samego początku była to partia z nim jednoznacznie kojarzona. Teraz wokół pojawiło się więcej osób utożsamianych z TR: Andrzej Rozenek, Robert Biedroń, Wanda Nowicka, Łukasz Krupa czy Kazimiera Szczuka. Ale nadal chodzi dokładnie o to samo: o przyjazne, świeckie i nowoczesne państwo. O tym Janusz Palikot mówił w 2011 roku, o tym mówi i dziś.
Ruch zbudował swoją twarz na antyklerykalizmie, a tymczasem w szkołach z religii rzadko które dziecko się wyłamuje. Może Polacy nie chcą zmian, o których mówi Ruch?
Twój Ruch został zbudowany przede wszystkim na postulacie przyjaznego państwa. A państwo przyjazne to takie, w którym każda i każdy czuje się bezpiecznie, godnie i równo, bez względu na wiarę lub jej brak. Kiedyś nie było religii w szkołach i dzieci przez to nie czuły się gorzej, nie powstawał podział na wierzących i praktykujących, na tych, co wyznają inną religię niż większość lub są niewierzący. W tej chwili wiele osób posyła dzieci na religię "dla spokoju" i by się nie wyłamać, choć nijak się to ma do ich przekonań. A dzieci dość szybko zauważają rozdźwięk i nie pomaga to w procesie wychowawczym, w kształtowaniu postaw otwartych na innych, inaczej myślących lub wierzących w coś innego. Społeczeństwo się laicyzuje, coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Tylko w szkołach tkwimy w obłudzie. Dodatkowo, gdy czytam, że dzieci mają tygodniowo, np. trzy godziny religii, a jedną wf-u, nie mają przedmiotów takich jak chemia czy biologia, bo nie ma na nie czasu, a na religię w szkole czas się znajduje - to martwię się o to, jakie społeczeństwo wychowamy. Czy będą to ludzie zdolni do odkrywania świata, do wymyślania innowacyjnych rozwiązań technologicznych, czyli de facto budowania przyszłości Polski jako kraju silnego nauką i technologią?
To co ma nas spajać?
Wielu z nas chce rozdziału Kościoła od państwa, świeckości w urzędach, szkołach i instytucjach. Wartością, która nas spaja jako Polki i Polaków jest nasza Konstytucja, poczucie wspólnoty bazujące na języku, kulturze i tradycji, która niekoniecznie jest tożsama z religią. Przede wszystkim zaś wiele i wielu z nas chce, by decyzje polityczne były podejmowane przez władze w sposób niezawisły. Proszę zobaczyć, jaką falę niezadowolenia i protestów (również wśród katolików) wywołało dodatkowe dofinansowanie z budżetu państwa budowy Świątyni Opatrzności Bożej (bo przecież nie o muzeum tu chodzi) - naprawdę są ważniejsze potrzeby w kraju, gdzie coraz więcej osób boryka się z biedą, bezrobociem i wykluczeniem niż budowanie świątyń czy utrzymywanie katechetów. Jest tyle dobrych muzeów poza stolicą, które wymagają dofinansowania. Czemu nie inwestujemy w nie, a w świątynię?
Ma pani opinię osoby, która potrafi bronić własnych poglądów, a przy tym nie wzbudzać agresji. Nie chciałaby pani wykorzystać tej wartości, aby zostać liderką?
Liderką nie zostaje się z dnia na dzień, bo tak się chce. To jednak praca nad zbudowaniem zaufania społecznego, nad przyciągnięciem ludzi do swojej wizji, przekonaniem do programu. I tego się nie robi w pojedynkę. Potrzeba grupy, kolektywu osób chcących zmian. A jest ich, a właściwie nas, coraz więcej.
Co więc stoi na przeszkodzie?
Polityka to sztuka czekania na właściwy moment. Scena polityczna, z przyczyn także "metrykalnych" za 4-5 lat będzie zupełnie inna od tej, którą znamy dziś. Ale też zmienia się świat i stare odpowiedzi na nowe wyzwania, takie jak choćby wyzwania rynku pracy, globalizacji, nowych technologii i ich wpływu na edukację, naukę czy bezpieczeństwo mogą być niewystarczające. Dzisiejsi młodzi ludzie mają już wolność, ale chcą równości, dostępu do wiedzy i godnej pracy. Kończy się pewna epoka tytanów polityki z lat 80. i 90., nadal ważnych i czynnych (Miller, Kaczyński, Tusk), a pojawia się społeczeństwo obywatelskie, ruchy miejskie i wyborcy mający szerszy dostęp do informacji. Ta zmiana pokoleniowa to tylko kwestia czasu.
No ale w naszym państwie, obciążonym historią patriarchalną, stojący na czele Ruchu Palikot, mężczyzna, nie jest chyba magnesem dla kobiet, które być może potrzebują innej retoryki, miękkiego podejścia?
Doświadczenia ruchów kobiecych i feministycznych pokazują, że zarówno język radykalny, jak i koncyliacyjny jest nam potrzebny tak samo, jak budowanie sojuszy, w tym z mężczyznami. Bo przecież nie chodzi o jakieś szczególne dobra i przywileje dla kobiet, ale o równość praw, płac i obowiązków, o równe szanse na rozwój oraz uwzględnienie specyficznych uwarunkowań kobiet: godnego porodu i macierzyństwa, ale też i prawa do wyboru drogi życiowej, dostępu do badań i antykoncepcji, świeckich szpitali i godnej starości. I choć chciałabym, by było więcej kobiet w polityce, to do realizacji programu równościowego potrzebni są także mężczyźni, ci działający na rzecz równych praw i szans.
A czy nie wydaje się pani, że zamiast stawiać na wyrazistość, która może drażnić, lepiej postawić na obnażanie niekonsekwencji, niekompetencji i arogancji władzy?
Wyrazistość pomaga w przebiciu się z przekazem do mediów. Nawet polityka zdominowana jest przez popkulturę. Co nie znaczy, że powinniśmy tej tendencji ulegać - przede wszystkim ważne jest to, co mamy do powiedzenia. Ale miałkie wypowiadanie poglądów też nie przyciągnie uwagi.
Co wobec tego z konsekwencją? Pani szuka kompromisów, a Janusz Palikot wychodzi na scenę i jednym zdaniem burzy cały wysiłek koncyliacyjny.
Trzeba umieć znaleźć środek między prowokacją a ciągłą krytyką. A przede wszystkim pokazać, że dobra zmiana jest możliwa - to wspaniale udało się Robertowi Biedroniowi w Słupsku. Partie stawiają na różnorodność - w PO czy w PiS mamy polityczki i polityków od spraw merytorycznych, od koncyliacji, ale też i takich "pitbulli", którzy po prostu rzucają się na oponentów i walą na odlew obelgami. I nikogo nie dziwi, że innym tonem mówi, np. premierka Ewa Kopacz, innym Andrzej Halicki, a zupełnie inną rolę pełni w PO Stefan Niesiołowski, który na poziomie werbalnym gardzi każdym, kto nie jest z PO. Analogicznie w PiS - Pawłowicz i Macierewicz różnią się w przekazie od Brudzińskiego czy Mastalerka.
Widzi pani Janusza Palikota w roli prezydenta kraju?
Janusz Palikot potrafi też szukać punktów wspólnych, dążyć do porozumienia, czy - co bardzo rzadkie w polskiej polityce - przyznać się do błędu. Na pewno byłby prezydentem odważniejszym, energiczniejszym, bardziej nastawionym na komunikację z obywatelkami i obywatelami.
Badania CBOS wskazują, że nie ufa mu 56 proc. badanych. Co zyskaliby Polacy, gdyby Janusz Palikot został prezydentem?
Dobrą zmianę. Wyszlibyśmy poza męczący nas już układ PO z PiS. Bo przecież tak naprawdę w interesie obu tych partii jest dzielenie Polek i Polaków przez emocje, chociaż w rzeczywistości realizują podobną politykę, szczególnie społeczną. Przypomnę choćby, że ministrą finansów i wicepremier za rządów PiS była Zyta Gilowska, realizująca politykę neoliberalną, kontynuując wprost działania Leszka Balcerowicza. Ale nie trzeba sięgać daleko w przeszłość, wystarczy, że spojrzymy na wiele miast i miejscowości w Polsce.
Chodzi pani o to, że wciąż rządzą ci sami?
Ci sami ludzie czasem tylko zmieniają szyldy partyjne, ale stale współdziałają ze sobą, dbając przede wszystkim o niewpuszczenie nowych sił do życia publicznego. I znów wrócę do Słupska - na kilka dni przed II turą wyborów prezydenckich PO i PiS porozumiało się przeciw niezależnemu kandydatowi Robertowi Biedroniowi. Nie bez powodu - był poza lokalną siecią powiązań i nie miał interesu wspierać układu. Tylko że ludzie już się nie dali nabrać. Wybrali zmianę. Głosując na Janusza Palikota mamy gwarancję, że używałby wszystkich dostępnych mu mechanizmów, by wspierać równość i nowoczesność w Polsce. I że czyniłby to aktywnie.
I żadnej pułapki pani nie widzi?
Widzę. Ale wierzę też, że do bycia mężem (lub "żoną") stanu się dojrzewa. Palikot, którego widzę dziś to już nie ten optymistyczny szaleniec z 2011 roku, ale człowiek doświadczony przez politykę, poobijany. I skłonny do autorefleksji, kompromisu. Ale nadal optymistyczny i pełen zapału. To nowa jakość.