W orientalnej gastronomii, zamawiając kurczaka w pięciu smakach, najlepiej pokazać go palcem, bo stojący za barem Azjata niekoniecznie zdążył się już nauczyć polskiego.
W ubiegłym roku oficjalnie zezwolenie na pracę w Polsce otrzymało ok. 18 tys. cudzoziemców, ale według najostrożniejszych nawet szacunków rzesza pracujących "na czarno" jest wielokrotnie większa. Średnio rocznie to od 150 do 210 tysięcy nielegalnie zatrudnianych. Dla polskich pracodawców, którzy próbują "uciec" od nadmiernych podatków, gastarbeiterzy stają się często ostatnią deską ratunku przed bankructwem. Dla obcokrajowców zaś - szansą na lepsze życie po powrocie do własnego kraju.
Targ niewolników
Dworzec zachodni w Warszawie... Tutaj kończą trasę zatłoczone, zdezelowane autobusy z Ukrainy. Większość pasażerów jedzie nie na wycieczkę, ale żeby ciężko pracować. Pierwszy dzień Ukraińca przybywającego do Polski za zarobkiem przypomina raczej los murzyńskiego niewolnika w XVIII wieku do Ameryki. Ukrainiec trafia bowiem najpierw na swego rodzaju "targ niewolników". Zwycięży ten, którego zauważy jakiś Polak i skinieniem ręki każe iść ze sobą. Z reguły poszukiwani są ochotnicy do ciężkich prac polowych, na budowy, gdzie nie wymagane są wysokie kwalifikacje, wykształcenie, a jedynie silne ręce i dobra kondycja. Kobiety przeważnie podejmują się prac jako sprzątaczki lub zajmują się dziećmi. Nierzadko jednak wśród ofert składanych młodym kobietom pojawiają się propozycje... seksualne.
Sasza, 28 lat, jest stolarzem, ale przez kilka miesięcy pobytu w Polsce przyuczył się też murarki. Kolega znalazł dojście do kogoś, kto busem przewozi przez granicę za 100 dolarów, bez zaproszeń. - Na budowie możesz spać, więc oszczędzasz 6 zł dziennie na noclegu - wylicza. - Pracujesz od rana do wieczora, więc przeważnie możesz też liczyć na obiad albo chleb z kiełbasą. A jak trafią się dobrzy ludzie, to i piwem popijesz, czego jeszcze chcieć? Za dniówkę możesz dostać 40 czasem nawet 50 zł.
Przez trzy miesiące Sasza zarobił sporo pieniędzy i pojechał zamienić je na dolary. Pod kantor podjechał Mercedes na białoruskich numerach, osiłki z ogolonymi głowami, pobiły go i zabrały pieniądze. Niestety, najczęściej ciężko zapracowane u nas złotówki zabierają rakietierzy. Są oni wszędzie: na targach, gdzie pobierają prowizje od handlarzy zza wschodniej granicy, w autobusach, którymi wracają do kraju Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini. Rakietierom nikt jednak nie jest w stanie się przeciwstawić. Ośmieleni tym potrafią zgwałcić kobietę na oczach bezsilnego męża.
Natasza przyjechała do Polski ze Lwowa. Jeśli nie zarobi na czas 300 dolarów, zaprzepaści kolejny rok studiów. Nie będzie miała z czego zapłacić czesnego. Każdego dnia, podczas wakacji, skoro świt staje pod mleczarnią w Piasecznie w gronie innych kobiet. Jak zbawienia wypatrują "pracodawcy", który podjedzie samochodem i zaproponuje sprzątanie lub zbiór owoców u miejscowego ogrodnika. Czasem seks. Ale Natasza nigdy się na to nie zgodzi.
Jej koleżanka, Wiera, jest dyplomowaną masażystką. Ma jasno nakreślony biznesplan: znaleźć kogoś, kto ją wreszcie legalnie zatrudni. - Ty ciężko pracujesz, musisz brać masaże - zachęca klientów Wiera. - Jak mnie zatrudnisz, będę cię masowała do końca życia. Takiego masażu tybetańskiego żaden Polak nie potrafi zrobić. _Kiedy tylko dostanie zezwolenie na pracę, zaraz otworzy własną firmę. Chyba wreszcie znajdzie się klient, który jej pomoże? Tymczasem dziewczyny skrzętnie liczą każdą złotówkę i chowają je w specjalnie uszyte majtki z kieszeniami, których nie zdejmują nawet na noc. Trzymają w nich pieniądze. Nie dadzą się ponownie okraść...
Handlarz końskiego mięsa
Przyszła moda na kuchnię orientalną, więc polskie urzędy pracy nie stwarzają raczej trudności egzotycznym kucharzom przy wydawaniu zezwoleń na pracę. Pewien Chińczyk myśli już nawet o otwarciu w jednej z gastronomicznych szkół w Łodzi klasy "kuchnie orientalne z różnych stron świata".
Japończyk Shin mieszka w Polsce od 12 lat. Kiedy usłyszał o dobrze płatnej robocie, nie zastanawiał się długo. -Wiedziałem, że Polska to kraj wielkich artystów. Chociaż z dobrze płatnej pracy nic wtedy nie wyszło, ale ja już widziałem, że chcę tu żyć na zawsze. Zacząłem pracować jako... handlarz mięsa końskiego - opowiada. Po dwóch latach przestał skupować koninę i razem z kolegą, też Japończykiem, założył restaurację. Wkrótce poznał piękną Polkę, z którą wziął ślub. Ich syn chodzi teraz do gimnazjum.
Shin jako pierwszy w Polsce zaczął wydawać japońskie komiksy manga, które zdobyły sobie wielu fanów na całym świecie. Dziś Shin ma eleganckie biuro w centrum Olecka (tu wolał zamieszkać niż w Warszawie) i zatrudnia kilkuosobowy zespół. - Japonia jest wprawdzie bogata, ale w Polsce można za to normalnie żyć! Japończycy ciągle tylko pracują, mają krótkie wakacje i bardzo zatłoczone miasta. A tu mam przynajmniej na co dzień pewność, że w weekend będę z rodziną - argumentuje.
Cel - Polska
- Statystyki wskazują jeszcze, że do 2006 roku będzie mieszkać w Polsce i na stałe pracować więcej cudzoziemców niż kiedykolwiek dotąd_ - mówi dr Andrzej Zambrowski, socjolog. - To, że chcą przyjeżdżać do nas obywatele innych krajów, niech nas nie martwi. To, że naszym sąsiadem jest Japończyk, w sklepie sprzedaje Chińczyk, a rehabilitacją zajmuje się Ukrainka, powinno nas tylko cieszyć. Tak samo, że są orientalne restauracje, tanie bary z chińskim jedzeniem, że można kupić tanie ciuchy. Cieszmy się, że ktoś chce w Polsce zainwestować. Powstanie w polskich miastach dzielnic, np. ukraińskiej czy chińskiej byłoby, moim zdaniem, fantastyczne. Przecież państwa o wielu kulturach i wielu religiach są potęgą. A i my mamy ogromne tradycje państwa wielonarodowego..
Do roboty Shin przybywa
Teresa Winiarska
Polska zatrudnia obywateli całego świata. W międzynarodowych koncernach i agencjach reklamowych językiem, za pomocą którego najłatwiej porozumiewać się z szefem, jest angielski.