Jak dowiedział się DZIENNIK, Donald Tusk domaga się m.in. od Waszyngtonu daleko idących gwarancji bezpieczeństwa, stałej lokalizacji Patriotów i pokrycia wszelkich kosztów szkód spowodowanych przez użycie pocisków.
Odpowiedź Waszyngtonu musi nadejść najdalej w ciągu trzech tygodni, aby porozumienie zdążyła zawrzeć obecna administracja w Białym Domu. Pod koniec sierpnia konwencja Partii Demokratycznej zapoczątkuje ostatnią fazę kampanii w wyborach prezydenckich. Wówczas George W. Bush nie będzie już mógł podejmować strategicznych decyzji. Zdaniem ekspertów następca obecnego prezydenta wznowi rokowania z Polską dopiero za rok, bo tyle zajmie mu kompletowanie nowej ekipy i opracowanie własnego stanowiska w sprawie tarczy.
Do wznowienia rozmów może jednak w ogóle nie dojść w razie zwycięstwa kandydata Demokratów Baracka Obamy, który oficjalnie pozostaje sceptyczny wobec tego projektu. Wczoraj szef rządu dał jednak do zrozumienia, że mimo nadchodzących wyborów w USA, nie zamierza rezygnować z polskich żądań. "W Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie to jest rzeczywiście jakaś forma przełomu i dlatego można sądzić, że rozmowy o tarczy mogą jeszcze trochę potrwać" - powiedział telewizji TVP Info.
Premier nadal stanowczo domaga się umieszczenia w Polsce na stałe baterii rakiet Patriot. Amerykanie jednak zdania nie zmienili i wciąż oferują tylko przekazanie wyrzutni pocisków na parę miesięcy w roku, aby umożliwić szkolenie polskich żołnierzy. Czy jest tu pole do kompromisu? "Zaproponowaliśmy USA bazę wojskową, gdzie bateria mogłaby stacjonować na stałe" - przyznają DZIENNIKOWI źródła bliskie polskim negocjatorom. Do tej pory Waszyngton odmawiał przekazania Polsce pocisków na stałe twierdząc, że są one bardziej potrzebne sojusznikom USA, którzy są bezpośrednio zagrożeni takim jak Pakistan i Izrael.
Jak donosi DZIENNIK szef rządu stawia też twardo żądanie dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa dla Polski. Na razie Waszyngton godzi się na zobowiązanie przyjścia z pomocą naszemu krajowi na wypadek ataku rakiet balistycznych. Tusk domaga się jednak deklaracji obejmujących każdego rodzaju atak ze Wschodu. Na razie Amerykanie się na to nie godzą, wskazując, że podobne zobowiązanie już podjęli, gdy Polska wstąpiła do NATO. Wciąż nierozwiązany jest też problem skutków zestrzelenia wrogiej rakiety przez pocisk wystrzelony z Polski. Amerykanie na razie nie godzą się na zobowiązanie do pokrycia wszelkich kosztów z tym związanych, bo nie pozwala na to ich prawo. Chcą też, aby w wydatkach partycypowała Polska, jeśli pocisk został wystrzelony w obronie naszego kraju.
Więcej w DZIENNIKU