https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Doradca wojewody o tym, jak... nie został księdzem

Dariusz Nawrocki
W czasie stanu wojennego, w 1982 roku, spotkał się z ojcem świętym Janem Pawłem II.
W czasie stanu wojennego, w 1982 roku, spotkał się z ojcem świętym Janem Pawłem II. archiwum prywatne
Poznajmy doradcę wojewody, który co niedzielę rozdaje wiernym Komunię. Jacek Tarczewski: - Kościół ukształtował mój kręgosłup.

Wychował się w domu przy ulicy Najświętszej Marii Panny w Inowrocławiu, między dwoma boiskami i trzema kościołami. To było centrum małego świata Jacka Tarczewskiego. Nie było telewizorów i komputerów, więc wolny czas spędzał na boisku lub w kościele.

Powołanie
- Kościół zawsze był mi bliski. Żyję jego życiem do dzisiaj - przekonuje. Wyjeżdżał na rekolekcje, odpusty i pielgrzymki. Był ministrantem, później lektorem. Bywało, że prałat mszy nie chciał rozpocząć, bo czekał aż Jacek przyjdzie.

Jego ciotka jest zakonnicą, która pracowała na placówce u księdza Henryka Jankowskiego... Tak, tak. U tego słynnego kapelana Solidarności, proboszcza kościoła św. Brygidy w Gdańsku. - Z księdzem Jankowskim miałem już kontakt na początku lat 70. Bywało, że zastępowałem w zakrystii siostrę zakonną, gdy ona przebywała na wakacjach - wspomina. Wizytował z nim seminarium. Był nawet przedstawiany księdzu rektorowi. Ksiądz Jankowski zachęcał go wtedy do tego, by został kapłanem.

Przekonuje, że poznał na swej drodze wielu wspaniałych księży. Oprócz ks. Jankowskiego wymienia ks. Romana Ziętarskiego, arcybiskupa Tomasza Petę, ks. Ireneusza Oliwkowskiego. - To są wzorce, które w jakiś sposób wywarły piętno na moim życiu - zdradza.

Będąc w liceum został zaproszony do udziału w spotkaniach powołaniowych do Gniezna. - Nie chodziło tylko o to, by odnaleźć w sobie powołanie do życia zakonnego, ale by zastanowić się nad tym, co chce się robić w przyszłości - przekonuje. Był to cykl spotkań u biskupa Jana Czerniaka: msze święte w kaplicy, wykłady, pogadanki, wspólne posiłki, a na zakończenie - audiencja u prymasa Stefana Wyszyńskiego.

- Przed maturą dostaliśmy list od biskupa z życzeniami, byśmy ją dobrze zdali i zastanowili się, co będziemy robić po maturze. Ktoś pomylił roczniki. Jako jedyny byłem z klasy trzeciej. Wszyscy pozostali byli czwartoklasistami. To nie zdecydowało jednak o mojej decyzji dotyczącej seminarium - wyznaje.

Kiedy kończył liceum, jego starsi koledzy z ministrantury byli już klerykami. Dlaczego do nich nie dołączył? - Najwidoczniej nie było to moje powołanie. Doszedłem do wniosku, że blisko kościoła może być i świecki, nie muszę mieć koloratki i sutanny. Pamiętam też słowa księdza Jankowskiego: „jak masz zostać lichym księdzem, to lepiej zostań dobrym ojcem” - wspomina.

Kilka lat później Jacek Tarczewski ożenił się ze swoją szkolną koleżanką. Mają syna Kamila. Jest dobrym ojcem. Wkrótce zostanie dziadkiem. I z tego zadania też chce się dobrze wywiązywać.

Lżej grzeszyć
Jest blisko kościoła do dzisiaj, nawet bliżej niż przeciętny wierny. Jest szafarzem. Co niedzielę na mszy świętej rozdaje wiernym Komunię. Brakowało księży, parafia jest spora, proboszcz złożył propozycję, więc nie odmówił.

- Parafianie podeszli do tego ze zrozumieniem. Na początku były przypadki, że ktoś ustawiał się w innej kolejce, by przyjąć Komunię od księdza. Dziś to się już raczej nie zdarza. Bycie szafarzem to wyróżnienie, ale i pewnego rodzaju zobowiązanie. Jestem, jak każdy, grzesznikiem. Żeby móc pełnić tę posługę muszę być w stanie łaski uświęcającej. To jest dodatkowa motywacja, żeby jednak lżej grzeszyć - wyznaje.

Trzy miliony kartek
Jacek Tarczewski księdzem nie został. Po szkole miał pracować w inowrocławskim PGKiM-ie. Nie udało mu się ustalić satysfakcjonujących go warunków, więc spakował walizkę i pojechał do Warszawy. Został cieślą. Najpierw trafił na budowę biurowca radcy handlowego Związku Radzieckiego. Potem budował gmach LOT-u, w którym dziś mieści się Marriott.

- Dobrze zarabialiśmy. Był hotel, bony, dobre wyżywienie. Raz w miesiącu przysługiwał nam darmowy przelot samolotem - wspomina. Gdy chcieli im obniżyć pensję, postawił się. Za karę miał wrócić do Inowrocławia. Ostatecznie wylądował w wojsku.

- Nigdy nie miałem głowy do interesów - wyznaje. W połowie lat 80. założył działalność gospodarczą. Chciał produkować pustaki. - Nie było jednak cementu. Żeby go zdobyć, trzeba było dać komuś łapówkę albo dobrze kombinować. Proponowali nam kradziony cement. Nie chcieliśmy brać, bo byliśmy za uczciwi. Nie było z czego robić pustaków, więc zwinęliśmy interes. Nie zarobiliśmy na nim. Wręcz przeciwnie, sporo dopłaciliśmy - wyznaje.

Przez pewien czas prowadził w Inowrocławiu zakład urządzania zieleni. - Dzisiejszy wygląd zieleni wokół sanatorium Kujawiak to po części dzieło naszej firmy - wyznaje z dumą. Gdy przyszła zima, trzeba było wpaść na inny pomysł.

- Dobry biznes zrobiłem tylko raz, na kartkach pocztowych. I to dzięki moim ideałom. Chciałem przerwać monopol kartek świątecznych z motywami przedstawiającymi gwiazdorów, bałwany i zające. Postanowiłem wprowadzić kartki z motywami religijnymi - opowiada.

Pierwsze kartki według włoskich wzorów przygotowała mu mała inowrocławska drukarnia. Potem z tymi kartkami pojechał do Kalisza. Odwiedzał sklepy, proponował. Jedni brali, drudzy nie. - Wiedziałem, że w taki sposób to ja za dużo nie zarobię. To był koszmar - wspomina. Wtedy odwiedził pocztę. Przedstawił wzory. Spodobały się. - Dostaliśmy takie zamówienie, że kartek nam zabrakło - zdradza. Potem była kolejna poczta i kolejna, i kolejna...

- To był rok, w którym sprzedałem około trzy miliony kartek. Przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz. Żyłem od świąt do świąt. Sporo wtedy zarobiłem. Zarobiłbym więcej, gdybym zabawił się w korupcję. Wystarczyło skorumpować kogo trzeba i braliby ode mnie więcej lub płacili więcej. Potem pojawiła się konkurencja. Weszła z łapówkami. Popsuła rynek. I tak biznes na kartkach się skończył - wyznaje.

Zimy na łyżwach
Jednak nie samą pracą i kościołem człowiek żyje. Od dziecka bardzo bliski był mu sport. Jeszcze niedawno grał w koszykówkę. W przeszłości trenował piłkę nożną z Goplanią. Jest namiętnym szachistą. Szczególnie bliski mu jest jednak hokej. I wielka w tym zasługa nauczyciela Józefa Bączkowskiego. - Na okres zimy powierzchnia boisk szkolnych przy szkole zamieniała się w lodowisko. Nawet odkryty basen za starą salą gimnastyczną służył tym celom. Józef Bączkowski robił te lodowiska, a my, ja umieliśmy, tak mu pomagaliśmy - wspomina.

Na zajęciach praktycznych uczniowie przygotowywali sobie kije hokejowe, a wuefista zabierał ich na taflę uczyć tej niezwykle popularnej wówczas gry. - Mój kij zawsze przetrwał najdłużej, bo - mówiąc szczerze - nie sam go robiłem. Markowałem na zajęciach, że pracuję. Naprawdę robił mi go ojciec, który był stolarzem - zdradza z uśmiechem.

Pasja z dzieciństwa obudziła się kilka lat temu, kiedy dołączył do Inowrocławskiego Towarzystwa Hokejowego. Wspólnie z kolegami spotykają się na lodowisku. - Jeździmy regularnie co środę na treningi do Torunia. Na lodzie jest fajna atmosfera. Świetnie się bawimy. Osobiście mam satysfakcję, że mimo wieku ciągle jestem sprawny na tyle, że mogę uprawiać sport - wyznaje.

Mogę coś zmienić
Jest doświadczonym samorządowcem, aktualnie jednym z liderów lokalnego PiS-u. Przez ostatnie lata pracował w inowro-cławskim przedstawicielstwie Urzędu Marszałkowskiego. Teraz jest doradcą wojewody Mikołaja Bogdanowicza.

- Sport nauczył mnie rywalizacji. Jest ona obecna również na arenie politycznej czy samorządowej. Kościół, wiara i religia ukształtowały mój kręgosłup moralny. Myślę, że dzięki temu potrafię sobie poradzić nawet w trudnych sytuacjach. Wierzę, że w każdej sytuacji mogę coś zmienić - przekonuje Jacek Tarczewski.

Komentarze 12

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
o tym kieraju to same superlatywy taki człowiek to złoto
G
Gość

to prawda co do tego pana 

h
hhhaaaa

masssssssakkraaa

G
Gość
nadwysce?????
G
Gość
nadwysce?????
G
Gość
trudna praca mało doświadczenia język polski skaldaliczny
P
Pamiętliwy
A jednak ten kręgosłup okazał się na tyle giętki, by schylić się po diety, które radnym wypłacano niezgodnie z prawem, bo w zawyżonej wysokości. Nie oddał nienależnie pobranych diet, tak jak to zrobił odsądzany od czci i wiary przez co niektórych za przynależność do PZPR radny Kieraj. Wystarczy popatrzeć na radnego Kieraja, jaki ma sztywny kręgosłup. Zachował się przyzwoicie oddając natychmiast nadpłacone diety do budżetu miasta. A co zrobił Tarczewski? Przegłosował podwyżkę diet z mocą wsteczną, by nie zwracać do budżetu miasta nienależnie pobranych nadpłat diet. Po owocach ich poznacie! Mieszkańcy pamiętają.
G
Gość
nie nieboli oby te wartości z lat młodzieńczych były prawdziwe i oby nie msciwe i zostawil czasy w których pan się wychował dla historii i nie podlegały zmianie i naruszeniem np zmiany nazwy ulic i pomników
G
Gość

Ale was boli...i dobrze...

I
Idźta w PiSdu

Aby się nie rozpisywać to powiem krótko-porządny i zdrowy na umyśle człowiek nie zbliża się do czarnej stonki,nie "siada na kolanach" bo zaraz są podszepty by wstąpić do mafii,ten jednak nie wstąpił,ale spustoszenie mózgownicy objawia się do dziś.

Został doradcą? -nie! został rentierem PiSiego sukcesu,będzie brał pieniądze  społeczeństwa tylko za to że jest PiSlamistą a że jest to widać słychać i czuć(fuj) - do (tfu) piswojewody będzie pasował jak ulał.

 

"Dobry Jezu

a nasz Panie,

daj kujawsko-pomorskiemu

wieczne spoczywanie"

Amen(t)

k
kosmita49

Kiedyś mieszkałem blisko niego z drugiej strony boiska i niestety los znowu posadził mnie obok niego (30 m) -- szkoda słów na ten temat jeśli znacie GO to wiecie.

k
kolega z lodowiska

Szkoda,że pan Jacek nie został księdzem.Przy swoich zdolnościach do intryg również we własnej partii szybko by został tak jak jego francuski kolega kardynałem.Obserwuję jego karierę i ona zawsze była zgodna z wolą polityczną danej władzy,do tego ten niewinny uśmiech..

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska