W przyszłym roku skończy pan 30 lat, dojrzały wiek?
Cóż, skończyła się młodość. Dorosłem, dojrzałem, założyłem rodzinę, mam za sobą sporo różnorodnych doświadczeń, które zamierzam dobrze spożytkować w kolejnych dwóch sezonach. Zapewniam, że 30-letni tyczkarz z takim bagażem doświadczeń, może dalej się rozwijać i osiągać kolejne znaczące sukcesy.
Miniony sezon pokazał, że nie jest o nie łatwo. Spodziewał się pan tak „kosmicznego” konkursu podczas mistrzostw Europy w Berlinie?
Myślałem, że 5,80-5,85 metrów da medal. Okazało się jednak, że wszyscy liczący się w Europie tyczkarze idealnie trafili z formą i mieliśmy fantastyczny konkurs. Cieszę się, że wraz z Piotrkiem Liskiem byliśmy jego uczestnikami i niewiele brakowało nam do miejsca na podium.
Czego zabrakło aby się na nim znaleźć?
Lepszego czucia tyczki i trochę szczęścia. W tym roku, trzy lata przed igrzyskami, zdecydowałem się na zmianę tyczek. Pacera carbon zamieniłem na ust essx. Ich wyczucie, dopasowanie się do nich, wymaga czasu i cierpliwości, stąd też zdecydowaliśmy z trenerem Czapiewskim, że będziemy je testować na licznych mityngach. Zaliczyłem aż 28 lepszych, gorszych występów, które wierzę, że zaprocentują, przede wszystkim, w roku olimpijskim.
Czyli wszystkie siły na Tokio?
Oczywiście. Mam przecież medale mistrzostw świata, Europy, brakuje tylko tego najcenniejszego - olimpijskiego.
Z końcem października rozpoczął pan przygotowania do kolejnego sezonu. Będą korekty?
Na pewno mniej będę startował, a więcej trenował. Trener Czapiewski zapewnił, że zagwarantuje mi też nowe bodźce treningowe. Jednym z nich będzie sportowa rywalizacja podczas zajęć z Mateuszem Jerzym, który wrócił do Zawiszy. To wyjdzie na pewno nam obu na dobre. Z innych nowinek to współpraca z dietetykiem, suplementacja diety, systematyczny monitoring organizmu. Na szczęście nie muszę zajmować się przygotowaniem odpowiednich potraw. Tym zajmuje się moja żona Ola.
A współpraca z psychologiem?
Doktor Zdzisław Sybilski doskonale dba o moją głowę. W każdym miesiącu spotykamy się po kilka razy.
Kibice zobaczą zimą Pawła Wojciechowskiego w konkursach halowych?
W moim znacznie uszczuplonym kalendarzu jest mityng Copernicus Cup w Toruniu, zaliczany do cyklu IAAF World Indoor Tour. Wybieram się też na mistrzostwa Europy do Glasgow. Skakanie na mityngach rozpocznę w lutym. Do końca roku wspólnie z Mateuszem pracujemy na obiektach Zawiszy. W styczniu wybiorę się zaś na Teneryfę. Starty halowe będą testem przed sezonem na otwartym stadionie, gdzie najważniejszą imprezą będą mistrzostwa świata w dalekim i gorącym Katarze.
W sierpniu z kolei Bydgoszcz będzie gospodarzem drużynowych mistrzostw Europy…
Super byłoby w nich wystąpić, lecz o tym zdecyduje aktualna forma. Moim celem będzie ustabilizowanie skoków na wysokości 5,80-5,85.
A co z 6 metrami?
To nadal jeden z celów do którego podążam, lecz jak już wcześniej podkreślałem wszystko oddam za medal olimpijski. Niewykluczone, że ten najważniejszy cel na igrzyskach olimpijskich w Tokio będzie możliwy do zrealizowania po pokonaniu właśnie tej magicznej wysokości. To byłaby wspaniała nagroda nie tylko dla mnie, lecz również dla tych osób, firm, które zdecydowały się mnie wesprzeć w moich poczynaniach, jak choćby Polmozbyt, miasto Bydgoszcz, czy wojsko.
Nie ma pana w Grupie Sportowej Orlen?
Chyba we mnie nie wierzą, gdyż dostałem niesatysfakcjonującą mnie propozycję. Chciałbym im udowodnić, że się mylili.
A jak się w Tokio nie uda?
To nic się nie stanie, będę próbował dalej. Jeżeli zdrowie pozwoli, to nie zamierzam przed czterdziestką kończyć kariery. Czołowi tyczkarze świata, co widać w przekazach telewizyjnych, tworzą doskonale rozumiejącą się, wspierającą grupę. Chcę w niej pozostać jak najdłużej.
DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU