MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Druga połowa artysty

Renata Kudeł
Podpatrzyliśmy, jak żyje kilka artystycznych małżenstw w Lipnie i we Włocławku. Czy trudno jest mieszkać pod jednym dachem z poetką, artystą plastykiem, fotografem i muzykiem?

Wioletta Wiśniewska
- Bardzo imponowało mi, gdy poznałam Krzysztofa, że ma artystyczne zainteresowania i zdolności. W tym czasie narysował mój portret, co było dodatkowym powodem do dumy. Ktoś, kto obserwuje nas z zewnątrz,z pewnego dystansu mógłby powiedzieć, że pochodzimy z trochę różnych światów.

Ja pracuję jako pielęgniarka. Nie mam zdolności plastycznych. Staram się też nie wypowiadać na temat malarstwa, bo uważam, że nie mam wystarczającej wiedzy. Jednak zdarza mi się powiedzieć mężowi, że coś mi się w jego pracach podoba bardziej lub mniej. A on już sam decyduje, co z tymi moimi uwagami zrobi. Zwykle jego prace powstają dość długo, Krzysztof bardzo sumiennie przygotowuje koncepcję obrazu, potem cyzeluje go, wprowadza zmiany.

Efekt musi być taki, jakiego oczekiwał. Wśród jego prac mam swoje ulubione. W dużej mierze jednak nie stoją w pracowni i nie czekają na to, aż ktoś je dojrzy. Wiele prac męża jest w prywatnych kolekcjach - nie tylko w Polsce, ale i poza granicami. Jednego tylko nie lubi - gdy nagle wchodzę do pracowni i mówię mu o czymś, co natychmiast powinien zrobić. Może rzeczywiście powinnam zaczekać, aż skończy malować? Nie zawsze jeżdżę z Krzysztofem na wernisaże.

Denerwuję się, jeśli wiem, że mąż za chwilę ma coś powiedzieć, zabrać publicznie głos. Jeździ wiec z nim najczęściej i z wielką chęcią nasza córka, studentka anglistyki. Mąż ma z dziećmi dobry kontakt, tak córką, jak i z synem. Prace domowe nie są jego specjalnością, ale nie unika bywania w kuchni. Jest to jednak raczej moje królestwo. Latem mąż dba o ogród, to jego "działeczka". Generalnie jest bardzo domowym człowiekiem. Przyznał mi się jednak ostatnio, że najlepiej maluje mu się przed każdymi świętami. A ja sobie pomyślałam, że wtedy jest najwięcej prac domowych...

Krzysztof Wiśniewski, artysta plastyk urodzony w Chełmży. Absolwent Zespołu Szkół Technicznych w Lipnie. Od 1985 roku mieszka wraz z rodziną w Lipnie. Ukończył Wydział Sztuk Pięknych w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jest nauczycielem w Szkole Podstawowej Nr 5 im. Jana Pawła II w Lipnie. Uprawia malarstwo olejne, które sam nazywa "Beksizmem". Laureat m.in. "Włocławskich impresji".

Karina Kamińska: - Fotograficzna pasja Tomasza była dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. Wiadomo, że kobieta w oczach ukochanego mężczyzny jest piękna, jednak oko fotografa potrafi nie tylko dostrzec to piękno ale i zatrzymać je w kadrze. Pierwsze zdjęcie? Trudno tu mówić o pierwszym zdjęciu, raczej o plener. Pamiętam doskonale, bo porządnie wtedy zmarzłam. Cóż, poznaliśmy się zimą... Czułam się wtedy bardzo swobodnie, dobrze się bawiłam.

Nie były to zdjęcia pozowane, powiedziałabym raczej podpatrzone. Ujęła mnie wtedy ich naturalność. Pasja Tomasza jest samoistną częścią naszego życia, szczególnie teraz, gdy pojawił się nowy, wdzięczny temat do fotografowania - nasza córeczka. Aparat towarzyszy nami prawie zawsze, jest jak buty, które należy założyć przed wyjściem z domu. Czasami nasze spacery potrafią ciągnąć się w nieskończoność, albo stoimy wciąż w jednym miejscu w oczekiwaniu na odpowiednie światło, albo też zatrzymujemy się co chwilę, aby złapać kolejny kadr. Tomasz potrafi wrócić kilka kilometrów do miejsca, które po czasie wydało mu się jednak atrakcyjne i warte sfotografowania. Gdyby nie moja anielska cierpliwość...

Ważne momenty w życiu, które zostały utrwalone? Nie pamiętam, żeby któreś nie były uwiecznione. Myślę, że stanowimy świetnie dobraną parę, gdyż Tomasza pasją jest fotografowanie, a moją - namiętne oglądanie zdjęć. Zawsze z niecierpliwością czekam na moment, kiedy po raz pierwszy przeglądamy najświeższe fotki. Zdumiewa mnie to, że często przechodzę obojętnie obok czegoś niesamowitego, co on właśnie uchwycił w kadrze Od narodzin Julii, zakochany ojciec uwiecznia praktycznie każdy dzień z jej życia. Pierwsze zdjęcia mają nie tylko datę, ale i godzinę. Czuję, że powstanie z tego całkiem spory album.

Jestem chyba największym fanem zdjęć męża, jak również ich pierwszym recenzentem. Myślę, że to często dzięki mnie łatwiej jest mu nacisnąć przycisk "delete", ale i nierzadko przekonuję go, że jest zbyt krytyczny wobec swoich prac. Na ile Tomasz jest tzw. normalnym przyziemnym mężem, a na ile artystą? Mam nie raz wrażenie, że staje się artystą, gdy trzeba posprzątać mieszkanie... Ale tak poważnie, jest normalnym facetem świetnie łączącym życie rodzinne z fotograficzną pasją. Ulubione zdjęcie? Każde kolejne, które mnie zachwyci.
Tomasz Kamiński - absolwent Liceum Sztuk Plastycznych w Kole oraz Studium Nauczycielskiego w Koninie.

Od czasów szkolnych interesuje się fotografią. Pracuje w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku jako plastyk. Zajmuje się także projektowaniem graficznym. Jest autorem m.in. plakatów oraz okładek płyt zespołów: "Blue Sounds", "Belgrad", "Zdrowa Woda" i "Kasa Chorych". Ma na swoim koncie dziewięć wystaw indywidualnych i dwie zbiorowe. Wraz z rodziną mieszka w Cypriance.

Jacek Konopka: - Agnieszka często chodzi zamyślona. Kiedy czyta, trudno jest z nią nawiązać kontakt - próbuję coś do niej mówić, ale ona wówczas nawet nie bardzo wie, o co pytam. Przy pisaniu jest podobnie. Ale wtedy zakłada słuchawki na uszy i siada przy komputerze, włącza muzykę... To znak, że powstaje wiersz. Trudno wtedy się spodziewać, ze zrobi jakieś kanapki czy herbatę. Podobno poeci piszą najlepsze wiersze gdy są nieszczęśliwi. Agnieszka wydała tylko dwa tomiki. Sam nie wiem czy to dobrze czy źle? Czasem jest tak, że wraca ze spotkań autorskich, z innymi poetami, różnych imprez. I tak je przeżywa, trzeba sprowadzać na ziemię. Potrafi je przeżywać cały wieczór. Nie zawsze czytam pierwszy jej wiersze. Czasem daje mi je pokazuje, czasem nie.

Niedawno Agnieszka wybrała się ze mną na film "Across the Uniwerse" z muzyką Beatlesów. Nawet nie protestowała i widzę, że teraz czasem szuka na Youtube tych piosenek. Czasem oglądamy te same filmy. A więc to jest tak, że ja wierszy nie piszę, ale żyję z poetką pod jednym dachem wcale zgodnie. Owszem, bywają sytuacje awaryjne. Paulina, nasza córka opowiada w takich przypadkach o tym, że musi się mieć na baczności, bo mamie zdarzyło się kiedyś zgubić psa. Albo że trudno się do niej dodzwonić, bo mama chodząca często z głową w chmurach po prostu nie słyszy dzwonka lub nie wie, gdzie zostawiła telefon. Ale generalnie głodni nie chodzimy i nie czujemy się zaniedbani przez naszą poetkę.

Agnieszka Konopka, włocławianka, poetka. Z wykształcenia pedagog i bibliotekarz. Jest autorką dwóch tomików poetyckich: Drzwi do mojego nieba" i "Pajęczyna". Pracuje w Miejskiej Bibliotece Publicznej, gdzie zajmuje się promocją. Nieustająca propagatorka poezji i piękniejszych stron życia. Pogodny człowiek. Od lat współpracuje z Więziennym Klubem Literackim "Bartnicka 10".

Joanna Karkoszka:
- Tomka znałam dość długo, ale tylko "z widzenia". Wołali na niego "Ziutek". Wiedziałam kim jest, ale długo, długo nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Może dlatego, że pochodziliśmy z dwóch różnych światów muzycznych, które nie przepadały za sobą i niezbyt się rozumiały. Ja byłam zapaloną bluesmanką, a on rockendrolowcem. A może po prostu nie zależało nam tej rozmowie i na tym, żeby się poznać. Może trudno teraz w to uwierzyć, ale po prostu niezbyt za sobą przepadaliśmy. Wydawało mi się, że on strasznie zadziera nosa i "szpanuje". Zresztą - jak się później okazało - Tomasz postrzegał mnie podobnie.

Mimo że tak bardzo się nie cierpieliśmy i unikaliśmy, latem 1999 doszło do spotkania, które zupełnie zmieniło nasz stosunek do siebie. Grałam w Płocku koncert z "Blue Sounds", a Tomek koncert z "Belgradem". Już nie pamiętam jak do tego doszło, że w pubie pełnym ludzi siedzieliśmy tylko we dwoje i długo rozmawialiśmy o nas, o tym kim jesteśmy, co jest dla nas ważne. Okazało się, że mamy bardzo podobne spojrzenie na życie, podobne priorytety, a obraz zarozumiałego "Ziutka" zastąpił sympatyczny i wrażliwy człowiek - Tomek.

Po tak interesującej rozmowie pojawił się głód kontynuacji tej niezwykłej rozmowy, która trwa do dziś. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek coś dla mnie zagrał. A to drań! Żartuję, oczywiście... Tomek w ogóle zapomina o wszelkich rocznicach, dniu kobiet, walentynkach i innych tego rodzaju świętach. Proszę mi jednak wierzyć, że jest tak kochanym mężczyzną na co dzień, potrafi dać tyle ciepła i szczęścia swojej kobiecie, w ogóle rodzinie, że nie musi tego udowadniać "od święta". No i wspaniale gotuje.

Tomasz Karkoszka, włocławski muzyk, perkusista rockowy i bluesowy. Gra w zespole "Blue Sounds". Koncertuje wraz z zespołem (wokalistką jest żona, Joanna) w Polsce, jak również poza jej granicami. Z bluesem związany od 2000 roku, po pojawieniu się fascynacji oszczędnymi gatunkami muzycznymi. Poza działalnością estradową, zajmuje się organizacją bluesowych festiwali. Płytę zespołu "Blue Sounds" " Tak naprawdę to wszystko z miłości" wydano także w Japonii. Menager zespołu "Kasa Chorych" i road menager Martyny Jakubowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska