https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Drwa rąbią, a ludzie lecą

Dariusz Knapik
Na wariackich papierach zaczęto budować  parking na tyłach ratusza
Na wariackich papierach zaczęto budować parking na tyłach ratusza
Burmistrz Radziejowa wycina ludzi swego poprzednika oraz drzewa. Pod topór poszło pół hektara lasu i dobry pluton stronników obalonej władzy.

     Od 1994 roku w Radziejowie niepodzielnie rządziła lewica oraz burmistrz Marek Szuszman. Ale działacze pokłócili się o stanowiska w powiecie i zaczęli samobójczą wojnę. Miasto zalewały paszkwile, w których obie strony obrzucały się błotem. Tuż przed wyborami zbuntowali się działacze 3 miejskich kół SLD. Część wyrzucono z partii. Buntownicy wystawili konkurencyjne listy wyborcze.
     Elektorat miał tego serdecznie dość. Już w pierwszej turze walkę o fotel burmistrza bezapelacyjnie wygrał nie znany szerzej właściciel piekarni, Sławomir Bykowski. Jego stronnicy na ogół debiutowali w polityce. Założony przez nich komitet "Nasze miasto" zdobył w 15-osobowej radzie aż 12 mandatów.
     W kampanii Bykowski nie zostawił na Szuszmanie suchej nitki. To samo robił tajemniczy "Tygrysek", podpisany pod krążącymi po mieście anonimami. Bykowski twierdził, że to właśnie on otworzył mu oczy i publicznie za to nieznanemu twórcy podziękował. Dziś nowy burmistrz ma swojego własnego Tygryska, który czujnie śledzi wszystkie jego kroki. Po Radziejowie znów krążą anonimy.
     Szwagier się dokształca
     - Panie Leszku, czy ja pana tępię? - pyta burmistrz jedynego członka SLD, któremu udało się dostać do rady. Lesław Kurant stanowczo zaprzecza. Za Szuszmana był członkiem Zarządu Miasta, ale krótko przed wyborami ostentacyjnie zrezygnował. Teraz z dwoma radnymi klubu "Nasze miasto" postanowił wesprzeć burmistrza podczas jego rozmowy z dziennikarzem. - Ja tępię SLD? To czyste plotki - gorączkuje się Bykowski.
     Na pierwszy ogień poszła sekretarka Szuszmana i zarazem sekretarz koła nr 1 SLD. Zwolniono ją z powodu "reorganizacji zatrudnienia". Kierowca byłego burmistrza przezornie zachorował. W końcu jednak wrócił i musiał stanąć przed zakładowym lekarzem. Nowym, bo temu którego zatrudnił Szuszman, podziękowano. Doktor orzekł, że pacjent na kierowcę już się nie nadaje. Zwolnienie wróżono też kierownikowi referatu gospodarki komunalnej - szefowi miejscowej PPS oraz jego partyjnemu koledze, pełnomocnikowi ds. oświaty. Na razie obaj obłożnie zachorowali.
     Szefowa Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej do SLD wprawdzie nie należała, ale była sąsiadką i dobrą znajomą Szuszmana. Jego następca zdegradował ją na podrzędne stanowisko i radykalnie obciął pobory. Na jej miejsce awansowano jedną z pracownic. Nie ma wątpliwości, że to czasowe rozwiązanie. Obecna szefowa już liczy bowiem dni do emerytury, a na dodatek nie ma potrzebnych kwalifikacji. Wróbelki ćwierkają, że wkrótce zastąpi ją magister filozofii, a zarazem szwagier burmistrza. Jeszcze za Szuszmana przyjęto go do MOPS w ramach prac interwencyjnych, teraz pracuje już na zwykłym etacie. Szwagier został szefem miejskiej komisji przeciwalkoholowej, kończy też podyplomowe studia z pracy socjalnej, co daje mu najlepsze kwalifikacje na szefa MOPS.
     Skarbnik porzuca pracę
     Już po kilku miesiącach współpracy z nowym burmistrzem skarbnik Janina Woźniak straciła złudzenia, że zostanie w ratuszu. Po nabyciu uprawnień postanowiła od 1 lipca przejść na emeryturę. Wzięła zaległy urlop, do pracy miała wrócić 13 czerwca. W przeddzień kadrowa oznajmiła jej, że burmistrz zwolnił ją z obowiązku świadczenia pracy, gotowe pismo czeka na jego podpis. Musi tylko uzgodnić z następczynią termin przekazania obowiązków, a przy okazji odbierze pismo. Nowa skarbniczka kilka razy przesuwała terminy, w końcu obie panie umówiły się na 25 czerwca.
     W trakcie spotkania weszła kadrowa wręczając Woźniak dyscyplinarne zwolnienie, za to, że nie stawiła się do pracy. Burmistrz twierdzi, że po urlopie powinna podpisać listę obecności i odebrać pismo. Była skarbniczka skierowała sprawę do sądu. Z 35 lat pracy, większość spędziła w radziejowskim urzędzie jako główna księgowa, potem skarbniczka. Ma srebrny i złoty krzyże zasługi. Trwała za PRL, "Solidarności" i SLD, aż w końcu, na 5 dni przed emeryturą, oskarżono ją o porzucenie pracy.
     Na liście zwolnień bądź dymisji znalazło się też 8 portierów i palaczy, 8 pracowników Radziejowskiego Domu Kultury, a wśród nich były przewodniczący miejskiej rady, Jan Kalafus, prezes i rada nadzorcza Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej oraz radca prawny, którego burmistrz zastąpił swoim człowiekiem.
     Prawnika na technika
     Członkowie rady nadzorczej Radziejowskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego do dziś oficjalnie nie wiedzą, że zostali odwołani. W grudniu w gabinecie prezesa RTBS, zarazem powiatowego sekretarza SLD, Jana Jaworskiego pojawił burmistrz z grupą osób i zakomunikował mu, że to jest nowa rada. Jej szefowa oznajmiła prezesowi, że został odwołany. Rada zamieniła magistra prawa na technika budowlanego, Stanisława Kanię.
     Prezes Kania za rządów Szuszmana otrzymał dymisję z posady dyrektora MPGK. Przed wyborami zaczął sympatyzować z grupą Bykowskiego. Są już pierwsze efekty tej decyzji kadrowej. Podwyższył sobie pensję, z 2,2 tys. zł, które pobierał Jaworski, do 3,4 tys. zł. Poprzednik, jako prawnik, obywał się bez radcy. Kania poszedł w ślady burmistrza, za 2,5 tysiąca zatrudnił nowego radcę z ratusza. Rada nadzorcza podwyższyła sobie uposażenia aż o 100 proc. Czy trudno się dziwić, że już na starcie nowy szef podniósł opłaty za ciepłą wodę i ogrzewanie?
     Radny śledzi oferty
     Po objęciu urzędu Bykowski postanowił wybrać bank do obsługi ratusza i podległych instytucji. Wbrew tradycjom poprzednich kadencji, w komisji przetargowej nie było radnych, jedynie podwładni burmistrza. Zgłosiły się 4 banki, m.in. Pekao SA, który od 1995 roku prowadził konto urzędu. Ale tym razem wygrał PKO BP, którym kieruje teściowa Bykowskiego. Z wiarygodnych źródeł wiem, że najniższe prowizje oferował Bank Spółdzielczy. - Tam nie tylko prowizje wchodziły w grę. Te wszystkie podteksty to jedynie czyjaś złośliwość - twierdzi burmistrz. Sam Bykowski, podobnie jak i jego żona mają jednak osobiste konta w Pekao SA.
     Pracownikiem zwycięskiego PKO BP. jest wiceprzewodniczący komisji budżetu i finansów, radny "Naszego miasta", Mariusz Lewicki. Przed rozstrzygnięciem przetargu przyszedł do burmistrza i oświadczył, że jeżeli wygra Pekao SA to on będzie protestować i wystąpi na najbliższej sesji. Miał bowiem przegląd wszystkich ofert i wie, że jego firma nie po to złożyła najlepszą, by teraz przegrać. Skąd to wiem? Ano z ust samego burmistrza, którego wypowiedź prawie słowo w słowo cytuję. Jak to się ma do ustawy o zamówieniach publicznych, by pracownik - cóż z tego, że radny - startującej w przetargu firmy miał swobodny wgląd do wszystkich konkurencyjnych ofert?
     Bez kawiarni i gazety
     Kontrowersje budzi też wiele innych decyzji Bykowskiego. Po dojściu do władzy uznał, że wszyscy muszą zaciskać pasa i zmniejszył średnio o 10 proc. pensje wszystkim urzędnikom i pracownikom podległych instytucji. Ostatnio po raz kolejny obcięto pobory dyrektorce Miejskiej i Powiatowej Biblioteki. Krótko wcześniej, na skutek burzliwych protestów mieszkańców, burmistrz musiał zrezygnować z pomysłu przeniesienia placówki do odległej szkoły.
     Obcinając wydatki na kulturę Bykowski z rozpędu zamknął przynoszącą niewielki, ale stały dochód, kawiarnię w Domu Kultury. Już w kilka dni po pierwszej sesji sekretarka burmistrza zażądała, by dostarczyć mu wszystkie teksty planowane do najbliższego numeru "Gazety Radziejowskiej". Naczelny nie zgodził się. Po miesiącu radni cofnęli dotację na druk gazety. Redagowane społecznymi siłami pismo przestało się ukazywać.
     Był las...
     Istnym skandalem są prowadzone przez burmistrza inwestycje. Wiosną na wariackich papierach zaczęto budować parkingi przy stadionie MKS "Start" i na tyłach ratusza. Miejskie służby do dziś nawet nie zgłosiły obu tych budów w starostwie. Największe oburzenie wywołało w Radziejowie wycięcie blisko pół hektara lasu, na którym ma powstać parking przy stadionie. Burmistrz cytuje mi pismo MKS "Start", z którego wynika, że teren porastają krzewy i drzewa tzw. samosiejki. Nieprawda! W latach pięćdziesiątych mieszkańcy Radziejowa sadzili na tych terenach drzewa, m.in. topole, klony, buki. Obecnie znajduje się tu otaczający stadion las komunalny. Kilkaset wyciętych drzew stanowiło jego część.
     Naruszono wszelkie możliwe przepisy. Drzewa nie zostały ocechowane i wycenione. Nie było po co, bo Bykowski zwolnił inwestora, czyli siebie, z obowiązku zapłaty za wycięte drzewa na fundusz ochrony środowiska. Czytając ustawę o ochronie przyrody trudno znaleźć przepis, który można było tu zastosować. Część drewna trafiła do szkół, część wzięli sobie prowadzący wycinkę strażacy i okoliczna ludność, resztę wywieziono na wysypisko. - Przecież to nie był las - przekonuje Bykowski. Drzewa znajdowały się bowiem na działce, która należy do stadionu.
     Na podobnych zasadach wycięto kilkanaście akacji, klonów, kasztanów rosnących na terenie przyszłego parkingu za ratuszem. - To przecież tylko parę drzew - mówi burmistrz.
     Ratusz nie piekarnia
     W kampanii Bykowski obiecywał wyborcom złote góry. Miała być praca, zagraniczny kapitał, niższe podatki, ulgi dla miejscowego biznesu. Na razie obietnice z wyborczego programu pozostały na papierze. Gorzej, bo podatki od nieruchomości podniesiono o 100 proc., wzrosły też opłaty za środki transportu. Bykowski zrzuca wszystko na "makabryczny spadek odziedziczony po poprzednikach".
     Miejscowi przedsiębiorcy, którzy przed wyborami gremialnie poparli Bykowskiego, teraz nie zostawiają na nim suchej nitki. Niedawno radny Waldemar Juszczyński wystąpił z klubu "Nasze miasto". W maju Szymon Szynkowski, szanowany powszechnie szef rady nadzorczej miejscowej Spółdzielni Mieszkaniowej napisał do burmistrza list otwarty. Przypomina w nim, że wcześniej gorąco popierał kandydaturę Bykowskiego i jego komitet wyborczy. Dziś jednak przekonał się, jak bardzo się pomylił.
     - Szuszman przez 8 lat swoich rządów tylko raz, w 2000 roku wziął 300 tysięcy obrotowego kredytu, które zaraz spłacił - mówi jeden z urzędników. - Zawsze potrafił ściągnąć do miasta dodatkowe środki. Bykowski raz już wziął 500 tys. zł kredytu, potem w kwietniu pożyczył kolejne pół miliona, min. na spłatę części poprzedniego długu. Obsługa każdego z tych kredytów kosztować będzie miasto po 30 tys. zł.
     _- Myślę, że burmistrz pomału zdążył się już przekonać, że rządzenie miastem różni się znacznie od kierowania piekarnią - _kończy mój rozmówca.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska