- "Komu się nie podoba globalny kapitalizm powinien wynieść się na Kubę" - co pan myśli, słysząc takie tezy?
- Nawet na Kubie nie da się do końca od globalizacji uciec. Choć akurat tam dobrze widać pozytywny aspekt jednoczenia się świata i globalizacji informatycznej: prześladowani przez władze mogą przekazywać informacje o tym na zewnątrz. Przyjmując jako oczywiste pewne pozytywy procesów globalnych, ludzie zajmujący się przestrzeganiem praw człowieka dostrzegają jednak towarzyszące im zagrożenia. Globalizacja nie sprawia bowiem, że biedni ludzie i biedne kraje zyskują dostęp do szczytowych osiągnięć ludzkiej myśli: drogich technik medycznych, leków i technologii oszczędzających ludzki wysiłek i środowisko naturalne. Nie wyrównuje też potężnych dysproporcji ekonomicznych. Jeśli bowiem siłą sprawczą jest tu nie tyle chęć służenia innym, co wypracowanie zysku - to trudno, by było inaczej. Ten, kto inwestuje, chce tak użyć swoich pieniędzy, by zwrot kapitału był jak największy. System faworyzuje zatem "dostarczycieli" kapitału, a dyskryminuje jego "odbiorców".
- Liberał powie, że trudno się temu dziwić...
- Ale skutek jest taki, że rośnie armia przegranych. W ostatnim dziesięcioleciu odnotowuje się wzrost nędzy w regionach, gdzie przez długi czas obserwowano jej zanikanie: w zachodnich krajach uprzemysłowionych, a przede wszystkim w środkowej i wschodniej Europie. W regionach "tradycyjnie" ubogich, np. w Afryce, ubóstwo także się pogłębia. W rękach najbogatszej jednej piątej ludzkości jest 85 proc. wszystkich dochodów, podczas gdy "dolna" jedna piąta ma do dyspozycji jedynie 1,4 proc.! Majątek 200 najbogatszych ludzi na świecie w 1999. roku wynosił 1135 miliardów dolarów, podczas gdy 582 miliony ludzi w najsłabiej rozwiniętych krajach globu dysponowały tylko 146 miliardami. Trójka największych w świecie posiadaczy ma na kontach tyle, co 48 najsłabiej rozwiniętych krajów. Dochód światowej gospodarki to 25 trylionów dolarów rocznie - ale czwarta część populacji żyje w skrajnej nędzy. W Human Development Report nazwano to "skandalem odzwierciedlającym hańbiące nierówności i niewybaczalny upadek narodowej i międzynarodowej polityki".
- Biedne kraje usiłują się ratować, przyciągając zagranicznych inwestorów.
- W tym celu obniżają do minimum koszty pracy, godząc się na pogorszenie standardów ochrony praw pracowniczych. I ograniczają prawa w dziedzinie ochrony środowiska. A cóż biedna społeczność np. w Indiach, ma za wyjście? Dlatego konkuruje z innymi biednymi państwami w tworzeniu lepszych warunków dla zamożnych zagranicznych inwestorów - i gorszych, niestety, warunków życia dla własnych obywateli. "Brudne", degradujące środowisko gałęzie przemysłu są przenoszone do biednych rejonów globu, podobnie jak toksyczne odpady. USA próbują narzucić Chinom ustawodawstwo raczej w dziedzinie ochrony własności intelektualnej, niż takie, które zakazywałoby pracy dzieci.
- Coraz większą rolę w światowej ekonomii odgrywają ponadnarodowe korporacje. Mówi się, że to one tak naprawdę rządzą światem.
- Warto uświadomić sobie, że takie korporacje dysponują budżetami znacznie większymi od budżetów wielu państw, i to wcale nie tych najmniejszych. Wśród 200 "globalnych aktorów", mających największy wpływ na światową gospodarkę, jest 160 takich korporacji - i tylko 40 państw. Prezydent transnarodowej kompanii ma znacznie większe możliwości decydowania o losie ludzi - a także o wielu sprawach z zakresu polityki - niż prezydent niewielkiego kraju, który musi często ślepo akceptować jego propozycje, jeśli chce ściągnąć inwestorów. A akcjonariusze korporacji nie będą rwali na sobie koszul, jeśli jej zarząd postanowi zwolnić 2 tys. pracowników w dalekim kraju. Ale wielkie kompanie wpływają też na politykę potężnych państw. Uważa się, że takie wpływy miał w USA zbankrutowany dziś koncern energetyczny Enron.
- Zamiast demokracji mamy więc w światowej gospodarce i polityce globalny dyktat silniejszych.
- Inną filozofią rządzi się tylko Unia Europejska. To jedyna organizacja ekonomiczna o wielkim potencjale, która usiłuje zharmonizować i ożenić wolny rynek i wzrost gospodarczy z respektowaniem podstawowych ekonomicznych i społecznych praw człowieka oraz obroną tożsamości narodowej. Jej zwiększające się oddziaływanie na społeczność międzynarodową jest również funkcją tego, że państwa członkowskie - występując solidarnie w ONZ i międzynarodowych organizacjach ekonomicznych - uzyskują coraz większy wpływ na oblicze globalizacji. Z tego punktu widzenia UE pozostaje jedyną realną i korzystną opcją dla Polski.
- Globalny kapitał ma globalnego przeciwnika: "tęczową" - od ultralewicowców po prawicę - koalicję antyglobalistów, która ma już na koncie pewne sukcesy.
- Kto by kilka lat temu pomyślał, że Bank Światowy będzie się zajmował walką z biedą - a obecnie się zajmuje, to nie żadna propaganda! - że Międzynarodowy Fundusz Walutowy będzie sprawdzał, jakie konsekwencje społeczne mogą mieć jego programy? Dzięki hałaśliwej, a ostatnio także agresywnej opozycji - posądzanej wręcz o lewackie czy trockistowskie inspiracje - to się stało możliwe. Myślę, że wszyscy dziś wyraźnie widzą, że problem nie w tym, by globalizację zatrzymać, czy odepchnąć, ale by wprowadzić do niej pewne regulacje. Żeby uzgodnione przez większość państw zasady - m. in. konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz postanowienia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i Paktów Praw Człowieka - były stosowane.
