Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziękuję za śmierć i zmartwychwstanie

Rozmawiał Adam Willma
Teresa Gutsche z mężem
Teresa Gutsche z mężem Fot. Adam Willma
Rozmowa z Teresą Gutsche, żoną toruńskiego pastora o jej 6-letniej walce z rakiem, o śmierci i zmartwychwstaniu...

- W podręcznikach psychologii jest napisane, że większość ludzi zadaje to samo pytanie: "dlaczego ja?". Ty również pytałaś?

- Człowiek wierzący może pytać Boga o wszystko.

- Każdy ma w młodości taką wizję: że będzie smakował życie do późnej starości. Ten film kończy się sceną, w której trzymamy prawnuki na rękach. W tym scenariuszu nie ma miejsca na śmierć w pełni życia.
- Oczywiście, a jeśli człowiek w dodatku jest wierzący, to ma dodatkowo nadzieje, że za sprawą tej wiary będzie mu się wiodło jeszcze szczęśliwiej (śmiech). Ale jakoś nie pamiętam, żebym miała żal o tę chorobę. Na pewnym etapie swojego życia powierzyłam swoje życie Bogu i wszystko co stało się później jest konsekwencją tego wyboru. Ja już prędzej zostałam zahartowana. Wiedziałem, że nie wszystko mogę mieć, że życie jest ciężkie, że prawie ciągle jest w nim pod górkę. Ale że ma sens. Jaki? Kiedyś się tego dowiem. Ja mam świadomość tego, że Bóg ma prawo do mojego życia. Może dać, ale jego prawem jest też nie dać.

- A uzdrowienie? Karty ewangelii są pełne takich opisów.

- Mogłam modlić się i prosić, żeby Bóg zabrał mi tego raka i prosiłam o uzdrowienie. Ale odpowiedzi pozytywnej nie było. Jeszcze w dniu operacji poprosiłam lekarza, żeby sprawdził, czy guz na pewno jest, bo wiem, że cud może się zdarzyć. Nie zdarzył się, więc mogłam spokojnie iść na operację. Od tego czasu minęło sześć lat, rak trzy razy się przerzucał. Jeśli taki scenariusz Bóg dla mnie napisał, wie co robi.

- Rak jest ciosem dla całej rodziny. Jak rodzina przyjęła tę informację?

- Mój mąż bardzo to przeżył i mam wrażenie, że stres dopadł bardziej jego, niż mnie. Najpierw niepełnosprawne dziecko, później choroba nowotworowa żony. Cóż, będzie musiał sam sobie z tym radzić. Po urodzeniu dziecka z porażeniem mózgowym, kiedy cały ciężar rehabilitacji spadł na mnie, przez trzy lata było mi bardzo ciężko. Lekarze rozpalali promyk nadziei, że rehabilitacja może pomóc, że może Kubuś będzie rozwijał się normalnie. Ten cały wysiłek na nic się zdał. Więc wreszcie powiedziałam sobie - koniec. Jeśli Bóg chciałby dać mi zdrowe dziecko, zrobiłby to. Kubuś trafił do przedszkola, później do szkoły, ja pilnuję, żeby nie stała mu się krzywda, żeby miał poczucie bezpieczeństwa. Sprawił mi dużo radości, gdy nauczył się sygnalizować potrzeby fizjologiczne i ubierać bieliznę. To wielka rzecz.

- Ale myślałaś pewnie jak każda kobieta: że pozostanie dziecko niepełnosprawne, że syn na studiach potrzebuje twojego wsparcia, że mąż sobie z tym wszystkim nie poradzi...
- Oczywiście, ale jeśli w planach Boga była moja choroba, to jest w nich również los moich dzieci i męża, po tym, jak mnie zabierze. A poza tym - czy ja jestem jedyna na świecie, która może się tym wszystkim zająć (śmiech)? Może pojawi się ktoś lepszy? Potrafię spojrzeć na siebie krytycznie - pewnie mogłabym być lepszą matka, mogłabym bardziej pomagać mężowi. A może Bóg uznał, że powinien ich moim odejściem doświadczyć, żeby ich czegoś nauczyć?

- Rak piersi to szczególny przypadek. Uderza w kobiecość.

- Tracisz nie tylko pierś, ale i włosy, czyli to, co dla kobiety bardzo ważne, bo każda z nas lubi wyglądać ładnie. Ja w ciągu tych sześciu lat trzy razy traciłam włosy, więc nauczyłam się zakrywać swoją chorobę przed innymi. Ostatnio już nie zwracam na to takiej uwagi jak wcześniej - bo przecież wielu ludzi choruje, czy oni wszyscy mają się wstydzić choroby? Ale z drugiej strony życie po takiej operacji jest dziś całkiem dobre. Można sobie kupić specjalny strój kąpielowy, w którym się wcale nie wyróżniasz, głowę osłonić peruką, kupić dobrą protezę.

- Nie miałaś kryzysu wiary?

- Na etapie choroby - nie. Miałam różne ciężkie etapy w życiu. Okres panieństwa wspominam świetnie - miałam mnóstwo czasu, robiłam co chciałam, jeździłam, gdzie popadło, spotykałam się z ludźmi. Cieszyłam się Bogiem, żyłam nim i myślałam, że zawsze będzie tak fajnie. Ale dziś widzę, że to było jedynie przygotowanie do prawdziwego życia. Było mi bardzo ciężko, gdy musiałam za mężem przyjechać z Gdańska, zostawić tam rodzinę, borykać się z niedostatkiem, gdy zbór dopiero powstawał. Wtedy modliłam się z prośbą o jakąś pomoc. Bo przecież jest napisane: "Przyjdźcie do mnie wszyscy zapracowani i przeciążeni, ja wam zapewnię wytchnienie". Ale ta pomoc nie nadchodziła - rok, drugi, trzeci. Żadnego wytchnienia. Choroba, myślę, co jest? Ale ten werset ma dalszy ciąg, który dziwnym trafem zawsze pomijałam: "Weźcie na siebie moje jarzmo, uczcie się ode mnie łagodności i pokory serca, a znajdziecie ukojenie dla swych dusz". Wtedy zrozumiała, że tej łagodności i pokory zabrakło.

- Zdarza ci się rozmawiać z innymi chorymi o chorobie?

- Nie unikam takich rozmów, ale też nie chcę się narzucać. Większość powtarza oklepaną formułkę, że trzeba tylko wierzyć, że będzie dobrze, to będzie dobrze. Od jednego pana usłyszałam: "Kazali mi wierzyć, że będzie dobrze i co? Mam przerzuty". Bo to jest wszystko czcza gadanina - będzie dobrze, albo źle. Nie ty człowieku o tym zadecydujesz. Bóg daje życie i je odbiera.

- Myślą sobie: nawiedzona.

- Niech sobie myślą (śmiech). Dobrze, jeśli w ogóle chcą o tych sprawach myśleć, póki mają na to czas.

- Trudno odejść, kiedy wszystko takie piękne: na drzewach pojawiają się liście, niebie niebieskie, ptaki śpiewają, niebo błękitne...

- Zawsze byłam wrażliwa na przyrodę, potrafiłam dostrzegać piękno świata, więc to nie tak, że dopiero teraz to zauważyłam. Może tylko bardziej potrafię się nią cieszyć niż wcześniej. Tyle, na ile mi to jeszcze jest to dane, na ile mam siłę. Chętnie pojeździłabym rowerem, gdybym jeszcze mogła. Przyglądam się ludziom zupełnie zdrowym i dziwię się, że nie korzystają z tych dobrodziejstw. Najbardziej dziwię się ludziom wierzącym, że tak strasznie potrafią przejmować się drobiazgami, że oni również potrafią pędzić bez tchu. Czasem trzeba zrobić sobie przerwę w życiu, zatrzymać się, posmakować, dokładnie się przyjrzeć temu prezentowi, który dostaliśmy od Boga. Ale, uwierz mi, patrzę na ten piękny świat i nie mam żalu, że się z nim niedługo pożegnam. Wiem, że idę do lepszego świata.

- Ta myśl na pewno pomaga. Ale gdy pojawia się ból, człowiekowi nie chce się myśleć o czymkolwiek.

- W tej chwili mam trzeci przerzut, lekarze ostrzegli, że leki, które zażywam są już ostatnimi - później będzie już tylko morfina. Ale w sensie fizycznym nie jest to jakiś dramat, na wcześniejszych etapach choroby miałam okazję zetknąć się z morfiną, wiem, co mówię. Ból rzeczywiście potrafi zdominować wszystko. Były okresy, w których nie odbierałam żadnych telefonów, bo byłam tak skupiona na własnym bólu, że nie miałam siły skoncentrować się na czymkolwiek innym. Gdy nie ma bólu, żyję jak zawsze. Oczywiście, gdy masz siedem guzów w mózgu, musisz uważać na wszystko, nie wolno ci wykonywać zbyt gwałtownych czynności, musisz mieć świadomość, że każde wyjście na ulicę może być ostatnie. Dlatego idąc odebrać Kubę z przystanku, modlę się o dobry powrót i dziękuję Bogu po powrocie, że szczęśliwie dotarliśmy.

- Robi się coraz cieplej. Posadziłaś rośliny w ogródku?

- Nie, jeszcze trochę poczekam z sadzeniem. Czasem rzeczywiście nachodziła mnie myśl - kobieto, przecież ty umierasz, daj sobie spokój z ogródkiem. Ale nie, dopóki mogę, będę pracować w ogródku, choćby dlatego, żeby kiedyś służył innym. Kolega obiecał, że nauczy mnie właściwie przycinać krzewy. Chciałabym jeszcze opanować tę umiejętność, choć nie mam pojęcia czy mi to przyszłej wiosny będzie na coś potrzebne.

- W czasie, gdy rozwijała się twoja choroba, tematem poważnej debaty uczyniono eutanazję. Masz swoje zdanie w tej sprawie?

- Nie mam wątpliwości, że gdybym była osobą niewierzącą, poparłabym eutanazję. Wiem, co ból może zrobić z człowiekiem, do jakiego stanu go doprowadzić. Ale mam świadomość, że nie ja jestem twórcą życia, i chce o tym pamiętać również w ostatniej fazie choroby, gdy będę mogła sama dawkować sobie morfinę. To są rzeczy trudne, ale spójrz na to z drugiej strony - są różne nowotwory, niektóre rozwijają się niezauważone, a później atakują znienacka, zabijają szybko. Ja dziękuję Bogu, że w moim przypadku było inaczej, że miałam czas na przygotowanie, poukładanie sobie spraw. Po drugim przerzucie znalazł się lek, który powstrzymał rozwój choroby na dwa lata i osiem miesięcy. To był czas, który świetnie spędziłam - nic mnie nie bolało, nie było skutków ubocznych.

- Cała Polska śledziła odchodzenie Zbigniewa Religi. Ty również?

- Tak. Współczułam, że dokonał innego wyboru. Ale każdy może zrobić ze swoim życiem, co chce. Dziś Zbigniew Religa wie już wszystko.

- Napisałaś list do rodziny? Testament?

- Myślałam o tym. Na razie spisałam mężowi wszystkie informacje na temat Kuby - co i gdzie załatwić. To jest mój obowiązek wobec nich.

- Kobiecie, której mąż na co dzień zajmuje się głoszeniem kazań, łatwiej przejść przez doświadczenie kryzysu?

- Były takie kazania męża, po których wychodziłam autentycznie poruszona, które otworzyły mi oczy na sprawy, wobec których byłam wcześniej ślepa. Dziś już tak nie jest, głównie ze względu na to, że pewne sprawy wiem, pewnych rzeczy sama doświadczyłam. A kazania muszą być skierowane również do tych, którzy jeszcze nie przeszli tej drogi.

- Co przygotowałaś na święta?

- Nawet jeszcze o tym nie myślałam. Pochodzę z domu, w którym święta były zawsze czasem obowiązkowych zakupów, mycia okien, gotowania stosownych potraw itp. Po takich świętach człowiek był zupełnie wykończony. Wiele lat temu zerwałam z tym rytuałem, bo przecież wszystkie te ozdobniki - zajączki, jajeczka, mazurki nie są przesłaniem świąt. Na Boże Narodzenie piekę kaczkę z jabłkami, którą wszyscy lubimy. Na wielkanocne śniadanie może być nawet jajecznica, jeśli nie będę miała siły przygotować czegoś innego. Nie to jest ważne. Ważna jest śmierć i ważne jest zmartwychwstanie Chrystusa. Nic ważniejszego w życiu mnie nie spotkało. I za to jestem wdzięczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska