https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziś trzeba krzyczeć

Andrzej Bartniak
Skórzana kurtka, spodnie i szybki motor.  Tylko nieliczni znają od tej strony ks.  Ireneusza Machuta, wikariusza w parafii pw.  św. Józefa.
Skórzana kurtka, spodnie i szybki motor. Tylko nieliczni znają od tej strony ks. Ireneusza Machuta, wikariusza w parafii pw. św. Józefa.
Dobrze, że większość widzów podczas niedzielnego przedstawienia wygodnie siedziała, bo gdyby stali, mogliby się przewrócić. Ostre techno w tle i motor jeżdżący po kościele, to dla niektórych było zbyt wiele. Dlatego wychodzili. Większość została nie mogąc wyjść z podziwu, skąd biorą się tak odważni księża?

     Nowe czasy wymagają nowych środków wyrazu. Ta zasada zdaje się być najważniejszym mottem większości poczynań artystycznych ks. Wojciecha Korzeniaka z parafii pw. św. Józefa w Świeciu. O jego fascynacji sceną wiedzą uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Świeciu. Kilkakrotnie reżyserował, przygotowywane, z różnych okazji, filmy i przedstawienia. Za każdym razem były one zaskoczeniem dla widzów. Dzięki umiejętności przekonywania, ks. Korzeniakowi udawało się nakłonić do prawdziwych szaleństw większość nauczycieli, rozumiejących cel, jaki mu przyświeca. Aby dotrzeć do młodzieży, trzeba przemówić jej językiem: gestów, skrótów myślowych, symboli.
     Ci, którzy tego nie wiedzą, mogli być zaskoczeni odważną formułą niedzielnego spektaklu "Puste miejsce". Wchodzących do gościła wiali muzycy z prowokującymi tabliczkami - np. zbieram na wino, jestem chory na aids - Jezus mnie kocha.
     Ale naprawdę zmieszani, widzowie poczuli się dopiero wtedy, gdy z głośników popłynęły ostre dźwięki muzyki techno. W tym samym momencie na chórze dały się słyszeć "balangujące" nastolatki. Momentem kulminacyjnym było pojawienie się motocyklisty, który wykonał kilka rundek wewnątrz kościoła. Tu kolejne zaskoczenie. "Harleyowcem" w czarnej skórze okazał się ks. Irek Machut, wikariusz miejscowej parafii. To dla niektórych było zbyt dużo. Kilka osób, spodziewających się typowych jasełek, wyszło z kościoła. Pozostali, czyli około tysiąc osób, zostali do końca, aby zobaczyć czym jeszcze będzie chciał zaskoczyć ks. Wojciech.
     Zgiełk
     
Widowisko zrywało z tradycyjnym pojęciem sceny. Jego akcja rozrywała się w kilku miejscach jednocześnie. Chodziło o stworzenie atmosfery nieznośnego chaosu. Zaprzeczenia wszystkiego, z czym powinno być utożsamiane Boże Narodzenie. Zakupy, gotowanie, sprzątanie i jeszcze raz zakupy. A gdzie w tym wszystkim Bóg? Miejsca dla niego jest coraz mniej. Właśnie o tym mówiła sztuka. O sprawach, które coraz bardziej przesłaniają prawdziwy sens najważniejszych świąt dla Polaków. Rozterki, wątpliwości i pretensje pod adresem rodziców artykułowali młodzi aktorzy w drugiej części spektaklu, gdy ucichły już wszystkie dźwięki, wcześniej przytłaczające oglądających.
     Odwaga
     
Nie ulega wątpliwości, że niedzielne widowisko będzie jeszcze długo komentowane. Na pewno głos będą chcieli zabrać zarówno ci, którym się ono nie podobało, jak i osoby, które wyszły z kościoła wyraźnie wzruszone. I o to chodziło ks. Wojciechowi Korzeniakowi oraz aktorom z grupy "Bohema". Poruszyć sumienia. Niewątpliwie zamysł powiódł się. Brawa należą się wszystkim księżom, którzy zaangażowali się w ten projekt. Odważnie złamali stereotypy, ale nie udałoby się to, gdyby nie przychylność ks. Wiesława Kubiaka, proboszcza parafii, otwartego na tak nowatorską ewangelizację.
     Niestety, poważnym minusem spektaklu były kłopoty z nagłośnieniem. Wiele kwestii, dla siedzących z tyłu, było niezrozumiałych lub w ogóle niesłyszalnych.
     Tekst i fot.
     **

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska