Edukacja zdrowotna od września zastąpić ma wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ). Będzie ona dostępna dla uczniów klas 4-8 szkół podstawowych oraz w szkołach ponadpodstawowych. Zajęcia odbywać się będą raz w tygodniu, a w klasach ósmych zakończą się przed egzaminem ósmoklasisty. Nowy przedmiot nie będzie wpływał na ocenę uczniów ani ich promocję do kolejnych klas. Innymi słowy, nie będzie on obowiązkowy i nie będzie oceniany.
- W związku z tym, że zajęcia edukacyjne z nowego przedmiotu „edukacja zdrowotna” będą nieobowiązkowe to uczniowie nie będą oceniani z tego przedmiotu oraz zajęcia nie będą miały wpływu na promocję ucznia do klasy programowo wyższej ani na ukończenie szkoły przez ucznia – tak jak to miało miejsce w przypadku zajęć wychowanie do życia w rodzinie - podkreśla resort edukacji.
Mniejsze grupy, większa koncentracja
Przedmiot obejmował będzie m.in. zagadnienia z obszaru zdrowia, funkcjonowania w społeczeństwie, profilaktykę uzależnień oraz edukację seksualną. W przypadku zdrowia psychicznego, seksualnego lub dojrzewania ministerstwo dopuszcza zajęcia w mniejszych grupach (do 12 uczniów). Wszystko po to, by stworzyć odpowiednie warunki do omawiania delikatnych kwestii i pozwolić uczestnikom na maksymalną koncentrację.
Wiadomo też, że to na dyrektorach szkół spocznie obowiązek zorganizowania spotkań z rodzicami, by poinformować o treściach, które przekazywane będą podczas zajęć z edukacji zdrowotnej.
- Rodzice niepełnoletnich uczniów będą mieć możliwość podjęcia świadomej decyzji dotyczącej zgłoszenia dyrektorowi szkoły w formie pisemnej rezygnacji z udziału ucznia w zajęciach. Oczywiście uczeń pełnoletni nie będzie brał udziału w zajęciach, jeżeli zgłosi dyrektorowi szkoły w formie pisemnej rezygnację ze swojego udziału w zajęciach - czytamy w projekcie rozporządzenia.
Nieobowiązkowe? Nie będą chodzić
Pytani przez nas dyrektorzy szkół i nauczyciele, czynni pedagodzy, nie kryją rozczarowania.
- Prawda jest taka, że cała para poszła w gwizdek. Straciliśmy szansę na kontrolowaną, mądrą edukację dzieci w kwestiach zdrowotnych, w tym seksualnych - mówi nam dyrektorka jednej z największych toruńskich podstawówek. - Plany były bardzo dobre, ale nic z tego nie wyszło. Bo tak trzeba nazwać wprowadzanie do szkół przedmiotu, który nie jest ani obowiązkowy, ani oceniany.
Nauczyciele już dziś przewidują, że zainteresowanie edukacją zdrowotną nie będzie duże. Rodzice chcąc zyskać trochę więcej czasu dla swoich przeciążonych nauką dzieci, będą rezygnować z nieobowiązkowego przedmiotu.
- W liceach i technikach będzie jeszcze gorzej. Młodzież nie będzie chciała uczestniczyć w czymś, w czym nie musi - dodaje dyrektorka.
Pierwsze oceny po roku
Szefowa resortu edukacji Barbara Nowacka podkreśla, że po pierwszym roku funkcjonowania edukacji zdrowotnej zostanie przeprowadzona ocena jej skuteczności. Na tej podstawie zostaną podjęte decyzje dotyczące dalszego kształtu przedmiotu.
Przypomnijmy, że edukacja zdrowotna według planów MEN miała być przedmiotem obowiązkowym. Optowały za tym m.in. środowiska lekarskie. Ostatecznie, w obliczu protestów części rodziców, rząd zdecydował, że udział w tych zajęciach będzie fakultatywny.
– Szkoła potrzebuje spokoju. Moim zadaniem jest zadbanie o spokój w szkole, o to żeby nauczyciele prowadzili zajęcia w warunkach komfortowych i spokojnych, żeby przedmiot, który wchodzi do szkół był przedmiotem dobrze rozumianym przez całe społeczeństwo – tak ministra edukacji Barbara Nowacka uzasadniła na konferencji prasowej zmianę swojej decyzji.
