https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Egzekucja

Adam Willma
Aleksander Czuba do dziś nie może uwierzyć w to, co się stało: - Za 13 tysięcy złotych pożegnałem się z gospodarstwem i ziemią.

     Z problemami finansowymi Czuba zmagał się od dawna. Ale to na wsi nic nadzwyczajnego: dług w KRUS-ie, niespłacony kredyt w banku spółdzielczym. Prawdziwe problemy rozpoczęły się, kiedy zachorowała córka i potrzeba było szybkich pieniędzy.
     - Spłacić długi rolnik może dopiero po żniwach. Więc co zrobić, kiedy nie ma pieniędzy? Popytałem w kilku miejscach. Wreszcie znalazłem człowieka, który udziela takich pożyczek. - wspomina Czuba. Człowiek udzielający pożyczek nazywa się Andrzej Wicherek, mieszka na wsi pod Włocławkiem. Warunki nakreślone przez Wicherka były proste: 150 procent w skali roku i zastaw hipoteczny.
     Czubowie nie mieli wyjścia. - Umówiliśmy się na 14 tysięcy. Po trzech miesiącach mieliśmy oddać 20 tysięcy - relacjonuje Aleksander Czuba. Rolnicy nalegali, żeby formalności załatwić w pobliskim Aleksandrowie, Wicherek nalegał jednak, żeby umowę spisał notariusz Doraźny z Włocławka.
     Mnożenie tysięcy
     Termin podpisania umowy Wicherek wyznaczył na 22 marca. Dzień później Czubowie musieli spłacić dług w Banku Spółdzieczym w Aleksandrowie. Andrzej Wicherek stawił się u notariusza w towarzystwie innego mężczyzny, który również wcześniej nie odstępował go na krok. Dalej w relacji Anny Czuby wypadki potoczyły się następująco: - Już mieliśmy podpisywać umowę, kiedy notariusz znalazł jakiś kruczek, że nie może być 20 tysięcy zabezpieczenia hipotecznego. Wicherek wyprosił nas z pokoju, a później zmienił w dokumencie kwotę 20 tysięcy na 50 tysięcy. Powiedział, że w papierach będzie 50 tysięcy, ale ja będę musiała zwrócić mu tylko umówione 20. Potrzebowaliśmy tych pieniędzy, więc musieliśmy przystać na jego warunki i podpisać dokument.
     Aleksander Czuba obiecał Wicherkowi, że gdyby nie zwrócił pieniędzy w terminie, podpisze pełnomocnictwo do zajęcia nieruchomości na poczet długu.
     Czubowie zarzekają się, że Wicherek nie wpłacił im nawet 14 tysięcy. - Zwodził mnie i obiecywał, że zapłaci ostatni tysiąc, ale w końcu nie przywiózł - irytuje się Aleksander Czuba.
     Pieniędzy wystarczyło na spłatę starych długów i opłacenie prezentów dla lekarzy leczących córkę. Teraz już bez przeszkód mógł wziąć z banku kolejny kredyt - na pokrycie długu u Wicherka. Ale procedura niebezpiecznie się przeciągała. Zadzwonił więc do wierzyciela z prośbą o przesunięcie terminu spłaty. Ten w rozmowie telefonicznej wyraził zgodę. Na obietnicach jednak się skończyło - tuż po upływie pierwotnego terminu Wicherek pojawił się w sądzie, choć Czuba pieniądze na spłatę długu już zebrał. Tam przedstawił pełnomocnictwo i zajął gospodarstwo w Słońsku.
     Czubowie zdębieli: - Ja żadnego pełnomocnictwa nie podpisywałem - _twierdzi Aleksander.
     Ale lamenty Czubów na nic się zdały: Wicherek był już w świetle prawa właścicielem gospodarstwa.
     Podpis czy fałszerstwo
     
Czubowie o sprawie powiadomili prokuraturę. Prokurator Jarosław Zieliński przekazał dokumenty notarialne do ekspertyzy grafologicznej toruńskiej firmie "Fabwel". Ta orzekła, że podpisy są autentyczne.
     
- W takiej sytuacji mogę podejrzewać tylko jedno - że dokumenty zostały mi podsunięte przez notariusza Doraźnego przy podpisywaniu umowy o pożyczce - mówi Aleksander Czuba.
     Notariusz Doraźny odmawia wszelkich komentarzy w sprawie Czubów; _Nie wypowiadam się w sprawie klientów. Jasne? - Trzask odkładanej słuchawki
).
     Andrzej Wicherek pracuje w jednej z włocławskich agencji pośrednictwa nieruchomościami. Uważa, że problem Czubów nie istnieje: - Udzieliłem panu Czubie 50 tysięcy pożyczki pod zastaw nieruchomości, nie oddał, gospodarstwo jest już moją własnością. To jest chory człowiek.
     Wartość gospodarstwa Wicherek określa na 80 tysięcy złotych, twierdzi jednocześnie, że nie rozważał dotąd możliwości sprzedaży nieruchomości po Czubach. Tymczasem w jednym z pism ogłoszeniowych kilkakrotnie ukazywały się ogłoszenia dotyczące sprzedaży gospodarstwa "z widokiem na tężnie" w Ciechocinku o "parametrach" identycznych z gospodarstwem Czubów. Przy ogłoszeniu figurował numer telefonu komórkowego do Wicherka. Oraz cena: 50 tysięcy USD.
     Pan mu nic nie zrobi
     
Wicherek nie prowadzi działalności gospodarczej w dziedzinie udzielania pożyczek. - Kiedyś udzielałem takich pożyczek i tak już zostało - mówi, po czym poprawia się - To znaczy pracowałem kiedyś w firmie, która udzielała pożyczek i dlatego Czuba trafił do mnie. To była jedyna pożyczka, jakiej udzieliłem.
     Po utracie domu Czuba nagrywał rozmowy z Wicherkiem oraz towarzyszącym mu mężczyzną. Treść rozmów z tym drugim rzuca pewne światło na sprawę.
     - Doraźnemu nie podaruję. (...) Dobrze wiecie, że on mnie wmanewrował w to wszystko.
     - Ale pan mu nic nie zrobi.
     - Dlaczego nie mogło być wpisane 20 tysięcy tylko 50, dlaczego w to mnie [Doraźny] wmanewrował. Nie było żadnej różnicy prawnej (...)
     - Ja panu powiem, dlaczego, dlatego że jakby było 20, to mógłby pan nas skarżyć (...) bo jest za duża wartość tego [gospodarstwa].
     Maszyna procesowa
     Aleksander Czuba zwracał się do kilku włocławskich adwokatów z prośbą o poprowadzenie sprawy. Żaden nie wyraził zgody. - Można było zrozumieć, że obawiają się występowania przeciwko notariuszowi.
     Z całego gospodarstwa pozostało Czubie kilka maszyn rolniczych. Aby się utrzymać, sprzedaje je po kolei. Na opłacenie adwokata do końca ewentualnego procesu cywilnego maszyn nie wystarczy.
     PS. Nazwiska notariusza oraz pożyczkodawcy zostały zmienione z uwagi na toczące się postępowanie prokuratorskie. Prokurator Jarosław Zieliński z Włocławka umorzył sprawę uznając, że do przestępstwa nie doszło. Małżeństwo Czubów zażaliło się na tę decyzję.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska