Sztuka to nie lada, ale na przykładzie chojnickiej "Jarzębinki" widać, że małymi krokami można.
- Król Staś miał obiady czwartkowe, a u nas są wtorkowe śniadania ze szwedzkim stołem - mówi Mirosława Przybylak dyrektorka przedszkola "Jarzębinka" w Chojnicach. - Od tego roku w te dni kuchnia nie ma problemów z resztkami. Dzieciaki zjadają wszystko.
Według Sabiny Budkiewicz pomysł jest prosty i genialny. Propagatorka zdrowego jedzenia i szpitalna dietetyczka tak określiła szwedzki stół w "Jarzębince". - Lata pracuję w zawodzie i przekonuję do zdrowego jedzenia, a na taki pomysł nie wpadłam - powiedziała "Pomorskiej". - Wiem, z jakimi problemami borykają się rodzice i przedszkola, próbując przemycić do jadłospisu kasze, razowy chleb, zupy i surówki. Taki pomysł trzeba rozpropagować.
We wtorki trzeba być
Jak to zrobić? Mirosława Przybylak przyznaje, że wyczytała to w jakiejś fachowej literaturze, ale za nic w świecie nie może sobie przypomnieć gdzie. Choć początkowo były opory ze strony nauczycielek i woźnych, udało się. I nie chodzi tylko o zachęcanie dzieci do jedzenia pożywnych i zdrowych potraw, ale też o naukę samodzielności. I od września kuchnia i przedszkolanki mają we wtorki ciut więcej pracy, ale są efekty. A 166 dzieciaków ma frajdę i za nic nie chce opuszczać wtorków.
Nawet te, które stale spóźniają się na śniadania, we wtorki poganiają rodziców, żeby zjawić się w przedszkolu najpóźniej o 8.30. Okazji do wykazania się przy kanapkach nie można przepuścić.
Po prostu we wtorki trzeba w przedszkolu być od rana. I nie tylko zrobić najładniejszą kanapkę, ale też ją zjeść. To czasami dzieła sztuki z zaskakującą kompozycją.
Choćby Sandra z "Jagódek" - ostatnio kanapkę z wędliną przystroiła buźką z pomidora oraz oczkami i noskiem z czekoladowego serka. A potem z apetytem zjadła to coś, co pewnie nam dorosłym nie przeszłoby przez gardło. Niejadki też nie chcą być gorsze od koleżanek i kolegów i z dumą pokazują, że potrafią same zrobić kanapkę, którą... jakoś da się zjeść.
Zaraźliwy Wersal
Jak to działa, że sali "Jarzębinki" nie musi po wtorkowym śniadaniu odwiedzać specjalistyczna ekipa sprzątająca? Ano kucharki przygotowują biały i razowy chleb z masłem oraz herbatkę i kawę z mlekiem. A na talerzach pojawiają się wędliny, ser, jajka, ogórki, pomidory. Są też miód, dżem i serki smakowe, ale w ograniczonej ilości. Reszta zależy od inwencji dzieci. Każde dostaje nóż i widelec, i samo tworzy kanapkę. Maluchom trochę pomagają panie, ale po jakimś czasie bez problemu radzą sobie ze smarowaniem miodem czy serkiem albo nakładaniem wędliny. A maniery jak w Wersalu. Uczą się prosić, podawać, a nawet kulturalnie odzywać przy stole. Panie dolewają tylko kawy lub herbaty. - A dzieciaki są dumne, że im wychodzi - mówią przedszkolanki. - A z jakim namaszczeniem używają serwetek!
Klaudiusz kocha jeść, więc przy jego stole szybko wszystko znika. Kucharki nieodmiennie twierdzą, że dla takich jak Klaudiusz warto gotować. Damian świetnie sobie radzi z nożem i widelcem przy dzieleniu jajka. Martynka przyznaje, że nie lubi czarnego chleba, ale co zrobić, gdy białego w przedszkolu brakuje? A Konrad preferuje we wtorki ogóreczki i pomidorek, choć w domu mama błaga, aby ich choćby spróbował. Wiktoria najbardziej lubi, gdy we wtorki do jajeczka ma jeszcze kakao, ale kawa z mlekiem czasem też może być.
Kontrolowana swoboda
I dzieci są przekonane, że we wtorki na śniadania jedzą tylko to, co lubią. Jest swobodnie i wesoło, ale o wolnej amerykance nie ma mowy. - Biały chleb, dżem i miód są tylko na trochę, bo w ograniczonej ilości - mówi Mirosława Przybylak. - Szybko się kończą i wtedy dopiero widać, o co chodzi. A dzieci, żeby zrobić sobie kolejną kanapkę muszą sięgać po to, co zostało na stole. I razowy chleb, wędliny i warzywa znikają w buziach dzieci.
I jak nie wierzyć, że wszystko można? Rodzice chcą szybko nauczyć i zniecierpliwieni wyręczają dzieciaki we wszystkim. A w "Jarzębince" widać, jak szybko można nauczyć posługiwania się nożem i widelcem i dzielenia choćby dżemem. Ot, akademia dobrych manier i zdrowe śniadanie w jednym.
- Własne kanapki to hit - mówią kucharki. - Widać to choćby po tym, jak mało resztek wraca do kuchni, a dzieciaki zjadają nawet skórki od chleba.
A dyrektorka przyznaje, że szwedzki stół więcej kosztuje. Normalnie na śniadania zużywamy osiem bochenków chleba, a we wtorki dwanaście - wylicza. - Dzieciaki mają wybór i zjadają więcej. Ale co tam koszty, gdy widać, jakie to przynosi efekty.