Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fałszerze żywności powinni już się bać

Rozmawiała: Lucyna Talaśka-Klich
- Towarów do których oznakowania bądź jakości mamy zastrzeżenia, na polskim rynku jest sporo. Niechlubnym przykładem jest masło - mówi Szczygielski. - Nie można na opakowaniu zamieszczać na przykład informacji, że jest ono oryginalne w stu procentach, bo sugeruje to konsumentowi, iż z innym masłem jest coś nie tak.
- Towarów do których oznakowania bądź jakości mamy zastrzeżenia, na polskim rynku jest sporo. Niechlubnym przykładem jest masło - mówi Szczygielski. - Nie można na opakowaniu zamieszczać na przykład informacji, że jest ono oryginalne w stu procentach, bo sugeruje to konsumentowi, iż z innym masłem jest coś nie tak. Fot. Jarosław Pruss
Rozmowa z Markiem Szczygielskim Kujawsko-Pomorskim Wojewódzkim Inspektorem Jakości Handlowej.

- Prezydent podpisał ustawę, która zmienia przepisy dotyczące jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych. Aż trudno mi uwierzyć, że będzie tak pięknie... Bo gdyby założyć, że inspektorzy zaczną surowo karać fałszerzy żywności, to niebawem kiepskie towary znikną ze sklepów.

- Aż tak dobrze to nie będzie. Zafałszowanej żywności na pewno ze sklepów ubędzie, ale zawsze znajdą się tacy, którzy spróbują dorobić się w nielegalny sposób. Już wiele wieków temu ludzie fałszowali wino i oliwę.

Przypuszczam jednak, że współczesne kary odstraszą sporą grupę oszustów. Głównie dlatego, że będą one dotkliwe.

Ustawa zezwala na nałożenie kary pieniężnej w wysokości do 10 procent przychodu osiągniętego w roku rozliczeniowym poprzedzającym rok nałożenia kary, nie niższej niż tysiąc złotych! Mało tego, dotyczy to przychodu całej firmy! Jeżeli więc koncern, który wyprodukował na przykład zafałszowane masło, robi też cegły, to zapłaci karę wyliczoną także w oparciu o przychody ze sprzedaży cegieł.

- A co to znaczy: zafałszowana żywność?

- Zafałszowanie żywności polega m.in. na zmianie składu artykułu, ukryciu jego rzeczywistego składu, albo podaniu nieprawdy na opakowaniu. Najczęściej oszukują klientów niektórzy producenci masła, wędlin i serów. Wielu spośród nich przyłapaliśmy na oszustwie kilkukrotnie. Teraz za "recydywę" będzie można ich ukarać podwójnie.

- Co się stanie na przykład z masłem, które w rzeczywistości nim nie jest?

- Gdy będziemy mieli pewność, że producent działał w złej wierze i chciał oszukać konsumentów, to możemy nawet (oprócz nałożenia kary pieniężnej) nakazać mu utylizację towaru i to na jego koszt.

- A jak można rozpoznać, że ktoś działał w złej albo w dobrej wierze?

- Na pewno w dobrej wierze nie działał producent artykułu nazwanego masłem ekstra, jeśli w jego składzie był smalec albo olej palmowy. Przecież wiedział, że do tego artykułu nie można dodawać tłuszczów niemlecznych.

Zdajemy sobie sprawę, że jeśli ktoś jednego dnia na tej samej linii produkcyjnej robi margarynę, a drugiego dnia masło, to śladowe ilości margaryny w maśle mogą się znaleźć... No, ale na pewno nie 50 procent!

Z kolei jeśli ktoś minimalnie zmienił skład artykułu (dodając na przykład za mało wody), to w zaleceniach pokontrolnych nakażemy mu poprawić produkt i tyle.

Jeżeli jakość towaru będzie gorsza niż napisano na opakowaniu, to mamy prawo nakazać zmianę jego klasyfikacji. Uczciwi ludzie nie powinni się nas bać ...

- Za to powinni zacząć się was bać właściciele ubojni, w których nie ma urządzeń do pomiaru mięsności tusz wieprzowych. Ich też będziecie mogli niebawem kontrolować.

- Urządzenia do pomiaru mięsności w systemie EUROP (im więcej tłuszczu, tym gorsza klasyfikacja i niższa cena - przyp.red) od dawna powinny być we wszystkich zakładach, w których tygodniowo ubija się powyżej dwustu tuczników (te dane wylicza się w oparciu o średnią roczną).

W województwie kujawsko-pomorskim jest 26 ubojni, które powinny spełniać ten wymóg.

Tymczasem urządzenia do pomiaru mięsności znajdują się w zaledwie dwunastu zakładach! Pozostałych czternaście będziemy musieli ukarać, jeśli tego systemu nie wprowadzą.

Wiem, że mniejszych ubojni nie stać na zakup urządzenia, które kosztuje 80 tysięcy złotych, dlatego rozmawialiśmy z ich szefami, by poszukali innych rozwiązań.

Niech na przykład dwa lub trzy zakłady kupią wspólnie takie urządzenie. To bardziej będzie się im opłacać niż płacenie surowych kar (w wysokości do 10 procent rocznego przychodu).

Bo zdajemy sobie sprawę, że wysokie kary mogą przyczynić się do bankructwa niektórych zakładów. Nie chcemy, by uczciwi przedsiębiorcy poszli z torbami.

- Dzięki ustawie dojdą wam też nowe zadania. Będziecie musieli zaglądać na kurze fermy. Po co?

- Przez wiele lat praktycznie nie było komu zajmować się kontrolą znakowania jaj.
Klient powinien być pewien, że jeśli pierwszą cyfrą w pieczątce na jajku jest zero to pochodzi ono od kur z chowu ekologicznego, jedynka informuje o chowie wolnowybiegowym, dwójka - ściółkowym, trójka - klatkowym. Nasi inspektorzy będą sprawdzać, czy oznakowanie jest prawidłowe.

Będą nawet mierzyć wybiegi, bo normy unijne jasno precyzują jaka powierzchnia powinna przypadać na jedną kurę.

Naszym nowym zadaniem będzie też wydawanie zezwoleń dla drobiarzy, którzy sprzedają jajka trafiające do dalszej produkcji (na masę albo proszek jajeczny). Oni nie będą musieli tych jaj znakować.

- Jeśli przybędzie wam zadań, to czy zwiększycie zatrudnienie?

- Nie, na ten cel nie ma pieniędzy, więc w pierwszej kolejności będziemy kontrolować podmioty, w których prawdopodobieństwo wykrycia nieprawidłowości jest największe.

- A ile zarabia inspektor, który nie zajmuje kierowniczego stanowiska?

- Średnio 2370 złotych brutto. To o około czterysta złotych więcej niż w minionym kwartale, bo niedawno dostaliśmy podwyżki.

- Dużo to to nie jest. Tym bardziej, że po wejściu w życie tej ustawy, ich praca stanie się bardziej niebezpieczna. Fałszerze żywności na pewno nie będą ich witać z otwartymi ramionami. Czy nie obawia się pan, że inspektorzy będą sobie szukać spokojniejszej roboty?

- Raczej nie. Bo to nie oni będą kary nakładać, ale wojewódzcy inspektorzy. Dlatego to raczej ja powinienem się bać. No i rzeczywiście się boję! Ale nie tego, że ktoś będzie się odgrażał, tylko nakładania dotkliwych kar. Bo przypuszczam, że przynajmniej na początku takie kary będę musiał zastosować.

Wiemy o wielu zakładach, w których już dziś moglibyśmy je nałożyć. Dotąd takiego "straszaka" nie mieliśmy.

Ustawa zacznie funkcjonować praktycznie w styczniu, bo choć niektóre zapisy wejdą w życie jeszcze w tym roku, to najpierw musimy zakończyć tegoroczne kontrole.

- Co może być dla zakładów większym straszakiem: kara pieniężna, czy możliwość podania do publicznej wiadomości informacji o fałszerzu?

- Myślę, że to drugie. Informacje te, bez ujawniania np. tajemnicy przedsiębiorstwa, będziemy publikować najprawdopodobniej na stronach internetowych, w biuletynach informacji publicznych.

Każdy konsument będzie miał do nich dostęp, więc tego oszuści boją się najbardziej.

- No i tym bardziej fałszerzom będzie zależało, by te informacje nie wydostały się poza ich firmę. Będą kalkulować: zapłacić milion złotych kary czy dać kilka tysięcy łapówki? Pewnie niejeden inspektor zostanie wystawiony na próbę. Będziecie organizować załodze terapie antyłapówkowe?

- Zdaję sobie sprawę z zagrożeń, dlatego od dawna przywiązywaliśmy dużą wagę do etyki w tym zawodzie.

Podczas kursów z udziałem inspektorów mówimy także o łapówkach. Oni wiedzą czym grozi przyjęcie takich pieniędzy. Dyscyplinarnym zwolnieniem, powiadomieniem prokuratury a nawet więzieniem.

Żeby do takich sytuacji nie dochodziło organizujemy rekontrole. Krótko mówiąc jeden zespół sprawdza drugi. Bo aby nie kusić losu coraz rzadziej na kontrole jedzie tylko jeden inspektor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska