
Aleksander Zujewski: - Życie jak woda w rzece płynie. A on nie potrafi siedzieć bezczynnie.
Aleksander, dla najbliższych Oleś, urodzony 100 lat temu w Sosence niedaleko Nowogródka, niedoszły ksiądz, wieloletni nauczyciel i pedagog, posługuje się kilkoma językami. Francuski, niemiecki, angielski, rosyjski, greka czy łacina nie są mu obce. Wplata do rozmowy łacińskie sentencje, francuskie zwroty. Do dziś poczytuje sobie książki w obcych językach. Żeby nie zapomnieć, sprawdzić, czy ciągle rozumie. Pięć lat temu dziennikarzom Radia Plus opowiadał o powołaniu. Teraz włącza magnetofon, żebyśmy mogli posłuchać tamtej audycji. - Powołanie to zamiłowanie - mówił. - Robienie tego, co się lubi, to pomaganie innym. Był nauczycielem języków obcych. W Liceum Pedagogicznym na Seminaryjnej w Bydgoszczy i w wielu innych szkołach.
Cały wiek albo i dłużej żyje ponad 1600 Polaków. Pogody ducha można się uczyć od niejednego z nich.
Wiekowa studentka
Na ścianie nad toaletką pani Marty wisi dyplom ukończenia Uniwersytetu III Wieku. Z 2003 roku. "Uniwersytet" był wyłącznie domowy, bo Marta Repińska miała wtedy 99 lat. Same bardzo dobre stopnie, tylko z układanek dostateczny, bo jedno oko kiepsko już widzi. Teraz studentka ma 101 lat i zajęcia dalej się odbywają. Ćwiczy umysł. - Jakie znasz zwierzęta na literę k? - pyta córka Renata, domowy nauczyciel. Albo rozwiązują zgadywanki. Jak za długo to trwa pani Marta dopomina się: - _Przerwa już była? _Elegancko ubrana w sukienkę z haftowanym kołnierzykiem, przypięty kwiat.
W przerwie chętnie "idzie na balkon", czyli do ukwieconego okna, gdzie kręcą się kolorowe wiatraczki wetknięte w pelargonie. Posuwa się przy balkoniku, odkąd 20 lat temu złamała kość w biodrze. Od tego czasu noga jest krótsza.
W bydgoskiej kamienicy z widokiem na most Królowej Jadwigi mieszka bez przerwy od lata 1939 roku.

Marianna Dziedzic z córką Janiną Piotrowską i prawnuczką Kasią: - Życie szło i w śmiechu, i w płaczu.

Biznes
Chciałaby pójść, a nie może
Marianna Dziedzic mało się odzywa. - Wszystko mówisz za mnie, ja nie potrzebuję - niskim głosem strofuje córkę Janinę. Urodzona 102 lata temu w Tupadłach przeprowadziła się z rodzicami do Inowrocławia i tu mieszka do dziś. Problem jest tylko z chodzeniem. Dwa lata temu przewróciła się, kość w biodrze zrobiła trraach! Teraz, jak trzeba, Janina woła: - Juras! _i razem z synem przesadzają babcię z fotela na tapczan i odwrotnie. Ona czasami się zapomina, podnosi, chciałaby pójść do łazienki, ale przecież runie i dopiero będzie problem.
Pani Marianna, jak nie bawi się z prawnuczką Kasią (jakieś kolorowanki, przytulanki) i nie ogląda telewizji, lubi czytać kolorowe czasopisma. Nikt nie chce uwierzyć, że nie potrzebuje do tego okularów!
Z Heleną Imbierowicz nawet córce trudno się ostatnio porozumieć. Od niedawna zdrowie się pogorszyło. Jakby zaczęła żyć w innym świecie. Niedługo, na początku sierpnia, przypadają jej 104 urodziny. - _Nie wiem, jak będzie się czuła - powątpiewa córka, Stefania Wojtanowska. - Ale jeśli wszystko będzie dobrze, zrobimy uroczystość.
Najstarsza mieszkanka województwa mieszkała koło Szubina. W styczniu Pelagia Siatka skończyła 106 lat. Odeszła w połowie lipca.
Stulatków się nie liczy
Dla statystyk stulatkowie nie istnieją. Schowano ich do rubryki "80 lat i więcej". Najbardziej wiarygodne są w tej sytuacji dane z ZUS i KRUS. Obie instytucje wiekowym podopiecznym wypłacają co miesiąc specjalne świadczenie - około 1700 złotych. Takie ekstradodatki w całym kraju dostaje 1100 osób z ZUS i ponad 570 z KRUS. W naszym regionie - 81 wiekowych seniorów.
Są takie rejony w Kujawsko-Pomorskiem, które sprzyjają długowieczności. W Inowrocławiu - żyje pięć pań, w Trzemesznie i okolicach - trzy. W Bydgoszczy - kilkadziesiąt osób. Krystyna Cywińska, szefowa bydgoskiego Urzędu Stanu Cywilnego zerka w zestawienia. Na liście ma około 50 nazwisk, ale w miarę upływu miesięcy okazuje się, kto doczekał jubileuszu. Najstarsi w Bydgoszczy są pani Kazimiera i pan Adam, urodzeni w 1902 roku.
A wracając do rubryki "80 lat i więcej" : widać, że twierdzenia demografów, iż żyjemy coraz dłużej, nie są pustymi słowami. Na koniec 2002 roku Polaków w takim wieku było niecałe 838 tysięcy. Półtora roku później - prawie 140 tysięcy więcej!
Dla lekarzy wiek "podeszły" zaczyna się dość wcześnie, na granicy 60 lub 65 lat. Dziewięćdziesięciolatkowie uznawani są za sędziwych.
Babcia z bajki
- Mama nigdy nie dziwiła się, że tak długo żyje - opowiada Stefania, córka Heleny Imbierowicz. Wzięła ją do siebie, do Miławy dopiero niedawno, w 1991 roku, jak zmarł syn, z którym mieszkała. Wtedy starsza pani sama poczuła się źle. Tyle z nim objeździła! Zwiedzali Kórnik, Żnin, okolice. - Do Krakowa jeszcze raz pojechali. Tam byliśmy wywiezieni w czasie wojny. Ciągle ich nosiło! Podróże i książki to były pasje pani Heleny. Pożyczała i czytała, czytała. Na poczcie w Trzemżalu pracowała aż skończyła 70 lat.
I właściwie nie potrzebowała lekarzy. Aktywność, ciekawość świata okazują się znakomitym sposobem na długie życie. Zresztą, wystarczy spojrzeć na innych 100-latków.
Świat Marty Repińskiej nie kończył się na kuchni, choć ona wychowała cztery córki i prowadziła dom, a pieniądze zarabiał mąż. Ale to był dom pełen gości, gwaru, życzliwości dla innych. - Mama jest pogodna, łagodna, choć uparta. Zawsze powie: dziękuję, dobrze, że jesteś. Taka babcia z bajki - mówią Lidia i Renata Repińskie. Dowcipu też jej nie zbywa. O rudych z natury włosach swojej córki powiedziała: - Ja bym ci rzekła, jaki to kolor, ale nie chcę cię obrazić.
_Na starszą Lidię spada codzienna opieka. Mamę ubiera, poprowadzi przy balkoniku, zrobi kaszkę na śniadanie, a dobrą kawę i bułkę z dżemem na drugie. Przypomni, by babcia poćwiczyła 100 lat: zginała kolana, biodro - po razie na każdy rok życia. To Lidia wymyśla ułatwienia w codziennym życiu. Toaletę, na przykład, mama ma przy łóżku, a nikt tego w mieszkaniu nie czuje.
Renata jest od zadań umysłowych. Pedagog i doradca metodyczny, zainteresowała się zajęciami dla seniorów. Na co dzień widzi, jak żyją, czego potrzebują, jak powinno się nimi zajmować. Teraz prowadzi warsztaty dla osób pracujących z ludźmi w podeszłym wieku. Rzecz jeszcze mało u nas popularna.
Brakuje czasu
- Nigdy nie myślałem, że skończę 100 lat - nie kryje wzruszenia Aleksander Zujewski. - _Szybko minęły, jak mgnienie, jak błyskawica. Gościa wita ubrany w jasną koszulę w delikatny prążek i szarą marynarkę. Chodzi z laską, nieodłączną przyjaciółką.
Jemu czasu wolnego nikt nie musi organizować, bo on po prostu nie ma czasu! Jak przeszedł na emeryturę, uczył języków w domu. Robił to jeszcze niedawno. No i zaczął pisać. W biblioteczce bruliony: "Sanktuaria maryjne w Polsce", "Biskupi w Polsce po 25 marca 1992 roku - diecezje i archidiecezje w porządku alfabetycznym, napisane we wrześniu 1992". Do zeszytów powklejane zdjęcia biskupów wycięte z gazet i ręcznie pisane życiorysy. Pan Aleksander pracuje nad następnymi dziełami. To przez te zapiski i notatki, które prowadzi, nie ma czasu. - Mnie się wydaje, że ja grzeszę, jak nic nie robię.__C'est la vie.
Przyjemność też musi być. Co czwartek ze znajomymi spotyka się na brydżu. - No, oczywiście, że ja jestem najstarszy. _Grają - _1 grosik za duży punkt, czyli wygrana jest 10, 15 groszy. W południe, w pokoju obok, podaje poczęstunek.
Marta Repińska - babcia z pogodnej bajki
(Nie)zbędny geriatra
Siostry Repińskie ze swoimi zajęciami dla wiekowej mamy są wyjątkiem. Do sędziwych mieszkańców, jak trzeba, do domu przychodzi rehabilitant, masażysta, ale nie pedagog czy terapeuta. Kto jest samodzielny, idzie do domu dziennego pobytu, kto nie ma na to sił jakoś przepędza czas. - Trzeba kogoś, kto się takimi osobami zajmie w domu. Ludzie mają chęć do życia, dopóki się na coś czeka i są marzenia - mówi Renata Repińska, sama też już na emeryturze.
Prof. Kornelia Kędziora-Kornatowska, kierownik Katedry i Kliniki Geriatrii w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy mówi, że na Zachodzie inaczej podchodzi się do długoterminowej opieki domowej. W Holandii, Danii czy Wielkiej Brytanii sędziwym człowiekiem zajmuje się zespół: geriatra, pielęgniarka geriatryczna, rehabilitant, psycholog, pracownik socjalny. Wspólnie ustalają program zajęć.
W Polsce na uczelniach dopiero raczkują kierunki kształcące w opiece nad ludźmi starszymi. A o geriatrów nawet w szpitalu trudno. Nie ma zwyczaju proszenia ich o konsultacje, co profesor, wojewódzki konsultant w tej dziedzinie, wie najlepiej. - Niestety, nawet wśród lekarzy są takie grupy, które nie odróżniają oddziałów internistycznych od geriatrycznych - mówi. Pacjent w podeszłym wieku nie ma swojego geriatry, tak jak ma się swojego kardiologa. A powinien mieć chociażby po to, by ten sprawdził, czy leki od rozmaitych specjalistów brane razem nie zaszkodzą.
Byle nie w klatce
Pan Aleksander cieszy się, że o jego urodzinach pamiętali nawet ci, których nie powiadamiał. Ponad sto osób. - Lubię, żeby spójnia rodzinna była - mówi. - Człowiek dłużej żyje, gdy ma wokół siebie bliskie otoczenie.
Coś w tym musi być. Wieku najczęściej dożywa się w rodzinie, rzadko w domu pomocy społecznej. - Ludzie niechciani tracą aktywność - nie dziwi się prof. Kędziora-Kornatowska. W rodzinie jeszcze coś zrobią, pomogą, choćby obiorą ziemniaki. - W domu pomocy jest jak w klatce, w złotej, ale jednak w klatce. Ile można być na koloniach, na wczasach?
Pan Aleksander, pani Marta czy Marianna należą do mniejszej, niestety, grupy sędziwych ludzi, którzy potrzebują niewielkiej opieki. Opieka nad większością coraz bardziej przypomina opiekę nad dzieckiem.
Organizm się starzeje, fizjologia i kropka. Stary człowiek nie pamięta oczywistych - wydawałoby się - rzeczy, niedosłyszy. Najlepiej mówić do niego prostymi zdaniami, nie stawiać skomplikowanych pytań. Nie ma siły, by wstać, trudno mu złapać równowagę. Trzeba uważać, bo jest kruchy, niczym figurka z porcelany. Ma delikatne ręce i nogi, pokryte cienką skórą. W kościach brakuje kości i dlatego są niczym rzeszoto. Nie daj Boże, żeby babcia się przewróciła albo co gorsza połamała w biodrze! A te właśnie złamania to zmora starszych ludzi. Przy dużym pechu robi się z tego łańcuszek nieszczęść: unieruchomienie w łóżku, odleżyny, kłopoty z krążeniem, zapalenie płuc.
W darze
Nie ma jednej recepty na długowieczność. Każdy ze stulatków ma swoją. Mówią o mleku, warzywach ze swojego ogródka, o kieliszeczku wina czy domowej nalewki. O tym, że ich życie było bardzo pracowite, a oni zawsze patrzyli w przyszłość z optymizmem.
Mówią, że mama też miała 80 albo ponad 90 lat, jak umarła. I jej siostry podobnie. A teraz swoimi matkami opiekują się córki. Dawno już obchodziły siedemdziesiąte urodziny.
Świat stulatków jest światem kobiet. Rzadko wchodzi do niego mężczyzna.