Zapowiadany jako kolejna "Seksmisja", film Marka Koterskiego wszedł na ekrany kin w piątek. W tzw. weekend otwarcia, czyli przez pierwsze trzy dni wyświetlania obejrzało go prawie 264 tys. polskich widzów. Nieoczekiwanie "Baby..." osiągnęły wynik lepszy nawet od równie głośnej "Bitwy Warszawskiej", pierwszej zrealizowanej w technologii 3D super produkcji Jerzego Hoffmana.
Zdaniem krytyków obraz Koterskiego jest - delikatnie mówiąc - przereklamowany i nużący. Skąd więc ten sukces? Zapytaliśmy o to widzów bydgoskiego Cinema City, po jednym z wczorajszych seansów.
Przeczytaj także: Grudziądz. Kino Helios zostanie zlikwidowane
- Żałuję - odpowiada krótko Marysia, studentka pierwszego roku kosmetologii bydgoskiego Collegium Medicum. - Myślałam, że po twórcy "Dnia świra", czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" można się spodziewać czegoś więcej. Tymczasem film okazał się dwugodzinnym powiewem nudy.
- Kilka osób wyszło z kina już w trakcie seansu. Sam też myślałem, żeby tak zrobić, ale postanowiłem podejść do filmu sumiennie. Szkoda, bo okazał się totalną stratą czasu - dodaje Marcin Kowalski, ojciec 15-letniej Marty, z którą przyszedł wczoraj do kina. - Widziałem zapowiedzi i szczerze przyznam, że liczyłem na sporą dawkę humoru. Niestety, dałem się nabrać, bo poza kilkoma momentami ten film niczego nie oferuje. Znów okazało się, że reklama jest naprawdę potężnym narzędziem.
Czytaj e-wydanie »