Kto wejdzie do domu pana Ireneusza Gołębiewskiego w Czarnowie pod Toruniem, ten słyszy tykanie, właściwie armię tykania. Z każdego miejsca w domu ono dobiega, nawet z garażu. Pan Irek posiada bowiem kolekcję zegarów. W ciągu pięciu lat zgromadził ich 210, a zbiór się rozrasta.
Zaczęło się przypadkiem. - Prowadziłem roboty budowlane u klientki w Bydgoszczy - wspomina mężczyzna, z zawodu ślusarz. - Zauważyłem stary zegar marki Metron, pochodzącej z Torunia. Był kompletny, ale rozłożony na części. Właścicielka domu chciała go wyrzucić. Zapytałem, czy mogę go wziąć. Pozwoliła. Zabrałem zegar do domu i naprawiłem. Wkrótce pewna znajoma zapytała, czy nie wezmę od niej zegara, bo jej już niepotrzebny. Jasne, że zabrałem. Niebawem doszły następne zegary-eksponaty. Stojące i do powieszenia na ścianie. Z drewna, mosiądzu, plastiku, metalu, ceramiki. Zegarków na rękę nie uwzględniam.
Pan Ireneusz stwierdził, że skoro ma kilka zegarów, to zacznie je kolekcjonować. Słowa dotrzymał. - Kupuję je na pchlich targach, w antykwariatach, też od prywatnych osób, w tym od innych kolekcjonerów albo przez internet - dodaje nasz rozmówca. - Otrzymuję zegary też od rodziny i znajomych. Niektóre egzemplarze przez dziesiątki lat czekały bezużytecznie. Przeleżały na strychach, gdzieś głęboko schowane, zapomniane. Czas się dla nich zatrzymał. Znam się trochę na mechanice. Stworzyłem w domu miniwarsztat. Nadaję zegarom drugie życie.
Zaczyna od wyjęcia i wyczyszczenia mechanizmu, czyli serca zegara. - Wtedy je smaruję i reguluję. Elementy takie, jak wagi, soczewki wahadeł, obramowania tarczy poleruję. Później zajmuję się skrzynią, czyli obudową albo - jak kto woli - korpusem zegara. Dokupuję brakujące części, lecz często są już niedostępne, więc z dwóch zegarów buduję jeden.
Pan Irek śmiesznie to nazywa. - Jeden zegar, czyli ten, z którego wezmę części, jest dawcą dla innych zegarów, czyli biorców. Naprawię, co uszkodzone i mam satysfakcję, że znowu się udało.
W zbiorze pana Ireneusza znajdują się zegary tradycyjne i kwarcowe, nazywane również elektronicznymi, i mechaniczne. Te drugie dzielą się na takie z manualnym lub automatycznym naciągiem.
Zegary-kukułki, które były popularne w latach 80- i 90-tych, także można podziwiać. - To te z ozdobną kukułką i wbudowanym mechanizmem, który o równej godzinie wybija dźwięki przypominające wołanie kukułki - tłumaczy nam czytelnik.
Pan Gołębiewski dalej wyjaśnia: - Mam jeszcze zegary typu chodzik, które tylko wskazują czas oraz zegary bijące o pełnej godzinie i te kwadransowe, tzn. bijące kuranty, czyli melodie co 15 minut. Kto zawita do domu mojej żony Danuty i mojego, ten się zdziwi o pełnej godzinie albo co kwadrans, ponieważ kilka zegarów o tych porach wybija melodie.
Nie tylko polskie sztuki kryją się w zbiorach. - Mam sporo zegarów holenderskich z kalendarzem księżycowym, czyli wskazujące fazy księżyca. Następne są zegary niemieckie typu Junghans lub rosyjskie typu Majak albo Slava. Pojawiły się u mnie ponadto zegary Gustava Beckera. Liczą nawet ponad 100 lat, a najstarszy z nich, który u mnie wisi, to Ślązak. Ma solidny mechanizm i piękny wygląd, którym zachwycali się ludzie kilka pokoleń wstecz, i którym zachwycam się ja. Jest też zegar wiszący budzik. Jego konstrukcja została w całości wykonana z drewna. Jedyny element metalowy stanowią tryby i wagi.
Wybrane zegary z kolekcji naszego czytelnika „grały” w filmie. - To dwa zegary szkieletowe, tzn. nie posiadające skrzyni. Wszystkie tryby, zatem cały mechanizm, są widoczne, bo są na wierzchu. Ich poprzedni właściciel jeździ regularnie m.in. do Holandii. Tam kupił te zegary i po powrocie do Polski wystawił je na sprzedaż. Na ogłoszenie natknęli się producenci filmu. Wypożyczyli je jako eksponaty na planie filmowym. Kupiłem oba egzemplarze, ale otrzymałem je dopiero po tym, jak „wystąpiły” w filmie.
Dla kolekcjonera spod Torunia nie ma znaczenia, dokąd wybierze się po zegar. - Zdarzyło mi się jechać ponad 400 kilometrów w jedną stronę po zegar. Tak wybrałem się chociażby do Suwałk w województwie podlaskim. Pani, której mąż kursuje do Niemiec, przywiózł jej go stamtąd, a ona wystawiła go na sprzedaż. W internecie zauważyłem tę ofertę i zadzwoniłem. W takich sytuacjach czas ani odległość nie sprawiają mi kłopotu.
Zabytkowych okazów zegarków u pana Irka nie brakuje
- Mój najstarszy eksponat pochodzi z 1873 lub 1874 roku - kontynuuje. - Wróciłem z nim do domu z Gniezna od mojego stałego klienta, który przedtem sprzedał mi inny zegar, pochodzący sprzed 1880 roku.
Kto myśli, że zegar chodzi nakręcany tylko w prawą stronę, ten się myli. - Niektóre zegary nakręcamy, obracając kluczyk w lewo. Znajoma dała mi do naprawy swój zegar, bo nie działał. Okazało się, że trzeba go nakręcić w lewą stronę. I było po problemie.
Pan Irek zbiera również słoniki, figurki na szczęście. Kolekcja liczy około 550 sztuk. Samowary i dekoracje mosiężne także są w kręgu jego zainteresowania.
