Wystarczył dzień, dwa mecze i dwie pomyłki sędziów prowadzących mundialowe mecze. I to ciężkiego kalibru. Jedna polegająca na nieuznaniu prawidłowo zdobytej bramki, druga na uznaniu nieprawidłowo strzelonego gola. Widziały obie sytuacje miliardy ludzi na świecie, widzieli kibice wypełniający stadiony w Bloemfontein i Johannesburgu. Nie widzieli tylko sędziowie, chociaż powinni, bo obraz na stadionowych telebimach wskazywał ponad wszelką wątpliwość, że podejmowali złe i krzywdzące decyzje. Nikt już ich nie cofnie.
Znając kuchnię Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) można założyć, że weźmie od razu w obronę rozjemców z Urugwaju i Włoch. Butna i bez odrobiny refleksji, będzie opowiadać o ludzkiej niedoskonałości. Jej wysokich przedstawicieli parzyć będzie w język podnoszona każdorazowo kwestia wprowadzenia do dyscypliny nowinek technologicznych.
Jest jeszcze inny, bardziej smutny aspekt incydentów z meczów Niemcy - Anglia i Argentyna - Meskyk. Obrazują one sprzeniewierzenie się podstawowej wartości obowiązującej w sporcie. Zasadzie fair play. Ile mogliby zyskać w oczach ludzkości niemiecki bramkarz Neuer i argentyński napastnik Tevez, gdyby unieśli rękę i stwierdzili: źle się bawimy panowie!