Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gaz łupkowy. Pierwsze pokolenie szuka, drugie inwestuje, a dopiero trzecie czerpie zyski

Rozmawiał Adam Willma [email protected] fot. autor
- Sprzęt można kupić, ale ludzi z praktycznym doświadczeniem w branży jest niewielu - mówi Marian Kiełt
- Sprzęt można kupić, ale ludzi z praktycznym doświadczeniem w branży jest niewielu - mówi Marian Kiełt
W geologii jednak bardzo łatwo z odkrywcy zmienić się w błazna - rozmowa z dr. Marianem Kiełtem, geologiem z toruńskiej Geofizyki.

- Jest pan ojcem polskich łupków?

- To chyba żart. Jestem już raczej dziadkiem (śmiech). W latach 80. pracowałem w polsko-radziecko-niemieckim Petrobaltiku. Zajmowałem się otworami na morzu. Zauważyłem wówczas wiele ciekawych cech w osadach dolnego paleozoiku. Wtedy oczywiście nikt nie używał sformułowania „gaz łupkowy”, które pojawiło się dużo później. Część informacji geologicznych zawarłem w swojej pracy doktorskiej i innych opracowaniach.

- Co wówczas było wiadomo o tym gazie?

- Nic. Gdy przewiercano otwory, wyciągano kawałki skał. Były w nich niewielkie ilości ropy i gazu. Jeśli poszperać w archiwach zawierających informacje z otworów wierconych na lądzie, można natknąć się na często występujące opisy typu „rdzeń ocieka ropą” albo „rdzeń śmierdzi gazem”.

Przeczytaj koniecznie: Pierwsza kopalnia gazu łupkowego w Polsce ma powstać w latach 2014-2015

- Dlaczego wówczas nie mówiono o tym głośno?

- Politycznych przeciwwskazań nie było. W geologii jednak bardzo łatwo z odkrywcy zmienić się w błazna. Zarówno Rosjanie jak i Polacy zauważali to zjawisko, ale wszyscy obawiali się ośmieszenia, bo akademicka geologia wówczas takiego zjawiska nie uznawała. Brakowało doświadczenia i wiedzy z innych rejonów świata, ale przede wszystkim nie mieliśmy tylu odwierconych otworów, co dziś. Nie było też dostępu do zachodnich publikacji. Książka specjalistyczna kosztowała około 100 dolarów, a ówczesna pensja wynosiła w przeliczeniu około 30.

- Wierzył pan, że kiedykolwiek będzie się opłacało wydobywać ten gaz?

- Nie miałem wątpliwości. Problem polegał na tym, kiedy to zrobimy. W środowisku geologów mawia się, że pierwsze pokolenie szuka ropy i gazu, drugie inwestuje w eksploatację, a dopiero trzecie czerpie zyski. Odwierty to żmudna praca. Szacuje się, że jeśli w co siódmym otworze trafia się na ropę czy gaz, to jest to dobry wynik.

Czytaj też: Górnictwo: Z 224 zezwoleń na wydobycie polskich węglowodorów tylko 2 dostały zagraniczne koncerny

- Dlaczego dopiero niedawno ostatecznie potwierdzono obecność złóż?

- W dużej mierze jest to zasługa techniki cyfrowej. Nowe rejestracje są wykonywane w tej technice, a stare dane zdigitalizowano. Połączenie dużej ilości danych, które gromadziliśmy przez lata i nowoczesnej techniki pokazało jak wielką bazą informacji dysponujemy. Lawina zainteresowania ruszyła w połowie lat 90. Jesienią 2005 roku zadzwonił do mnie jeden z amerykańskich geologów. Chciał się spotkać. Wiedziałem już o gazie łupkowym w Stanach. Ale czy w Polsce mieliśmy do czynienia z tym samym zjawiskiem? Czułem, że jesteśmy na dobrej drodze, ale poczucie to jeszcze mało, trzeba mieć pewność. Spotkaliśmy się w grudniu w 2005 roku w Warszawie. Rozmawialiśmy parę dni, analizowaliśmy przywiezione przez niego opracowania i wydawnictwa Amerykańskiego Stowarzyszenia Geologów Naftowych oraz moje materiały. Po tym spotkaniu były kolejne.

- Polski rząd miał świadomość, czym interesują się Amerykanie?

- W latach 2006-2007 odbyły się pierwsze spotkania w Warszawie, geolodzy wówczas odnosili się do gazu łupkowego z dużym sceptycyzmem. Na podstawie wyników własnych prac zrobiłem wtedy kilka opracowań. Niektóre zostały umieszczone na stronie toruńskiej Geofizyki inne ukazały się w branżowych pismach. Wkrótce zaczęli przyjeżdżać specjaliści z USA, organizowali spotkania i konferencje, zapewniali, że gaz łupkowy na pewno występuje w Polsce.

Przeczytaj: Amerykanie szukają gazu łupkowego na Kujawach i Pomorzu

- Miał pan satysfakcję.

- Miałem. Zajmowałem się prywatnie tym zagadnieniem prawie 25 lat. Myślałem więc, że przed emeryturą, kiedy nie będę miał już nic do stracenia, opublikuję wszystkie swoje materiały. Ale okazało się, że nie trzeba było czekać. Satysfakcję miałem z tego, że Amerykanie korzystali m.in. z moich opracowań przy szacowaniu złóż w Polsce (oni czytali opublikowane informacje). We wszystkich otworach, w których przewidywałem obecność gazu, zostało to potwierdzone.

- Co dziś wiemy o ziemi, po której chodzą mieszkańcy np. Rypina?

- Dziś, nie mając odwierconych otworów, można na podstawie posiadanej wiedzy tylko przewidywać budowę Ziemi. Prawdopodobnie jakieś półtora kilometra w głąb ziemi zalegają osady ilaste, poniżej jest warstwa kilkudziesięciu metrów osadów wapienno-łupkowych. Jeszcze głębiej znajdziemy osady z piaskowców kwarcytowych i łupków (grubości od 200 do 300 metrów), w których prawdopodobnie jest gaz. Skąd on się tam znalazł? Upraszczając można powiedzieć, że miliony lat temu w morskim środowisku osadzały się iły (gliny) i substancja organiczna. Pod wpływem czasu i ciśnienia te osady zamieniły się w bardzo twarde skały, często popękane. Dla wyobrażenia - ciśnienie wody na głębokości 3 kilometrów to 300 atmosfer. Ciśnienie w skale jest znacznie wyższe. Warstwa łupków pod Rypinem jest czymś w rodzaju gąbki, ale bardzo twardej gąbki. W porach tej gąbki o średnicy często mniejszej niż 0,5-1mm pozostały resztki wody sprzed milionów lat, krople ropy i krople gazu.

Czytaj: Kujawsko-pomorskie. Już pięć koncernów szuka gazu łupkowego w naszym regionie

- Co znajduje się jeszcze niżej?

- Wapienie i łupki ordowiku grubości 40-60 metrów. One również mogą zawierająć gaz niekonwencjonalny, we wschodniej części obszaru - także ropę niekonwencjonalną. Jeszcze głębiej pod Rypinem mamy piaskowce kwarcytowe i iłowe kambru (200 metrów). W iłowcach może znajdować się gaz a w piaskowcach - ropa. To jest scenariusz optymistyczny, a rzeczywistość będzie znana po odwierceniu otworów. W kompleksie kambryjskim mamy już odkryte wszystkie polskie złoża ropy na Bałtyku i w rejonie Dębek i Żarnowca. Nie jest wykluczone, że i tu dowiercimy się do ropy. Zarówno w krajach nadbałtyckich jak i w rosyjskim okręgu kaliningradzkim pozyskuje się ropę naftową z tych osadów.

- W jaki sposób zarobi na tym Rypin?

- W ubiegłym roku ponad 2 tysiące ludzi w Polsce dostało pracę przy poszukiwaniu gazu łupkowego. Polskie firmy pracujące na zlecenie koncesjonariuszy zarobiły, według moich szacunków, około 350-400 milionów złotych. Jeśli poszukiwania będą się rozwijać, przy łupkach pojawi się kilka tysięcy miejsc pracy. Na początku potrzebni będą ludzie do badań sejsmicznych i wiercenia otworów, później - do obsługi zakładów eksploatacyjnych. Nawet jeśli w większości będą to dobrze wykształceni specjaliści spoza Rypina, to jednak wydadzą pieniądze na miejscu, bo eksploatacja będzie wymagała ich tam obecności. Jeśli ktoś miałby wątpliwości co do opłacalności, wystarczy przejechać się do Kleszczowa, który żyje z rent górniczych pochodzących z eksploatacji węgla brunatnego w Bełchatowie.

- Jakie to będzie miało przełożenie na moją kuchenkę?

- Nawet jeśli z dotychczasowych szacunków sprawdziłoby się 20 proc., oznacza to zaspokojenie naszych potrzeb na dziesięciolecia. A przecież dotychczasowe lokalizacje to nie wszystko. Złoża gazu łupkowego znajdują się w okolicach Sudetów (w osadach karbonu potwierdził to nowy otwór Siciny-2) oraz na Bałtyku (dziś jego eksploatacja na morzu jest nieopłacalna, ale sytuacja może zmienić się w przyszłości). Jeśli chodzi o złoża - jestem optymistą. Pesymistą jestem w kwestii organizacji wydobycia.

- ???

- Przeszkód jest wiele. Pierwszą są spory polityczne, których koncerny boją się jak ognia.

- Ale nie odejdą, dopóki będą mogły liczyć na zysk.

- Odejdą, bo złoża gazu łupkowego odkryto w ostatnich czasach w wielu miejscach, a wielkość kapitału, który trzeba zainwestować, jest ograniczona. A równie dużym problemem są ludzie do pracy.

- Tych akurat nam nie brakuje.

- Brakuje. I to bardzo. Sprzęt można kupić, ale ludzi z praktycznym doświadczeniem w branży jest niewielu. Do obsługi każdego z urządzeń wiertniczych potrzeba kilkanastu osób z doświadczeniem. A więc musimy mieć ok. 500 wysokiej klasy specjalistów z zakresu wiertnictwa, bo nikomu innemu nie powierzy się drogiego sprzętu. A do tego dochodzi zapotrzebowanie na doświadczonych geologów i geofizyków, potem na specjalistów z zakresu eksploatacji. Tym ludziom trzeba odpowiednio zapłacić. W Indonezji „szef otworu” sprowadzony z Polski zarabia 1500 dolarów. Na dobę! Nikt nie przyjdzie do Polski tylko z patriotyzmu.

- Dlaczego musimy ciągle oglądać się na Amerykanów? Może rzeczywiście pozostawić złoża łupków rodzimemu kapitałowi?

- Najpierw trzeba byłoby ten kapitał mieć. Jedno urządzenie wiertnicze kosztuje 30 milionów dolarów. Tu nie ma tanich rozwiązań, bo na dole ciśnienie sięga setek atmosfer, a i temperatury w głębi Ziemi są wysokie. Do tego trzeba wiercić horyzontalne otwory. Takie urządzenie odwierci rocznie 6 otworów. Żeby rocznie odwiercić 300 otworów, musimy mieć 50 takich urządzeń. A to by kosztowało tylko 1.2 mld dolarów. Tymczasem w Polsce jest ich obecnie 11.

- Zbudowaliśmy Stadion Narodowy, to stać nas i na urządzenia wiertnicze.

- Stadion to drobiazg przy tych inwestycjach. Mamy szansę stać się liczącym graczem na rynku gazowym, ale żeby tak się stało, trzeba byłoby zainwestować, według norweskich wyliczeń, ok. 500 miliardów dolarów (ale i ta liczba jest tylko przypuszczeniem). Tymczasem budżet poszukiwawczy w Polsce jest skromny. Nie mamy wyjścia, musimy współpracować z Amerykanami, bo tylko oni mają takie pieniądze, które są w stanie rozruszać łupkowy interes. A do tego mają sprzęt i doświadczenie.

- Jeśli nie stać nas na to, żeby stać się łupkową potęgą, to może chociaż wystarczy niezależność energetyczna?

- Na to również trzeba byłoby mieć około 200 miliardów dolarów. Poza tym jest jeszcze kwestia czasu. Trzeba zbudować całą infrastrukturę, głownie gazociągi, ale i zakłady oczyszczające gaz, który wydobywać się będzie pod ciśnieniem 350 atmosfer. Oprócz pieniędzy potrzeba też czasu liczonego w latach.

- Ogrzewanie gazem może okazać się tańsze od węgla?

- Sprawa naszych kopalni to ciekawe zjawisko. Jak wiadomo przeszkodą w wydobyciu węgla bywa obecność metanu. Skąd bierze się ten gaz? Czy pod pokładem karbonu nie ma syluru z gazem łupkowym? W krótszej perspektywie czeka nas jednak wielka konfrontacja grup interesu, niektóre z nich uważają, że sukces gazu może oznaczać zamykanie kopalń. Ale na to trzeba czasu.

- Przed dwoma miesiącami ogłoszono, że polskie złoża gazu są przeszacowane, niedawno usłyszeliśmy bardzo optymistyczne dane. Komu wierzyć?

- Nikomu. Wiele informacji o charakterze przypuszczeń podaje się dzisiaj jako fakty. Tymczasem w sferze faktów niewiele się zmieniło. Nasza wiedza cały czas jest znikoma. Gdy pojawiła się informacja o tym, że złoża są mniejsze niż pierwotnie szacowano, ogarnął mnie pusty śmiech. Dane, które przekazano dziennikarzom, są na poziomie „wróżby geologicznej” (skądinąd ta dziedzina wróżbiarstwa intensywnie się ostatnio rozwija). Nie przybyły żadne nowe dane geologiczne, a zasoby są szacowane w różny sposób. Komu i czemu to służy? Skąd takie rewelacje? Ano stąd, że wokół łupków toczy się wielka gra. Proszę zauważyć - jedna z dużych firm poszukujących łupków w Polsce, gdy pojawiły się głosy o podniesieniu podatków i zmianie prawa geologicznego, od razu obniżyła perspektywy wydobycia. Niestety, wielu dziennikarzy łatwo „wypuścić”. A rzeczywistość wygląda tak, że wiele dużych firm wiertniczych cały czas otwiera swoje filie w Polsce. Z naiwności?

- Bo znowu skorygowano szacunki. Tym razem w górę.

- To również medialna zabawa. Firmy zajmujące się odwiertami, muszą wydać w Polsce sporo pieniędzy. Tymczasem doniesienia o przeszacowaniu złóż zniechęciły inwestorów. Trzeba więc ich teraz jakoś przyciągnąć. Warszawa rozpoczęła grę ze starymi wyjadaczami, którzy dobrze znają jej reguły.

- Antyłupkowa histeria, np. we Francji, jest również elementem tej gry?

- Tak ją postrzegam. Francja ma zasoby łupków zbliżone do polskich, ale ma też elektrownie jądrowe, których przecież nie zamknie, tym bardziej że francuskie firmy zarabiają krocie na sprzedaży swoich technologii jądrowych.

- Jakich odsłon tej gry jeszcze się doczekamy?

- Obawiam się polityków. Jeśli pofantazjują i zaczną podnosić podatki, kapitał biznesu łupkowego odpłynie. Przede wszystkim do Chin i Rosji, gdzie odnaleziono znacznie większe złoża węglowodorów niekonwencjonalnych (ropę z łupków Rosja eksploatuje od kilkudziesięciu lat i my ją od dawna kupujemy). Ostatnie porozumienia amerykańskich firm naftowych z Rosją pokazują nam kierunki rozwoju poszukiwań węglowodorów.

A my pozostaniemy z marzeniami i będziemy nadal narzekać.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska