Rok nie rozpoczął się najlepiej dla Polaków, korzystających z gazu ziemnego. Ostatnie mrozy mogą spowodować, że do ogrzania domów zużyją więcej surowca i przez to zapłacą wyższe rachunki. Niektórzy obawiają się, że z powodu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego w ogóle zostaną odcięci od dostaw.
Przypomnijmy. W czwartek, 1 stycznia, Rosja wstrzymała dostawy gazu na Ukrainę. Powodem jest brak porozumienia w sprawie cen surowca i opłat tranzytowych.
Dostawy gazu przez granicę polsko-ukraińską były pod koniec ubiegłego tygodnia o ok. 11 procent mniejsze. Od tego czasu sytuacja wiele się nie zmieniła.
Joanna Zakrzewska, rzeczniczka PGNiG zapewnia jednak: - Do Polski dostarczane jest dokładnie tyle gazu ile zamówiliśmy.
Jak to możliwe? Gaz, który nie trafi do nas z Ukrainy, jest transportowany przez granicę polsko-białoruską. Zazwyczaj na dobę przesyłane jest tą drogą siedem milionów metrów sześciennych. Teraz dodatkowo trafia pięć milionów metrów sześciennych.
- Przygotowywaliśmy się na taką sytuację i dlatego ostatnio oszczędniej gospodarowaliśmy zapasami - dodaje Joanna Zakrzewska. - Nasze magazyny zapełnione są w 85 procentach. W tej chwili zużywamy niewielki procent zgromadzonego tam gazu.
Według Joanny Zakrzewskiej, gdyby całkowicie odcięto wschodnie dostawy gazu, Polsce wystarczyłoby zmagazynowanego surowca na kilka tygodni.
- To bardzo mało - twierdzi Tomasz Lotz, ekspert Centrum im. Adama Smitha. - Austria ma zapasy gazu na trzy miesiące, a Niemcy aż na dziesięć.
Na pocieszenie Tomasz Lotz dodaje, że konflikt gazowy powinien - jego zdaniem - zakończyć się w ciągu kilku lub kilkunastu dni. Obu stronom zależy bowiem na dojściu do porozumienia. Ukraina potrzebuje surowca, a Rosja nie jest w stanie przechowywać zbyt dużej jego ilości.