https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdy leśne duchy zerkają zza krzaka

Barbara Zybajło [email protected]
Paweł Friese 40 lat był łowczym koła Głuszec i zna tu każdy krzaczek. Opowiadać o zwierzętach nie tylko lubi, ale i potrafi.
Paweł Friese 40 lat był łowczym koła Głuszec i zna tu każdy krzaczek. Opowiadać o zwierzętach nie tylko lubi, ale i potrafi. fot. Barbara Zybajło
Locha pochrumkuje cicho. Czasami sobie sapnie. Jak chrumknie, to leci mleko, a młode aż chlipią ze szczęścia. Żerne są strasznie.

Las odmieniać można na kilka sposobów. Inaczej robią to ekolodzy, inaczej leśnicy, a jeszcze inaczej myśliwi. Jak Paweł Friese z koła Głuszec w Przechlewku strzelił setnego jelenia, to z miłości do zwierząt postawił mu pomnik. - Stary myśliwski zwyczaj, mało kto go przestrzega - mówi.

Pomnik jest w miejscu, z którego strzelał, a na nim, że jeleń byk tu został pozyskany i nazwisko myśliwego.

Na tym pomniku ekolodzy z miłości do zwierząt zaczęli mu zawieszać karteczki, że jest mordercą i inne takie liściki.
Cóż, każdy kocha inaczej.

Listy od myśliwych

- Teraz napis zaszyfrowałem - mówi Paweł Friese, przez 40 lat łowczy koła w Przechlewku. - Dosyć już miałem tych leśnych listów. Plastrem mi je przyklejali na pomniku, bo adresu nie znali.

A las to, żonie nie ubliżając, dla niego drugi dom. - Urodziłem się w lesie i jakoś nie mogę z niego wyjść. Fajny kawałek życia - mówi. - Nasza końcówka Borów Tucholskich jest pszenno-kurzajkowa, gęstwiny nie ma, ale ja nie narzekam.
Ma porównanie, bo pochodzi z Lubiewic, chrzczony był w Bysławiu, ale jak ojca przenieśli w 1959 roku na nadleśniczego w Przechlewie, zapuścił korzenie. - Żona mnie już tu znalazła
- dodaje.

I tak od ponad czterdziestu lat dzieli swój czas na domowy i leśny, z zaczarowaną zagrodą w tle. - Świętej pamięci ks. Benedykt Gierszewski ze Sworów zaprosił nas na konkurs psów i tam poznaliśmy faceta z Czechosłowacji - opowiada.
I tu zaczyna się ta historia.

Zagroda od Rumcajsa

W Przechlewku mieszkają daniele. - Nasz blondyn trochę rozrabia - zdradza Paweł Friese.
(fot. fot. Barbara Zybajło)

Z Czechem Antonem pojechali do Ilczyna i chodzili tropami Rumcajsa. Ale bardziej od rozbójnika spodobała się im zagroda z dzikami do tresury myśliwskich psów. Kolega Anton wyklarował im, jakie są z niej korzyści, a leśniczy Tadeusz Dorszyński przywiózł na dachu malucha tablicę z ilczyńskiej zagrody. Na pamiątkę.

Pierwsze dziki dostali z Oćwieków pod Inowrocławiem. Najpierw w zagrodzie zamieszkał Maciek i to na nim psy dzikarze uczyły się swego fachu.

Zainteresowanie rosło. - Wsparła nas Okręgowa Rada Łowiecka i łowczy Marian Wilczewski dołożył kasiorę - mówi pan Paweł.

Leśniczy Tadeusz Dorszyński przywiózł na dachu malucha tablicę z ilczyńskiej zagrody. Na pamiątkę.

W Przechlewku zaczęto organizować szkolenia psów, później - międzynarodowe konkursy, teraz największe w kraju. Z czasem pojawili się sygnaliści, a do sygnałów dołożono wiersz i piosenkę myśliwską. Zaczynali od 12 uczestników, a doszli do 235. Rekordziści. Ale stolicą sygnałów myśliwskich jest Tuchola. - U nas taka stolica mniejsza, jakby wojewódzka - dodaje Friese.

Czarujące owce

Przed dwunastu laty w okolice Przechlewa sprowadzono muflony. Białe owce w każdym włosku mają oko, płochliwe straszliwie.

Zza zielonych chaszczy wyglądają jak leśne duchy, a do tego mówią o nich, że potrafią czarować, bo myśliwy stoi godzinę i na nie patrzy. A potem odchodzi i już nie strzela.

Mówią o nich, że potrafią czarować, bo myśliwy stoi godzinę i na nie patrzy. A potem odchodzi i już nie strzela.

Po tej zimie zostało 60 sztuk, ale w zeszłym roku nie było tak dobrze. Zdziczałe psy spały pod paśnikami, bo nie chciało im się daleko od stołówki odchodzić. Rozszarpane muflony leżały dookoła. - Łzy miałem w oczach, jak na to patrzyłem - mówi Friese, który akurat w muflony wciągnął się mocno, bo pod serce podeszły mu wyjątkowo. W zimie codziennie jeździ dokarmiać, żeby przypadkiem głodne nie człapały.

Teraz w lesie sadzi im się poletka z kukurydzą, żeby je trochę przytrzymać przed włażeniem na kuszące zielenią pola rolników.

Żubr podróżnik

O mały włos w łowieckim obwodzie nie zamieszkał żubr. Przywędrował ze stada spod Wałcza i dwa lata krążył koło Przechlewka. Psoty robił i żadne kopce z burakami nie były bezpieczne. Już Friese starał się o odstrzał, ale pytają go: - Przeszkadza tak mocno ten żubr? No aż tak mocno to nie przeszkadzał. Niech sobie żyje.

Zaakceptował teren i już naukowcy z ATR chcieli mu sprowadzić żonę i byczka, ale się rozmyślił i wyemigrował do Tychowa koło Białogardu. Tam widocznie przeszkadzał, bo go odstrzelili. Teraz w Przechlewku ani żubra, ani odstrzału. - Ach, szkoda trochę, szkoda - zżyma się Friese.

Ale za to serce cieszą orły bieliki. Gniazda mają wielkie jak dachy obórek i kto ma szczęście, to widzi ich loty godowe. Piękne są.

Ciesz się, panie

A w zagrodzie już po narodzinach. Dzikowe maluchy biegają za maminym ogonem i tarzają się w błotku, jak to dzieci. - Jeszcze trochę i będę z nimi na spacery chodził - śmieje się Friese i podsypuje smakołyki, a dziki kwiczą ze szczęścia i wyciągają włochate pyski. - Wycieczki dzieci zagrodę odwiedzają - opowiada. - Mówię do takiego niesfornego: synku, ty się w szkole ucz, bo będziesz jak ja na starość świnie karmił. I wie pani, co mi ten dzieciak odpowiedział? Panie, ciesz się, że masz pracę. Takie się to życie porobiło.
Tylko w lesie dalej spokojnie. Locha pochrumkuje cicho. Jak chrumknie, to leci mleko. A młode aż chlipią z tego szczęścia
.

* Zagroda znajduje się za wsią Przechlewo w powiecie człuchowskim, obok leśnictwa Przechlewko.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska