Rok temu Przedsiębiorstwo Usług Miejskich Pumak z Szubina, łapało - zdawać się mogło - ostatni oddech. Zadłużone, bez perspektyw, w atmosferze skandalu rozstawało się z dyrektorem. Chodziło o koszty remontu i ogrzewania jego mieszkania. Według pracowników, a zarazem udziałowców spółki, ponosił je nie szef, ale firma.
Na nowego nie było wielu kandydatów. Bo i po co brać sobie taki pasztet na głowę? W końcu ryzyko podjął i został zaakceptowany Krzysztof Holec, dotychczasowy kierownik zakładu usług drogowych.
Chcieli sprzedać...
Zbliżał się termin egzekucji długów Pumaku wobec urzędu skarbowego i ZUS, a widoku na gotówkę nie było. Do tego doszła konieczność przebrnięcia przez formalności związane z - obowiązującymi od ubiegłego roku - nowymi zasadami rejestracji spółek. Wielu zabiegów trzeba było, by w takim zamieszaniu i przy takiej kondycji spółki, uzyskać kredyt na spłatę długów. Ale udało się. Zanim jednak tak się stało, dyrektor Holec zaczął rozmyślać o innym sposobie ratowania firmy. Zapytał kilku kontrahentów, czy nie zechcieliby wesprzeć jej kapitałowo. Takie pytanie skierował między innymi do Przedsiębiorstwa Budowy Dróg i Mostów z pobliskiej Kobylarni.
- Zarząd, choć to on załatwiał te sprawy, nie dostał odpowiedzi, ale po jakimś czasie Kobylarnia skontaktowała się z przewodniczącym naszej rady nadzorczej i zaproponowała, by namawiał pracowników do odsprzedania jej udziałów w Pumaku. Wtedy już jednak nasza kondycja na tyle się poprawiła, że zewnętrzny inwestor wcale nie był nam potrzebny - _mówi Holec.
Wkrótce kilku udziałowców i rada nadzorcza postanowili, by współwłaściciele spółki rozstrzygnęli o możliwości odsprzedania swych udziałów Kobylarni.
...więc sprzedali...
Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Wspólników odbyło się w październiku. Program był krótki, bo jedynym punktem było "podjęcie uchwały w sprawie wyrażenia zgody na zbycie udziałów przez dotychczasowych wspólników". Po wystąpieniu prezesa Kobylarni, Stanisława Lewandowskiego, szybko przeprowadzono głosowanie. Zlekceważono przy tym głos, że zgodnie z umową spółki, pierwszeństwo nabycia udziałów mają jej inni udziałowcy. A takich na walnym było aż trzech, tyle że pozostali, nie mieli ochoty im nic sprzedawać. Owszem, chcieli się pozbyć udziałów, ale tylko na rzecz Kobylarni. Opowiedzieli się za zbyciem w sumie 68 udziałów Pumaku, stanowiących większościowy pakiet udziałów.
- Nie miałem wątpliwości, że decyzja o sprzedaży udziałów zapadła wbrew prawu, więc zaskarżyłem ją do sądu. Tym samym nie mogłem wystąpić o zarejestrowanie umów kupna - sprzedaży - _uważa Holec.
...a potem zwolnili...
Odpowiedzią wspólników było kolejne walne. Zakładające odwołanie rady nadzorczej i zarządu. Brał w nim udział prezes Lewandowski. - _Mimo zaskarżenia uchwały poprzedniego zgromadzenia, czuł się właścicielem Pumaku - _nie ma wątpliwości Holec. Pierwszym punktem obrad była ocena wyników ekonomicznych spółki za ostatnich dziesięć miesięcy. Holec informował o znacznym zmniejszeniu straty. Lewandowski uznał sprawozdanie za zbyt ogólnikowe, nie odzwierciedlające rzeczywistego stanu finansów spółki. Holca odwołano.
Ale i w tym przypadku dyrektor nie pogodził się z decyzją walnego zgromadzenia. - _Zarząd - _zapewnia - popełnił błędy proceduralne, dyskwalifikujące decyzję o moim odwołaniu, a tym samym o powołaniu nowego zarządu.
...i mieli dwa zarządy...
Działo się to pod koniec listopada, od początku grudnia Pumak miał więc dwa zarządy, bo walne po odwołaniu jednego natychmiast powołało drugi. Panowie dyrektorzy przez pewien czas wymieniali się pismami. - _Ja jestem dyrektorem - _pisał jeden. - Nie, ja - odpisywał drugi. Sekretarka miała ciężki orzech do zgryzienia, gdy ktoś prosił o połączenie z szefem firmy, nie podając nazwiska. Pracownicy zmuszeni byli słuchać poleceń z dwóch źródeł.
Patrząc z zewnątrz wydawało się to być może zabawne, ale ludziom w firmie do śmiechu nie było. Także szefom Kobylarni. Holec dostał dyscyplinarkę. Jego zastępca, a zarazem członek konkurencyjnego zarządu, nadal podpisywał mu jednak delegacje, gdy wybierał się załatwiać firmowe sprawy. Podpisy obu panów widnieją również pod innymi dokumentami wystawionymi już w grudniu. Holec występuje na nich jako dyrektor. "Konkurent" podpisał się także pod odwołaniem dyscyplinarki Holca. Sprawę postanowiono bowiem załatwić inaczej. Nie wpuścić więcej do zakładu. Po Nowym Roku Holca zatrzymali przed drzwiami ochroniarze wynajęci przez Kobylarnię.
Stanisław Lewandowski, prezes Kobylarni, nie chce wypowiadać się na ten temat, szczególnie, że za moment w Krajowym Rejestrze Sądowym Holec ma przestać figurować jako dyrektor Pumaku. - _Gdyby nie szło odwołać zarządu tak długo, jak długo trwają procedury formalne, nigdy, nigdzie, nikogo nie dałoby się odwołać. To uniemożliwiłoby działalność firm - _mówi tylko.
...a potem ochroniarzy
Policja nie chciała interweniować w rozgrywki między udziałowcami. Nie było rękoczynów, więc patrol zasugerował jedynie, by między sobą dogadali się, czy Holec może wejść do biurowca Pumaku.
Emerytowany pracownik Pumaku jest całym sercem za swym dyrektorem, za Holcem. Specjalnie przyjechał do "Gazety", by powiedzieć, że źle się w Pumaku teraz dzieje. Poprawiać się w firmie zaczęło właśnie za Holca, bo wtedy porządek zaczęto robić między innymi z długami poprzedniego dyrektora wobec spółki. Bo on remont mieszkania niemal w całości na jej koszt przeprowadził, a do tego przez kilka lat nic za prąd nie płacił. Wielkie z tego kwoty urosły, bo mieszkanie jak dwa domy, a ogrzewanie elektryczne. Zarząd z dyrektorem Holcem wyszacował straty firmy za zużyty prąd na niemal 65 tysięcy złotych, a koszty remontu na 72 tysiące. Więc to właśnie Holcowi Pumak zawdzięcza porządek i wyjście na prostą. Ale teraz to były dyrektor wchodzi do biurowca kiedy chce. Ludzie mówią, że szykuje się do powrotu do spółki. Prezes Lewandowski zaprzecza, by były takie plany, ale ludzie wiedzą swoje...
Biznes
