To miał być interes korzystny nie tylko dla akcjonariuszy, ale też rolników. W lipcu 1996 roku we Włocławku powołano do życia twór gospodarczy o nazwie Włocławski Rynek Hurtowy - Giełda Kujawska SA z kapitałem założycielskim 135 tysięcy złotych. Akcjonariuszami, którzy wykupili akcje po tysiąc złotych każda, był w połowie skarb państwa, a w połowie samorządy lokalne, zakłady rolno-spożywcze, firmy i osoby prywatne. Giełda miała skupować od rolników płody rolne i korzystnie je sprzedawać.
Spółkę powołano na wniosek ówczesnego wojewody włocławskiego, Władysława Kubiaka. Zarząd spółki był jednoosobowy. Pierwszym prezesem został Władysław Koc, a w skład rady nadzorczej weszli Piotr Marciniak, Czesław Śpibida, Marianna Kubacka, Edward czubakowski i Antoni Borysow.
Siedzibą giełdy był Waganiec, a konkretnie budynki dawnego Przedsiębiorstwa Obrotu Zwierzętami Hodowlanymi, w sumie 7 obiektów o łącznej powierzchni 6 338 metrów kwadratowych.
- Skarb państwa miał aportem przekazać ten majątek giełdzie wraz z zastrzykiem finansowym - mówi Piotr Marciniak, wójt gm. Waganiec, który wszedł do rady nadzorczej powołanej spółki. Giełda zorganizowała jedną wystawę zwierząt i roślin i praktycznie już w roku 1998 zaprzestała działalności.
W październiku ub.r. Delegatura Skarbu Państwa w Toruniu złożyła wniosek do sądu gospodarczego o ustanowienie kuratora sądowego dla spółki, uzasadniając to tym, że giełda nie prowadzi żadnej działalności, dzierżawiony majątek został wydany właścicielom, brakuje sprawozdań finansowych. Kurator ma zwołać nadzwyczajne zgromadzenie akcjonariuszy, którzy zdecydują, czy postawić spółkę w stan likwidacji.
- Spotkaliśmy się z kuratorem i okazało się, że w dokumentach finansowych zapisana jest strata ponad sto jeden tysięcy złotych - informowała na czwartkowej sesji radnych gminy Raciążek wójt Wiesława Słowińska. rada podjęła uchwałę o wystąpieniu ze spółki.
Ryszard Borowski, wójt gm. Koneck mówi, że kurator oczekuje, że to akcjonariusze, w tym, gminy, pokryją proces likwidacji i sporządzenia raportu finansowego, co może kosztować 30-40 tys. złotych.
- Kurator dopatrzył się, że na koncie spółki została jakaś "resztówka", w wysokości około trzydzieści jeden tysięcy złotych. Ktoś ją z konta wypłacił siedem lat temu. Bank podobno nie wie, kto - mówi Ryszard Borowski. Samorządowcy nie bardzo kwapią się do pokrycia kosztów likwidacji i czekają na kolejne spotkanie z kuratorem. .