W zeszłym roku małżeństwo postawiło wszystko na jedną kartę: mama z synem i półroczną córką zostaną w domu, tata wyjedzie na Zachód. No i wyjechał do Finlandii. Pracował na budowie z kilkoma innymi Polakami. Pół roku, czyli tyle, ile trwał kontrakt, minęło.
Pod koniec marca Michał i jego współpracownicy wrócili do Polski. - Powracający do kraju muszą odbyć 2-tygodniową kwarantannę. Takie teraz przepisy. Chodzi o to, żeby sprawdzić, czy na pewno, jeszcze będąc za granicą, nie zostali zakażeni koronawirusem. Nie mam żadnych objawów choroby, ale muszę być monitorowany. To, jak telewizja przedstawia Polaków powracających z zagranicy w dobie koronawirusa i tych, którzy już wrócili, ma się nijak do rzeczywistości. Przynajmniej tak to odbieram - uważa 30-latek.
Z ziemi obcej do Polski
Opowiada o swoim powrocie. - Z Finlandii do Polski jedyna droga to albo „Lot do domu” albo podróż autem przez Szwecję, żeby dostać się na prom do Gdańska. Inne kraje pozamykały granice i nie idzie się wydostać. To dlatego jechaliśmy 1200 kilometrów na prom. Nie mieliśmy kłopotu z zakupem biletów powrotnych na prom. Nie było tak, że wszyscy Polacy nagle postanowili wracać do ojczyzny. Akurat w Finlandii kilkanaście czy nawet kilka dni temu było spokojniej niż w Polsce. Przed dobą koronawirusa bilet na prom można było kupić bez rezerwacji miejsca w kajucie. Kto nie miał miejsca w kabinie, cały rejs mógł spędzić przykładowo na pokładzie czy w barze na promie. Pandemia spowodowała zmiany.
Koronawirus w kujawsko-pomorskiem - raport na żywo
Przewoźnik informuje: „Ze względu na Państwa bezpieczeństwo oraz zapobieganie rozprzestrzeniania się koronawirusa, prosimy o rezerwowanie miejsca w kabinie dla każdego pasażera w rejsach dziennych i nocnych. Obowiązuje do dn. 30.04.2020r.”.
Plus taki, że ceny biletów na prom nie wzrosły z powodu zarazy. - Przy wejściu na pokład każdy podróżny miał sprawdzaną temperaturę. Obsługa przykładała nam termometr do czoła. I koniec badania.
Ta obsługa była wyposażona w maseczki i rękawiczki. - Wśród pasażerów nie każdy je miał. Choćby ja. Trzeba było kupić wcześniej. Chciałem. Przez kilka dni przed podróżą szukałem maseczek, rękawiczek i płynów do dezynfekcji rąk. W żadnym sklepie nie znalazłem.
Michał i jego kumple trafili do kabiny 3-osobowej. Podczas 18-godzinnej podróży co chwilę z głośników płynęły komunikaty załogi: „Prosimy o zachowanie ostrożności. Prosimy o zachowanie odstępów między osobami”. - Dało się je słyszeć w kajutach, przy recepcji czy w restauracji i windach. Nie bagatelizowaliśmy tych wskazówek. Nikt nie bagatelizował - kontynuuje Michał.
Podczas rejsu podróżni (czyli Michał i jego koledzy też) dostali formularze do wypełnienia. - Trzeba było podać swoje dane i adres, pod którym będziemy podczas 2-tygodniowej kwarantanny.
Punkt poboru opłat
Prom dopłynął do Polski, do Gdańska. - Kiedy opuszczaliśmy pokład, znowu nam mierzono temperaturę. Oddaliśmy wypisane już formularze.
Potem koledzy wsiedli w samochód (który też przecież promem podróżował) i ruszyli do Bydgoszczy. Po drodze się zdziwili. - Na autostradzie kasjerka w punkcie poboru opłat nie miała nałożonej ani maseczki, ani rękawiczek.
Troje przyjaciół dotarło do Bydgoszczy tydzień temu w weekend. - Ale nie do swoich domów - zaznacza 30-latek. - Pewnie, że kwarantannę po powrocie z zagranicy mogłem przejść w domu. Mam jednak dwoje małych dzieci. Z żoną zdecydowaliśmy, że dla ich bezpieczeństwa lepiej będzie, jak czas kwarantanny spędzę z dala od rodziny. Głupie uczucie: nie widziałeś się z żoną i dziećmi pół roku, wróciłeś do kraju i jesteś bardzo blisko nich, ale nie z nimi.
Michał zatrzymał się z kolegami, z którymi wrócił z Finlandii, u jednego z nich. - Tak się składa, że jeden z kolegów ma wolne mieszkanie. Jeszcze w Finlandii postanowiliśmy, że kwarantannę spędzimy właśnie tam.
Poza kontrolą
Mieszkanie w bloku, na typowym blokowisku. 3-pokojowe, więc każdy ma swój kąt. - Już prawie tydzień tu mieszkamy - podkreśla młody bydgoszczanin. - Nie wychodzimy, bo kwarantannowcom nie wolno. W telewizji często pokazują, jak policja sprawdza osoby w kwarantannie. Nas jeszcze ani razu nie sprawdziła.
To odbywa się tak: funkcjonariusze podjeżdżają pod dom osoby (czy osób) objętej kwarantanną i dzwonią do niej. Pytają, czy jest w domu. Samo potwierdzenie nie wystarcza. Policja prosi tę osobę, aby podeszła do okna swojego mieszkania i się pokazała. Radiowóz dopiero wtedy odjeżdża.
Pakiet sanitarny
Mł. insp. Monika Chlebicz, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy, informuje: - Każdy patrol, którego zadaniem jest sprawdzenie osób objętych kwarantanną, posiada pakiet sanitarny. To m.in. rękawiczki, maski, kombinezony i okulary ochronne. Nie spodziewajmy się, że funkcjonariusze w każdym przypadku będą mieli to ubrane. Owszem, jak zajdzie taka potrzeba, to skorzystają z pakietu. Radiowozy wyposażone w pakiety zostają też specjalnie oznaczone.
Michał: - Kontrolę osób takich, jak ja, ułatwia aplikacja „Kwarantanna domowa”. Tyle, że nie mogłem dokończyć jej instalować. Każdy w kwarantannie musi wpisać swój numer telefonu, żeby dostać kod aktywacyjny. Wyskakuje mi komunikat: „W systemie nie ma jeszcze Twoich danych. Jeżeli odbywasz obowiązkową kwarantannę, powiadomimy Cię, kiedy będziesz mógł korzystać z aplikacji. Otrzymasz wiadomość SMS na numer podany w karcie lokalizacyjnej”.
Czyli w tej, którą Michał wypisał na promie, a oddał, gdy go opuszczał.
Bez żartów
W bieżącym tygodniu premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że aplikacja dla osób w kwarantannie stanie się obowiązkowa. - Ciekawe, jak chcą poprzez nią sprawdzać kwarantannowców, skoro ona nie działa albo działa z problemami? - głośno zastanawia się 30-latek.
Michał nie narzeka na zamknięcie w czterech ścianach. - W bloku wiedzą, że przechodzimy kwarantannę, ale nikt nam głupich kawałów nie robi.
Nie każdy ma przyzwoite sąsiedztwo. W mieszkaniu w Sępólnie Krajeńskim ktoś wybił szybę u mężczyzny, który wrócił z zagranicy i odbywa kwarantannę domową.
Sprawa sprawunków
W izolacji prozaiczne sprawy też trzeba załatwić. Chociażby sprawunki. - Sąsiedzi robią nam zakupy. Albo nasze żony. Wszyscy trzej jesteśmy żonaci, więc prowiant nam dostarczają. Zostawiają pod drzwiami.
Żona Michała: - Nie wolno nam jednak odwiedzać mężów. Kontakt mamy telefoniczny i przez internet. 7-letni syn płacze za tatą. Córka za malutka, żeby rozumieć, co się dzieje.
Mężowie i ojcowie niedługo wrócą do rodzin.
Tuż przed Wielkanocą.
P.S. Imię bohatera, na jego prośbę, zostało zmienione.
