Całe dorosłe życie pani Sabina spędziła w niewielkim Macikowie pod Golubiem-Dobrzyniem, opiekowała się rodziną i wychowywała dzieci. Wspomina, że bywało ciężko.
- Po wojnie człowiek wszystko musiał robić ręcznie, było bardzo biednie - opowiada. - Chętnie wtedy przędłam i dziergałam co się tylko dało, bo brakło wszystkiego.
Kiedy pani Sabina miała 58 lat zmarł jej mąż Jan, a gospodarstwo trafiło w ręce syna. Obowiązki domowe przejęło kolejne pokolenie, a dla babci przyszedł czas na zasłużony odpoczynek i zabawy z wnuczętami.
- To wtedy pomyślałam, żeby zaangażować się w tradycyjne przygotowania do dożynek - zdradza emerytka. - Najpierw pomagałam przy procesyjnych chorągwiach.
Uwaga na gryzonie
Szło to pani Sabinie wzorowo, więc apetyt na tworzenie rósł. Wpadła na pomysł, by robić obrazy z produktów spożywczych, które ma pod ręką.
- Na początku wykorzystywałam tylko ziarna w naturalnych kolorach, przede wszystkim pszenicę, owies i jęczmień - mówi nasza artystka. - Wychodziło mi to wszystko coraz lepiej. Orzeł, którego kiedyś udało mi się zrobić, wygląda jak utkany.
Kolejne prace były coraz bardziej urozmaicone. Pani Sabina zaczęła barwić nasiona emalią i dodawać kolejne materiały. Kompozycje powstawały nie tylko z ziaren zbóż, ale na przykład z ogórka, dyni, cukinii, fasoli, słonecznika, a nawet bobu czy orzechów.
Prace są dodatkowo lakierowane. - Muszę je chronić przed myszami - przyznaje ze śmiechem rękodzielnistka. - Zdarzało się, że gryzonie podjadały moje dzieła.
Cały rok przygotowań
A skąd wzory?
- Podpatruję je z gotowych obrazków, najczęściej o tematyce religijnej - mówi pani Sabina. - Wykorzystuję też fragmenty gotowe, na przykład rysunki dłoni i twarzy.
Latem emerytka z Macikowa woli zająć się ogrodem. Większość wyklejanek powstaje w długie jesienne i zimowe wieczory. Jednak przygotowania do tego trwają cały rok. - Już teraz trzeba nazbierać tych różnych skarbów, zimą pod śniegiem ich nie znajdę - wyjaśnia pani Sabina.
Wyklejanie jest bardzo żmudne, układać trzeba każde oddzielne ziarno po kolei - stworzenie obrazu to kilkanaście dni pracy. Czasem boli przy tym krzyż. Pani Sabina szuka więc nowych, mniej uciążliwych możliwości tworzenia. Od kilku lat skleja niewielkie choineczki z szyszek.
Pamiątki i wystawy
A co dzieję się z jej dziełami?
- Najczęściej rozdaję je bliskim na pamiątkę - cieszy się uzdolniona emerytka.
Co jakiś czas można je także podziwiać na lokalnych wystawach. Najczęściej w sąsiedztwie haftów i wycinanek Ireny Müller z Golubia-Dobrzynia.
To pani Irena namówiła panią Sabinę, żeby wyjątkowymi dziełami swoich spracowanych rąk pochwalić się czasem przed innymi.