Spis treści
Giganci branży technologicznej śledzą nas na każdym roku, zbierając wszelkie możliwe dane, także te wrażliwe dotyczące lokalizacji. Co prawda korporacje w obszernych regulaminach zapewniają o "możliwości wyboru", a także trosce o prywatność, lecz rzeczywistość jest brutalna, a sprawy takie jak Google, rozwiewają wątpliwości co do intencji korporacji.
Google zapłaci gigantyczną karę
Afera Google została ujawniona w 2018 roku przez Associated Press, który poinformował, że firma śledzi informacje o lokalizacji użytkowników, mimo że ci wyłączyli tę funkcję. Sprawa dotyczyła dwóch miliardów osób, używających smartfonów z systemem Android, a także użytkowników innego oprogramowania od Google, np. wyszukiwarek czy map.
W trakcie śledztwa amerykańscy prokuratorzy ustalili, że Google wprowadza w błąd użytkowników w zakresie monitorowania lokalizacji od 2014 roku, naruszając przepisy dotyczące ochrony konsumentów. Dla technologicznego giganta dane geolokalizacyjne są źródłem gigantycznych dochodów. W 2021 roku 80 proc. zarobków pochodziło z reklam publikowanych w Internecie.
W ramach ugody Google zadeklarowało, że zapłaci 391,5 mln dolarów kary. Jednocześnie firma zapewniła, że informacje o śledzeniu lub pozostałe zgody będą wyraźnie widoczne dla użytkowników. Prokuratorzy nazwali ugodę "historycznym zwycięstwem" oraz "największą wielostanowa ugodą w historii USA dotyczącą prywatności", jednak nastroje po sprawie pozostają mieszane.
Przyczyniają się do tego m.in. zawiłe argumentacje przedstawicieli Google, którzy przyznali, że system reklamowy nie daje użytkownikom możliwości wyboru, a procedury są tak zawiłe, że nie pojmują ich nawet pracownicy firmy. Członkowie zarządu stwierdzili wprost, że odbiorcy nie zdają sobie sprawy, co dzieje się z ich danymi.
Jak poinformowała agencja "Reuters", Google, dzięki reklamom internetowym, zarobiło 111 mld dolarów w pierwszym półroczu 2022 roku. To rekordowy zarobek spośród firm zajmujących się świadczeniem usług reklamowych w Internecie.
W jaki sposób śledzi nas Google?
Roczny zbiór danych o polskim internaucie wart jest około 40 złotych. Stawka ta może nie jest imponująca, lecz pomnożona przez tysiące kont założonych na danym portalu prezentuje się dużo lepiej.
Google gromadzi o nas informacje na kilka sposobów. Pierwszy z nich dotyczy śledzenia naszej aktywności w mediach społecznościowych. Portale te są jednym z głównych źródeł informacji, dzięki którym można pozyskać informacje o adresie e-mail, numerze telefonu czy zainteresowaniach. Kalifornijski gigant ma także dostęp do danych gromadzonych w serwisach czy aplikacjach oferujących logowanie przez konto Google.
Równie ważne jest śledzenie lokalizacji, dzięki której korporacje wiedzą, kiedy i gdzie się przemieszczamy, co pozwala dostosować odpowiednią ofertę reklamową. Firma sprawdza też, w jakie reklamy klikamy oraz weryfikuje, którym poświęcamy więcej czasu. Wiele informacji można też uzyskać za pośrednictwem historii obejrzanych filmów w serwisie YouTube.
Co ciekawe, roboty Google tworzą obraz użytkownika, starając się przewidzieć jego ruchy w sieci. Algorytm buduje nasz obraz bazujący na grupie hipotetycznych, pasujących do nas cech. Wyobrażenie każdej osoby jest regularnie aktualizowane za sprawą sztucznej inteligencji, która na bieżąco przyswaja o nas wiedzę. W większości przypadków skuteczność takiego przewidywania pokrywa się z rzeczywistością w mniej więcej 60 proc. Istotne w budowaniu naszego profilu są też pliki cookie i związane z nimi zgody, wyświetlane na wszystkich stronach internetowych.
Niestety, nie ma w pełni skutecznego sposobu na ochronę przed przetwarzaniem danych. Użytkownicy mogą wyłączyć w telefonach lokalizację, czyścić pliki cookie (ciasteczka) lub częściowo skonfigurować reklamy Google, lecz nadal część informacji o nas będzie stale gromadzona na internetowych serwerach.
