Decyzja w tej sprawie zapadła niemal po roku toczącego się postępowania.
Przypomnijmy. Na początku lipca 2008 roku były żołnierz Sławomir G. wbiegł za swoją żoną, z niepozornym pakunkiem w dłoni, do dyżurki więzienia dla kobiet przy ul. Wybickiego. W środku wywiązała się szarpanina i nastąpił silny wybuch. Mężczyzna ciężko ranił siebie i swoją żonę. Kobieta straciła ręke i nogę.
W wybuchu lekko ranny został także przypadkowy mężczyzna, który przebywał w dyżurce z córką. Na szczęście, dziewczynka, chwilę przed wybuchem weszła do toalety. Nie ucierpiała.
Z czterech zarzutów zostały trzy
Po wybuchu granatu prokuratura postawiła Sławomirowi G. cztery zarzuty: - Zabójstwa, posiadania granatu, posiadania amunicji i sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu ludzi - wymienia Agnieszka Reniecka zastępca prokuratora rejonowego w Grudziądzu.
Trzy z nich zostały sformułowane w akcie oskarżenia, który trafił do sądu okręgowego w Toruniu. Oprócz tego dotyczącego sprowadzenia zagrożenia życia wielu osób, bo śledztwo w tej sprawie prokuratura właśnie umorzyła.
W uzasadnieniu decyzji prokurator prowadzący sprawę powołał się na opinię biegłych, którzy stwierdzili, że zamachowiec naraził na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia tylko siebie i swoją żonę.
- Prawo w tym przypadku określa ściśle, ile osób trzeba narazić na niebezpieczeństwo. Przynajmniej 10 - tłumaczy Agnieszka Reniecka.
Grozi mu dożywocie
Czy to oznacza, że Sławomir G. nie odpowie za zranienie postronnego mężczyzny?
- Jeśli się uprawomocni decyzja o umorzeniu śledztwa, prokuratura podejmie decyzję, czy zająć się także sprawą mężczyzny, który w wybuchu odniósł lekkie rany - dodaje prokurator Reniecka.
Sławomir G. od kiedy opuścił szpital przebywa w areszcie. Był także pod obserwacją psychiatrów. Za usiłowanie zabójstwa swojej żony, posiadanie granatu i amunicji grozi mu dożywocie.