W weekend pisarz spotkał się z mieszkańcami powiatu golubsko-dobrzyńskiego. Henryk Rozwadowski ma 86 lat, obecnie mieszka w Poznaniu, ale pochodzi z Podzamku Golubskiego. Swoje wspomnienia publikował w 68 odcinkach na łamach miesięcznika „My” w latach 2007-13. W ubiegłym roku wydał je w formie książki „Moje dole i niedole”. W związku z tym, że jest już niedostępna do kupienia, pojawiła się inicjatywa, by zrobić dodruk.
- Pan Henryk to postać niezwykła, nie miał młodości, ale ma bardzo ciekawe wspomnienia wojenne. Pokazuje je oczami dziecka. Do pisarza dotarła Ewa Kaźmierkiewicz przy okazji inicjatywy upamiętnienia sybiraków. W odnajdywaniu takich ludzi pomaga też historyk Szymon Wiśniewski - mówi dyrektor Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Golubiu -Dobrzyniu Barbara Wasiluk.
Biblioteka zorganizowała spotkania autorskie z pisarzem. Odbyły się one w Gimnazjum w Gałczewie, w siedzibie biblioteki i Zespole Szkół nr 1 w Golubiu-Dobrzyniu.
- Młodzież była zainteresowana tematyką wojny. Padło ciekawe pytanie: czy czuję się bohaterem? Ja ani w czasie wojny, ani dziś nie czuję się nim. Robiłem swoje, a Niemcy to były potwory w ludzkim ciele - mówi pan Henryk.
Spora niespodzianka czekała na pisarza w bibliotece. Na spotkanie przyszła bowiem koleżanka ze szkolnej ławy.
- Wojna nauczyła mnie m.in. przedsiębiorczości, pomysłowości. Gdy przeszedłem na emeryturę miałem 60 lat. Posiedziałem tydzień w domu i stwierdziłem, że czas do pracy. Zająłem się handlem - mówi pan Henryk.
Kobieta z walizką z Bydgoszczy. Kim jest?
Pan Henryk mieszkał naprzeciwko budynku szkoły w Podzamku. Skończył tu pierwszą klasę. Później budynek przejęli Niemcy. - Do drugiej klasy chodziłem już w Golubiu. Oj, było tam sporo bójek z kolegami. Wszędzie było mnie pełno, włóczyłem się, chodziłem na zwiady. Mimo, że byłem dzieckiem, to wiedziałem, że zbliża się wojna. Ojciec dużo czytał. Koloniści na Podzamku śpiewali, że będzie wolność. Przy torach organizowano ćwiczenia wojskowe dla Niemców, strzelali. Latały niemieckie samoloty wojskowe. Doniosłem harcerzom. By przeszkodzić Niemcom, spowodowaliśmy katastrofę pociągu. Chcieliśmy zobaczyć co dzieje się w okolicy. Z chłopakami zbudowaliśmy tratwę i dotarliśmy pod Bydgoszcz. Była ona dwukrotnie ostrzelana. Donieśliśmy do Wojska Polskiego, co się wydarzyło, że widzieliśmy czołg. Pociągiem wracaliśmy do Brodnicy. Gdy dotarłem do domu, mojej rodziny już nie było. Była tylko kartka, że jest u rodziny w Mazowszu. Most był już wysadzony, po przęsłach szedłem. Po drodze niemiecki żołnierz dał mi obiad. To był jedyny ludzki odruch ze strony Niemców - wspomina Henryk Rozwadowski.
Pan Henryk podczas spotkań wspominał kolegów, mieszkańców miasta, w tym Żydów, a także wydarzenia - związane m.in. z niszczeniem przydrożnych figur. Mówił też o swojej rodzinie. Jego tata został zabrany do wojska. Rok spędził pod Berlinem. Był też na Syberii.
W przedmowie do książki Henryka Rozwadowskiego franciszkanin o. Mariusz Koch pisze: „Autor jest ostatnim świadkiem, który opisał te przejmujące przeżycia, tę golgotę, los swój, rodziny, mieszkańców (…) Wspomnienia te nie mogą zapaść w mrokach zapomnienia.”
Pogoda na dzień (22.11.2016) | KUJAWSKO-POMORSKIE
źródło: TVN Meteo Active