https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Hiperzwiązki

Agata Kozicka
Wszystko wygląda ładnie i elegancko gdy odwiedzamy super- lub hipermarket jako klienci. Za fasadą uśmiechów pracowników marketu często jednak kryje się niezadowolenie z pracy i strach o jej utratę.

     Wielokrotnie słyszeliśmy, że pracownicy marketów pracują po kilkanaście godzin, że często nie otrzymują wynagrodzenia za nadgodziny, że przy sklepowych półkach spędzają noce, niedziele i święta. Ludzie jednak boją się protestować sparaliżowani strachem o utratę pracy. Chcą to zmienić powstające w marketach związki zawodowe.
     Anonimowe skargi__
     
Założyciel związków zawodowych w bydgoskim hipermarkecie Tesco, Fryderyk Rossakowski, jest jednocześnie szefem działu personalnego marketu. - Nie chciałem być tylko "katem", który zwalnia pracowników, myślę, że moje stanowisko zobowiązuje mnie też do dbania o ich interesy - _mówi.
     Zna prawo pracy, zna obowiązki i prawa zatrudnionych.
- Powstaliśmy, aby bronić interesów pracowników. Wielu zatrudnionych boi się utracić pracę i nie wie, do czego ma prawo, albo jak je egzekwować. Jako szef działu personalnego otrzymywałem karteczki, np.: "Dzisiaj pracowałem 16 godzin.", ale nie mogłem interweniować, bo były to anonimowe informacje. Z grupą kilkunastu osób postanowiliśmy założyć związek zawodowy. Jako związkowcy zyskaliśmy ochronę prawną i teraz bez obawy o swoją pracę możemy interweniować i bronić ludzi nawet w sprawach najtrudniejszych - mówi Fryderyk Rossakowski, przewodniczący organizacji związkowej.
     Niewygodny przewodniczący?
     
Związek zawodowy w Tesco został oficjalnie zarejestrowany 5 kwietnia br.
- O fakcie tym poinformowałem dyrekcję 8 kwietnia - mówi Rossakowski.
     Dziwnym zbiegiem okoliczności kilka dni po oficjalnym powiadomieniu dyrekcji Tesco o powstaniu związków zawodowych do OPZZ w Bydgoszczy trafiło wypowiedzenie dla ich założyciela.
- Już rozpoczęła się nagonka na członków związku zawodowego - mówi Lech Wójcik, główny specjalista do spraw związków zawodowych w Radzie Wojewódzkiej Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych w Bydgoszczy. - Ostrzegałem pana Rossakowskiego, że może się tak zdarzyć. Podejrzewałem, że, aby natychmiast stłumić inicjatywę pracowników, zaczną się działania skierowane przeciwko niemu. Zawsze można znaleźć haka na pracownika. Jest taki punkt zezwalający na zwolnienie pracownika za działanie na szkodę zakładu pracy, który można wielorako interpretować. Jeśli nie uda nam się wynegocjować ugody - pójdziemy do sądu. Wojenna taktyka pani dyrektor marketu przynosi tylko szkodę firmie.
     Zwolnienie nie ma nic wspólnego ze związkiem, twierdzi natomiast Tesco.
- To nie pierwszy związek zawodowy w naszych marketach. Działają już w Krakowie i Częstochowie - mówi Wojciech Sokół, rzecznik prasowy Tesco Poland. - Nie chcemy ograniczać praw pracowników do zrzeszania się. Inną sprawą jest decyzja o rozwiązaniu umowy z przewodniczącym nowo utworzonego związku, a inną - sam związek zawodowy. Umowę z panem Rossakowskim rozwiązano za wielokrotne naruszenie obowiązków służbowych.
     
- Zarzuca się mi, m.in. rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o warunkach zatrudnienia i atmosferze panującej u pracodawcy, a ja tylko wyrażałem własne zdanie na ten temat - mówi Rossakowski. - Dyrektor zabronił mi wejścia na teren zakładu, pomimo pełnionej przeze mnie funkcji. Nie przyjął do wiadomości, jak to określono w wypowiedzeniu, "rzekomego wyboru do zarządu związku zawodowego". Sprawę za pośrednictwem OPZZ kieruję do prokuratury.
     Prekursorzy z Makro
     
Pierwszym związkiem zawodowym działającym w markecie na terenie naszego województwa był związek zawodowy w Makro Cash and Carry.
- Mieliśmy trochę problemów z rejestracją i też zaczynaliśmy w tajemnicy. Ujawniliśmy się dopiero, gdy jednego z naszych kolegów próbowano zwolnić - wspomina Jacek Konieczny, założyciel tamtejszego związku.
     
- Na początku nie było łatwo. Ile trzeba było nerwów, żeby powstały - przypomina Wójcik. - Pracodawca chciał stłumić naszą inicjatywę w zarodku. Stanęliśmy więc z nimi oko w oko i wyjaśniliśmy, że chcemy dbać o dobro ludzi, a nie rujnować firmę. I udało się.
     W Makro do związków już się przekonali wszyscy.
- Myślę, że istnieje dobra i owocna wymiana informacji - mówi Wojciech Zipser, rzecznik prasowy Makro.
     Co się udało od tego czasu zrobić?
- Nie tyle, ile byśmy chcieli. Jeśli chodzi o warunki pracy, to nie możemy narzekać. Pracownicy kas mieli zimno, ale udało nam się wynegocjować dla nich ocieplane kurtki. Myślę, że w końcu pracodawca nas zaakceptował. Pracujemy według norm, mamy przepisowe przerwy, myślę, że sam fakt istnienia związków zawodowych wystarczy, aby pracodawca dbał o prawa pracowników, właściwie nie musimy nawet interweniować - uważa Konieczny.
     W Tesco - początek drogi
     
W Tesco do zrobienia jest jeszcze bardzo dużo. A zacząć trzeba od uzdrowienia stosunków z dyrekcją.
- Nie chcemy, aby pracodawca odebrał to jako afront - mówi Fryderyk Rossakowski. - Przeciwnie. Powinien wykorzystać to jako okazję do łagodzenia napięć na linii pracodawca - pracownik, źródło informacji o warunkach pracy, których mogą mu za naszym pośrednictwem dostarczyć pracownicy. Chcemy wspomagać szefostwo w przestrzeganiu przepisów. Dyrektor mający pod sobą około 400 pracowników nie jest przecież w stanie kontrolować wszystkiego, co dzieje się na tych najniższych szczeblach w jego firmie.
     Zwolnienia__
     
Generalnie rzecz biorąc, w sieciach tych i innych hiper- i supermarketów największym problemem dla związków zawodowych są umowy na czas określony.
- Zbyt wiele pracowników tak zatrudnionych już opuściło naszą firmę. Pozbawia się ich pracy wprawdzie w majestacie prawa, ale uważamy, że w wielu przypadkach nie ma potrzeby zwalniania, tym bardziej, że miejsce tych, którzy odchodzą, zajmują inni. Muszą być logiczne powody zwolnienia, a zanim do niego dojdzie, pracodawca powinien poszukać innych, nie tak drastycznych sposobów rozwiązania problemu, sięgając np. po upomnienie, naganę. Choć zwolnienie jest zgodne z prawem, to jest nieetyczne - twierdzi Rossakowski.
     n Na około 400 pracowników Tesco, 50 już zapisało się do organizacji zakładowej OPZZ "Konfederacja Pracy" w bydgoskim markecie. Spośród około 270 pracowników Makro w Bydgoszczy w tamtejszym związku zawodowym działa 82. Członkowie pozostają anonimowi dla pracodawcy z wyjątkiem kilku osób z władz organizacji, które są pod szczególną ochroną. O innych próbach utworzenia związków zawodowych w marketach naszego regionu, w OPZZ jeszcze nie słyszeli.
     Bezradni są też w Makro. -
Pracowników "na czas określony" można niemalże bezkarnie zwolnić. Niewiele możemy im pomóc - powiedział Jacek Konieczny przewodniczący tamtejszego związku.
     Strach o pracę paraliżuje.
- Zdarza się, że przychodząc do pracy, pracownik dowiaduje się, że jest zwolniony. Rynek pracy jest bardzo ograniczony i rzeczywiście dla Tesco nie jest problemem znaleźć kogoś w miejsce zwalnianego. Tylko czy mu się to opłaca? - _powątpiewa anonimowy pracownik marketu Tesco. - Każdą nowo zatrudnioną osobę trzeba przeszkolić, przygotować. Czekać, aż nabierze wprawy i doświadczenia. Chcemy czuć się potrzebni firmie, a człowiek, któremu się powtarza, że na jego miejsce czeka kilku innych, przychodzi do pracy sfrustrowany, żeby "odpracować" swoje godziny i iść do domu.
     Ludzie boją się o pracę. Aby jej nie stracić, gotowi są pracować nadgodziny - w noce i święta. Związki zawodowe chcą to zmienić. Pracodawca zaś boi się, że dojdzie do buntu. Ale jak pokazał przykład Makro, ten najgorszy scenariusz wcale nie musi się sprawdzić. Wystarczy usiąść do stołu i rozmawiać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska