Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia była z nim

Bogumił Drogorób [email protected]
Antoni Wałdowski mówi, że w starym domu można jeszcze mieszkać. Wewnątrz dominuje kolor niebieski. Jak za czasów Franciszka, jak przed ponad wiekiem.
Antoni Wałdowski mówi, że w starym domu można jeszcze mieszkać. Wewnątrz dominuje kolor niebieski. Jak za czasów Franciszka, jak przed ponad wiekiem. Fot. Bogumił Drogorób
Wysoki, siwy, dobrze się trzyma, choć dobiega dziewięćdziesiątki. Przechadza się po podwórzu gospodarstwa. Nad nim niebo zasnute chmurami, przed nim linia horyzontu, pofałdowana. Za nim wieś. Miejsce, gdzie jego domostwo, Egiptem nazwano.

Stary dom z czerwonej cegły, strzechą kryty. Obok nowy, dziś tam mieszka. Pod nogami kręci się kundelek.

- Nie ugryzie - zapewnia mężczyzna.

Dlaczego Egipt? Bo daleko od wsi Nawra, daleko od szosy, w ogóle daleko... No i jak chmury ciemne zajdą, to już tylko egipskie ciemności.

Antoni Wałdowski, który w Egipcie przeżył większość swego życia, specjalnie nie zaprzecza, ale też nie buduje legendy, jakiejś ciekawej fabuły na okoliczność. Dla niego Egipt, to Egipt. Daleko. I tyle.

Ale już dla jego ojca - Franciszka - to ziemia obiecana. U progu XX w. pracował Franciszek Wałdowski jako najemnik, w Mrocznie, u gospodarzy. Chciał mieć coś swojego, być panem dla siebie.

- Mnie jeszcze wtedy na świecie nie było, gdy ojciec tyrał u innych - wspomina ojcowe opowieści Antoni. - Ojciec pracował tam razem z dziadkiem, również Antonim. To po dziadku noszę imię. Pieniądz zarobiony, to pieniądz odłożony, żeby wydostać się na wierzch, wyjść z tego Mroczna. Znaleźć ziemię wartą, zbudować dom na niej, żyć. Pod pruskim zaborem, ale na swoim.

Wielu było takich jak Wałdowscy, szukających swego miejsca na ziemi, pracowników najemnych z marzeniami. Niektórych wygnało do Ameryki. Byli wśród nich Koller, Górecki, Michalski, Smoleński. Głównie Polacy. Jechali, wracali. Z drobnym majątkiem albo bez. Zostawali po wieczne czasy.
- Ojciec nie wyjechał, choć go namawiali.

Przerywa opowieść, zastanawia się, by złożyć fakty, kolejność zachować, tak jak dziadek ojcu, a ojciec jemu przekazał. Czas działa na jego niekorzyść. Nigdy niczego nie zapisywał, wszystko w głowie układał. Co zapamiętał?
- Do Egiptu przywędrowali, na to odludzie. Dziesięć morgów ziemi. Budynek mieszkalny pod słomą, miał szopę na przedłużeniu. Z sieni się szło do szopy. Żywizna miała wygodę. Z sieni się brało kartofle. Ale to było za mało, tych dziesięć morgów, na jednego konia. Ojciec dokupił, po sąsiedzku się złożyło kolejne dziesięć morgów. To już miało jakiś byt.

Gdy już Franciszek był na swoim i ziemię ucałował, wybuchła I wojna światowa. Dopiero wtedy przekonał się, że ta ziemia, jego własność, to nawet nie namiastka ojczyzny. Wokół był inny faterland, zabór pruski. Wcielony do wojska, założył pikielhaubę i mundur żołnierza pruskiej piechoty. Nie on jeden. W okopach mowa polska przeplatała się z językiem niemieckim. Niewola - daleka Rosja, Mandżuria, szczęśliwy powrót do Egiptu, jeszcze na stronę zaboru pruskiego. Dopiero w 1920 roku, po traktacie wersalskim, w Egipcie znalazł swoją Polskę.

Znalazł też panią swego życia - Paulinę, matkę Apolonii, Jana i bliźniaków: Bronisława i Antoniego.

- Byłem najmłodszym w rodzinie, bo Bronek urodził się pół godziny przede mną - wspomina Antoni. - Miało to później swoje konsekwencje, bo Bronek poszedł w świat, za pracą, a mnie, najmłodszemu, przypisane było gospodarstwo. Bronek uczył się rzeźnictwa w Brodnicy u dobrego mistrza Glabiszewskiego, Jan był w Gniewie, potem w Grudziądzu, w wojsku polskim. Życie moje toczyło się jak to na wsi.

Dr Kazimierz Grążawski, brodnicki historyk i archeolog:

Dr Kazimierz Grążawski, brodnicki historyk i archeolog:

W tej opowieści nie ma słowa o zabijaniu, o froncie, o koszmarze wojny... Rzecz dotyczy ziem nie tylko dawnego West Preussen, ale też Ślaska, różnych obszarów zaboru pruskiego. Melchior Wańkowicz pisał o Monte Cassino, gdy brat strzelał do brata. Tak jak wcielano do wojska pruskiego, tak samo później do Wehrmachtu. Wciągano ludzi na volks listę, nawet bez ich wiedzy albo pod groźbą: nie podpiszesz, wyjdziesz przez komin krematorium. Tragizm ludzi i sytuacji, w jakich się znaleźli, nie z własnej woli. Nie podjąłbym się oceniać ich życia.

Długo nie był ten jego Egipt w polskich granicach. Lata nauki i pracy przerwała II wojna światowa. Niemcy zajęli okoliczne folwarki - dawne ziemie polskie, potem zaboru pruskiego, II Rzeczypospolitej, znów stały się niemieckie. Znów Nowe Miasto było Neumarktem, Brodnica Strasburgiem, tylko Egipt pozostał Egiptem. Natomiast na młodzieńców czekały mundury Wehrmachtu. Wcielono i młodego Antoniego.

Przemierzył Antoni Wałdowski w mundurze Wehrmachtu Europę. Przez Jugosławię, Grecję, aż do Morza Środziemnego.

- Krawcowałem. Szyłem mundury. Biegły w tym byłem. Kiedyś nawet dla hauptmana uszyłem. Jak się pokazał w tym mundurze, szykownie uszytym, dopytywano kto taki sprawny. Krawcowałem, tylko do tego się nadawałem. Ale zaczęło się lądowanie aliantów w Normandii, tam nas pchnęli, nad La Manche. Amerykanie byli blisko, a to już wróżyło koniec wojny.

Ważyły się wtedy losy, mógł przesądzić o swojej przyszłości na zawsze.
- Niemiec? - zapytali Amerykanie.

- Polak - powiedziałem. - Wtedy mnie przesunęli do grupy jadącej do Anglii. Gdybym powiedział, że Niemiec, wylądowałbym w USA. Ale jaki ze mnie Niemiec? Że niemiecki znałem, rozumiałem? Na dodatek Niemiec z Egiptu...

Wielka Brytania, żołnierskie baraki, polskie mundury pułku manewrowego. Szkolenia, ćwiczenia, szkoła podoficerska w szybkim tempie. Mowa polska, czasami angielski język. Tam też szył mundury, szykowne, tyle że z innego materiału, w innym kolorze, w inny deseń. Krawcował, jak rzecz nazywa po swojemu. Któregoś dnia wołają go.

- Wałdowski?
- Owszem, Wałdowski Antoni!
- A brata ty masz?
- Nawet dwóch, a jednego bliźniaka!
- To idź do baraku, tego tam, za tym trzecim, gdzie szyba wybita. Tam jest twój brat!

Po kilku latach, gdy rowerami próbowali uciekać z Egiptu do Brodnicy, spotkał Bronisława. Jego również wsadzili w mundur Wehrmachtu. Tylko starszy brat, Jan, w polskim mundurze wojnę przeszedł. I też go spotkali, gdzieś na angielskim szlaku.

- Co robić? Wojna się skończyła, odbyliśmy naradę. Jan mówi: wracam, Bronek: wracam do kraju. Ja postanowiłem zostać. Spróbować życia w Anglii, może w Ameryce. Ostatecznie z Ameryką nic nie wyszło, zostałem w Londynie, wielkie miasto. Pracowałem jako robotnik. Źle się działo, musiałem się leczyć. W końcu i ja się zdecydowałem wrócić.
W 1957 roku wsiadł na statek. Trzy dni i trzy noce "Batorym" do Gdyni. W porcie czekał na niego brat z synem. Pojechali do Egiptu, gospodarstwa za wsią Nawra, pod Nowym Miastem Lubawskim. Ojciec już nie żył, matka wypuściła gospodarstwo w dzierżawę, ale gdy Antoni wrócił, wymówiła dzierżawną umowę. Nastał czas gospodarza Antoniego.

Wchodzimy do starej chaty, z czasów Antoniego seniora i Franciszka. Można jeszcze w niej mieszkać. Kuchnia na wprost drzwi wejściowych, po obu stronach pokoje, niski sufit. Dominuje kolor niebieski. Jak za czasów Franciszka, jak przed ponad wiekiem.
Tylko dlaczego Egipt? Trudno pojąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska