Nic już się jednak w klasyfikacji generalnej nie zmieni. Ostatni odcinek na wielkich tourach jest zawsze etapem przyjaźni, a atakowanie w klasyfikacji generalnej jest w złym tonie. Wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia zapadły w sobotę. Triumfatorem wyścigu zostanie Fabio Aru (Astana).
Włoch od kilkunastu dni toczył walkę z rewelacyjnym Tomem Dumoulinem (Giant). Holender długo się bronił w górach, a po czasówce w środę objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Przed sobotnim etapem miał 3 sekundy przewagi. To już była ostatnia przeszkoda - 175 km w San Lorenzo de El Escorial z czterema premiami górskimi 1. kategorii.
To okazało się ponad siły Dumoulina. Kontakt z grupą lidera stracił tuż przed trzecią górską premią. Potem próbował jeszcze gonić, ale był bez szans, bo Aru miał dwóch pomocników, którzy nakręcali tempo. Holender ostatecznie na mecie stracił blisko 4 minuty do Włocha (i spadł aż na 6. miejsce), który w wieku 25 lat sięga po pierwszy triumf w wielkim tourze.
Na ostatnim podjeździe było już pewne, że Majka awansuje na podium. Polak jednak walczył do końca o drugie miejsce. Zaatakował wspólnie z Nairo Quintaną (Movistar) i szybko zyskali kilkadziesiąt sekund przewagi nad Joaquinem Rodriguezem (Katiusza). Majka potrzebował 1.07 min., ale mecie wypracował 55 sekund, zabrakło kilku kilometrów.
Trzecie miejsce to wielki sukces i drugi wynik w historii polskiego kolarstwa zawodowego. Wyżej trzeba ocenić jedynie 3. miejsce z Tour de France Zenona Jaskuły w 1993 roku.
20. etap po długiej i samotnej ucieczce wygrał Ruben Plaza (Lampre).