W trzeciej rundzie Hurkacz sprawił sporą niespodziankę, potrzebując niewiele ponad godziny, by wyeliminować czwartego w światowym rankingu Stefanosa Tsitsipasa. Wrocławianin imponował pewnością siebie, świetnie grał przy siatce i popisywał się sztuczkami technicznymi.
Piątkowe starcie Hurkacza z Popyrinem miało dwie strony medalu. Pierwszy set przebiegał w pełni pod dyktando Polaka, który już w drugim gemie przełamał rywala. Do tego potrzebował aż pięciu break-pointów, ale w końcu "złamał" Australijczyka, który do końca seta wyglądał na nie zbyt pewnego siebie. Hurkacz wygrał partię 6:1, dwukrotnie przełamując go.
Drugi set to już totalnie inna historia. Popyrin uspokoił nerwy i konsekwentnie realizował założony plan. Podanie Australijczyka zaczęło sprawiać Hurkaczowi o wiele więcej problemów niż w pierwszej partii i nie mógł go przełamać. Ostatecznie przez 12 gemów nikt nie był w stanie nawet powąchać break-pointa i potrzebny był tie-break.
W nim doszło prawie do tragedii - Hurkacz wyszedł na prowadzenie 6:2 i nie wykorzystał pięciu z rzędu piłek meczowych! Popyrin wrócił do gry i sam miał okazję na wygranie seta, ale ją zmarnował. Polak potrzebował jeszcze dwóch meczboli do wygrania spotkania, ale w końcu to zrobił.
Hurkacz swojego kolejnego rywala jeszcze nie poznał. Bardzo możliwe, że będzie nim natomiast lider światowego rankingu i triumfator tegorocznego Wimbledonu Carlos Alcaraz. W ćwierćfinale Hiszpan zmierzy się z notowanym o 69 miejsc niżej Australijczykiem Maxem Purcellem (70.).
