https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Inowrocławianie zmagali się ze "Sportowym Dyktandem"

(fi)
Fot. Dominik Fijałkowski
Już po raz dziewiąty inowrocławski Ośrodek Sportu i Rekreacji zorganizował "Sportowe Dyktando".

W tegorocznym sprawdzianie z ortografii i interpunkcji udział wzięło 48 osób. Tekst dyktanda (prezentujemy poniżej) zatytułowanego "Senne marzenia" przygotowały nauczycielki z Gimnazjum nr 2 w Inowrocławiu - Mirosława Cieślarek i Joanna Bochat.

Senne marzenia

"Spośród mnóstwa trudnych zdań, spomiędzy wielu niewątpliwie niełatwych wyrazów, z ponad stu nie do napisania ortograficznych łamigłówek wybraliśmy takie, które bez wątpienia umożliwią wyłonienie arcymistrza ortografii.

Pracy było w bród. Trzeba było powtórzyć wszystkie wyrazy: piegża, żętyca, repasaż, rzeżucha, gżegżółka, błahy, przedzierzgnąć się, ciemnoniebieski i żółto-zielony. Przypomniały nam się cotygodniowe dyktanda ze szkoły podstawowej, żadne figle-migle, kiedy trzeba było w okamgnieniu przypomnieć sobie prawidłową pisownię, a szanse jak zwykle - fifty-fifty. Na najlepszych i tych nie najlepszych czyhały pułapki, bo w ortografii jak w sporcie. Zatem, zawodnicy na start!

Dwudziestodwuipółletni Serbołużyczanin nieuczestniczący już w zawodach, ale zasłużony co niemiara sprinter wszech czasów, siedząc na trybunie handryczył się z arcymistrzem trenerów, ponad pięćdziesięciodwuipółletnim pół Polakiem , pół Hiszpanem, przybyszem z Haiti.Młode olsztynianki z Mazur mają już na koncie trzynaście wygranych z rzędu i miażdżącą przewagę w tabeli. Zostało pięć kolejek i tylko kataklizm mógłby odebrać im najwyższe miejsce przed play-off. Stanęłyby wówczas na ceglastoczerwonym podium. Tym rozważaniom na temat prestiżowego spotkania drużyn z Ligi Mistrzyń towarzyszyła niepohamowana wrzawa wzmocniona przez krzyk kszyka i przelot upierzonej popielato białorzytki. W okamgnieniu chyży berlińczyk pospołu z hongkońskim donżuanem minęli linię mety. Niestety falstart. Półzawodowiec z Buska-Zdroju dyskutował zażarcie z włodarzami miejscowego klubu o półfinale Francuzek w badmintona. Rozkojarzeni porażką hokeisty, faworyta siedzącego pośrodku hajnowianina hreczkosieja, jak sparaliżowani udali się czym prędzej do bufetu, gdyż zaproponowano znienacka przerwę na małe co nieco. W grę wchodziły potrawy dietetyczne: półmiękkie renklody i półtwarde ślimaki albo bakłażany i różnogatunkowa sałatka z frutti di mare. W trakcie tego niezwykłego męskiego rendez-vous rozmawiano o meczu zawodników wagi lekkopółśredniej w ekstra meczu remibrydża. Tymczasem na stadionie rozentuzjazmowany tłum kibiców krzyczał do półprzytomnego z wściekłości, hołubionego dotąd, trenera szybkobiegaczy długodystansowców.Wicemistrz Europy, najbardziej utytułowany akrobata, niespodziewanie pojawił się na widowni. Wokół niego hostessy. W hali atmosfera się znów ożywiła. Z drugiej strony grupa żużlowców rozdawała autografy żywiołowej publiczności. Na koniec emocje sięgnęły zenitu. Niepohamowaną wrzawę, porównywalną z hukiem "harmat" z Mickiewiczowskiej "Reduty Ordona", wzbudziło pojawienie się długonogiej
cud-sportsmenki, która złożyła niezapomniany całus na ustach supermena.
Harmider wzmaga się, a otwierające się powoli oczy dostrzegają szarą rzeczywistość: krzątającą się po kuchni żonę i rozkrzyczane dzieciaki. Koniec błogiego snu."

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska