O środowym biegu głośno było już od kilku dni. Nie chodziło nawet o szanse Polek na dobry wynik – największą uwagę przykuwało to, kto właściwie znajdzie się w składzie naszej reprezentacji. Teoretycznie wydawało się, że wybór jest łatwy, gdyż liderkami zespołu są Izabela Marcisz i Monika Skinder, ale pierwsza z nich mówiła wprost, że na igrzyskach biega we wszystkich konkurencjach i akurat z tej chce zrezygnować, co irytowało tą drugą.
Warto przeczytać
- Wielki Pech Jekateriny Kurakowej. Podparty skok przekreślił nadzieje
- Dalekie miejsca Polaków w kombinacji. "To nie są rezultaty, jakich oczekiwałem"
- Roboty-kelnerzy i fotele do masażu. Co znajdą media w biurze prasowym w Pekinie?
- Medal Kubackiego uratował skoczkom igrzyska. Indywidualnie dobrze, zespołowo gorzej
Po licznych zawirowaniach skończyło się na tym, że Marcisz stanęła jednak na starcie. W półfinale Polki zajęły szóste miejsce i wywalczyły awans do finału - wprawdzie bezpośrednią kwalifikację wywalczyły tylko cztery najlepsze zespoły z każdego biegu, jednak nasze narciarki znalazły się w gronie dwóch sztafet, które awansowały do decydującego biegu dzięki uzyskanym czasom.
W finale Polki zrobiły tyle, na ile było je stać. Na początkowych zmianach Marcisz i Skinder trzymały się czołówki i wcale nie odpadły jako pierwsze - z tyłu głównej grupy jako pierwsze zostały Francuzki. Ostatecznie tempa nie wytrzymała także Skinder, bardzo zmęczona już po półfinale, ale nasze zawodniczki i tak pozostały na dziewiątym miejscu.
Na mecie Polki pokazały, że informacje o ich konflikcie mogą być mocno przesadzone - już po półfinale Marcisz wręczyła koleżance z reprezentacji kurtkę, a i po finale czekała na nią na mecie. Dziewiąte miejsce to dla młodych Polek wynik całkiem dobry - zaledwie jedno miejsce wyżej uplasowały się Norweżki.
W walce o złote medale aż do ostatnich metrów liczyły się trzy zespoły. Po pasjonującej walce mistrzostwo olimpijskie wywalczyły Niemki przed Szwedkami i zawodniczkami Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego.
