Skoro państwo nie jest w stanie okiełznać majątkowych roszczeń hierarchów, za bary z nietykalną instytucją wzięli się prezydenci miast.
Komisja Majątkowa, tajemniczy, przedziwny twór nie będący ani sądem, ani instytucją administracji państwowej, przekazała (na posiedzeniach niejawnych!) zakonowi jezuitów 4 hektary w krakowskich Bronowicach. Była to rekompensata za kilka budynków zakonu w Lublinie. Ale o decyzji samorząd dowiedział się, jak zdradzany mąż, ostatni. Radni mocno się wkurzyli, bo planowano tam budowę komisariatu policji. Ale odpowiedzialny minister rządu RP oświadczył Krakusom, że skoro komisja podjęła już decyzję, to "klamka zapadła. Należy ten teren przekazać".
Zapadanie owej klamki to niespotykana w normalnych demokracjach praktyka. Okazuje się, że od decyzji Komisji Majątkowej nie ma odwołania! To instancja, niczym Sąd Ostateczny, ostateczna.
Krakusy sądzą się też z zakonem cystersów, któremu - również na tajnym posiedzeniu - Komisja Majątkowa przyznała jako rekompensatę siedem działek wartości kilkudziesięciu milionów złotych. Pełnomocnik prezydenta Krakowa profesor Andrzej Oklejak zamierza nawet skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego... Nooo, nooo, profesorze, tego jeszcze w Najjaśniejszej nie było.
Także w Gdańsku, za sprawą niepohamowanej energii metropolity abpa Sławoja Leszka Głódzia, mamy aferę. Jego Eminencja "poprosiła" władze miasta o działkę pod budowę kościoła - hołdu polskiemu papieżowi. Teoretycznie taki klucz powinien otworzyć wszystkie polskie drzwi, ale rzecznik prezydenta Gdańska Antoni Pawlak wypalił publicznie: "To nie jest możliwe. Miasto nie ma tak dużego gruntu na potrzeby tego kościoła"... Nooo, nooo, panie Antoni, przecież projekt 80-metrowego kościoła (na circa 4 tysiące wiernych) jest od dawna gotowy, a sama budowa będzie kosztowała tylko 48 mln euro...