https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak ptak

Roman Laudański
- Gdyby ci, którzy rzucają się pod pociąg, widzieli wcześniej, co wtedy zostaje z człowieka, to może zastanowiliby się nad swoją decyzją - mówi maszynista. - Dlaczego wybierają taką śmierć?

     - Bo gwarantuje skuteczność - odpowiada profesor Brunon Hołyst z Uniwersytetu Łódzkiego. I wymienia czynniki decydujące o wyborze takiej metody: wielka masa pociągu, brak możliwości zmiany toru jazdy, bardzo długa droga hamowania, szybka śmierć.
     Rynkowo-Wiadukt
     
Dwa tygodnie temu wieczorem ze stacji Bydgoszcz Główna ruszył ostatni pociąg osobowy do Gdyni. Edward, maszynista od ponad dwudziestu lat zdążył sprawdzić hamulce. Trzy minuty później dojeżdżał do wiaduktu w Rynkowie. W świetle reflektorów zobaczył jakiś zarys postaci na torach. Dał sygnał: baczność, włączył nagłe hamowanie...- Wstałem zza pulpitu, patrzyłem na niego do ostatniej chwili - mówi Edward. - Żadnej reakcji, odruchu na sygnał. Leżał bez ruchu. Tyle było na szynie - unosi rękę na wysokość piersi. - Poczułem, jak koła przez coś przejeżdżają... To jest stres, w pierwszym momencie chwyciłem za papierosa. Powiadomiłem kierownika pociągu i dyspozytora.
     Mężczyzna, jak się później okazało zawodowy żołnierz - chorąży, przed śmiercią zapalił znicz i postawił go kilka metrów od torów.
     Rozpędzony pociąg potrzebuje kilkuset metrów na hamowanie. Skład towarowy, ważący ponad trzy tysiące ton, przejedzie prawie dwa kilometry, nim się zatrzyma.
     Hamowanie przed Nakłem
     
Maszyniści twierdzą, że najbardziej przeżywa się ten pierwszy raz.**Edward: - Dwa lata temu przed Nakłem wyskoczył mi na tory młody chłopak, student. Podskoczył jak pajacyk: ręce i nogi w bok. I czekał. Miał kilka kartek powkładanych w różne kieszenie, kogo powiadomić w razie śmierci. Udało się przeczytać tylko jedną. Całe ciało było przemielone... Ile razy jadę tą trasą, zawsze mimowolnie wstaję i patrzę na miejsce, gdzie to się stało.
     - Maszyniści to klan twardych ludzi, odpornych na stres - mówi Zygmunt Wabnic, zastępca dyrektora ds. eksploatacyjnych Zakładu Taboru w Bydgoszczy. - Jak po takim zdarzeniu ręce mu się trzęsą, to dalej pociągu nie poprowadzi. A już najbardziej denerwują ich procedury powypadkowe. Alkotesty, przesłuchania. Przecież nim każdy ruszy na trasę, to dmucha u nas w alkomat.
     
Bydgoszcz Bielawy
     Zenon, maszynista od 17 lat:**- To było w lipcu tego roku. Dojeżdżałem właśnie pospiesznym do stacji Bydgoszcz Bielawy. Jakiś mężczyzna zszedł z przejazdu i ruszył w stronę peronów, ale zatrzymał się za słupem trakcyjnym. Z góry zauważyłem, że przykucnął za słupem. Jeszcze dwa razy dałem sygnał, zacząłem hamować, a wtedy on wskoczył pod lokomotywę. Stres potworny. Zatrzymałem pociąg, sprawdziłem przód lokomotywy - nic. Ruszyłem lewą stroną wzdłuż pociągu. Jakieś 100-150 metrów za składem zobaczyłem coś jakby kupkę szmat... Wracałem prawą stroną składu i podróżni ostrzegali mnie, żebym nie patrzył pod wagony. Zerknąłem z ciekawości... Może nie przeżyłem tego tak bardzo od razu, ale dopiero później z obawą mijałem każdy przejazd. Jeszcze go widzę, dobrze ubrany, w okularach. Miał 64 lata, sporo gotówki przy sobie. Co kieruje takimi jak on?
     Zenon wcześniej potrącił pod Piłą kobietę. Szła wzdłuż torów, 74 lata. Przeżyła, a jeszcze miała pretensje do kolei, że pociąg źle jechał.
     Zenon: - Niektórzy samobójcy staną i patrzą prosto w oczy maszyniście. Takie spojrzenie koduje się w pamięci.
     Rogatka w Biskupicach Wielkopolskich
     Sierpień tego roku. Wojciech, maszynista z trzydziestoletnim stażem prowadził właśnie pociąg, który dojeżdżał do przejazdu w Biskupicach Wielkopolskich. - Szlabany były opuszczone, a starsza kobieta i tak ruszyła na drugą stronę. Spokojnie prowadziła rower. Zacząłem hamować, a i tak bagażnik roweru został na lokomotywie... Tylko huknęło...
     - Słychać każdy dźwięk, nawet jak ptak uderzy w czoło lokomotywy, a co dopiero człowiek. Taki głuchy odgłos, jak cholera - wzdryga się Zenon.
     Pod wiatą przystanku pasażerskiego między Lubaniem a Wagańcem zostały trzy niedopałki, otwarta paczka papierosów, torebka, komórka i klapki plażowe, bo akurat lato było.**- Pewnie ta kobieta zastanawiała się, pod który pociąg się rzucić - mówi Grzegorz, maszynista od 30 lat. - Wcześniej mijałem towarowy i jednostkę, no dwa pociągi. Wybrała mnie... Grzegorz wspomina, że były to ułamki sekund. Pociąg coraz bliżej peronu, spod wiaty wybiega nagle kobieta, rzuca się plecami na tory i obejmuje rękami głowę. Maszyniści zdążyli tylko krzyknąć: "nasza!"...
     - Ile razy tamtędy przejeżdżam, zawsze daję sygnał: baczność i patrzę, czy znowu ktoś nie wyskoczy spod wiaty.
     
Najgorsze są dzieci
     Grzegorz walił akurat "Krynicą" z Gdyni. Dopuszczalna prędkość w Czarlnie pod Tczewem - 120 km na godzinę. Nagle widzi dzieci przebiegające po przejściu, któreś odwraca się niespodziewanie i dosłownie wyskakuje spod rozpędzonej lokomotywy. - A serce to mi tak dygotało, że ledwie mogłem wytrzymać - denerwuje się maszynista. - Dzieci są najgorsze.
     Siedzimy z maszynistami w Zakładzie Taboru przy stacji Bydgoszcz Główna. Temat samobójców powoduje lawinę makabrycznych wspomnień...
     - Z dorosłymi jest inaczej, ale dziecko... Był przypadek dziewczynki, która moczyła się w szkole. Wyśmiewały się z niej inne dzieci, a ona poszła na tory. Wianuszek do dziś wisi na słupie.
     - Na wysokości bydgoskiego Błonia młodzież siada na szynach. Bawią się, kto dłużej wytrzyma i później uskoczy przed nadjeżdżającym pociągiem!
     - A kto przejechał te dwie nastolatki w Brzozie? Stały obejmując się na torach, szkoda ich, może po 17 lat miały...
     
Maluch na torach
     - A tych pod Gnieznem, kto trafił? Matka i dzieci w maluchu... Co oni robili na torach? Nie mogli chwili poczekać? - padają pytania w dyspozytorni.
     Jechali z kościoła. Matka (40 lat), syn (20 lat - prowadził) i jego siostra (21 lat). Mieszkali sto metrów od torów kolejowych. Pociąg z Gniezna prowadził Leszek. - To był mój pierwszy raz - opowiada. - Dwadzieścia lat jeździłem na towarowych i nic. Trzy i pół roku na osobowych i już cztery ofiary. (Profesor Hołyst potwierdza: - Samobójców nie interesują składy towarowe, najczęściej wybierają pociągi pospieszne. Znają rozkłady jazdy). Tą czwartą była kobieta w podbydgoskiej Brzozie. Straciła pracę, położyła się na torach przy przejeździe na Łabiszyn. - Była zła widoczność, lało. Zatrzymałem się dopiero po 600 metrach. Nigdy nie chodzę oglądać ofiar, to robota kierownika pociągu. Tego nie da się wyrzucić z pamięci i ciężko z tym żyć. Po wypadku pod Gnieznem wróciłem do domu, opowiedziałem wszystko żonie i zacząłem płakać. Coś we mnie pękło... - przypomina Leszek.
     Krzysztof (maszynista od 35 lat), brat Leszka ma już na koncie trzy ofiary. Tylko podczas jednej służby rzuciło się pod jego pociąg dwóch samobójców.
     
Siłują się z lokomotywą
     - Jest taki przejazd w Magdalence, gdzie musimy zwalniać do 20 km na godzinę. Kierowcy wykorzystują to niemiłosiernie, bo myślą, że pociąg ich przepuści. Pakują się pod koła. - Inny maszynista w dyspozytorni wtrąca: - A ja to nie rozumiem, jak ktoś prowadzi samochód i wjeżdża nie pod lokomotywę, ale wbija się w bok wagonów. Gdzie on ma oczy! Trzeci: - Raz jeden w Magdalence jakiś, no jak go nazwać..., jakiś - niech mu będzie - "kierowca" wjechał na przejazd, zatrzymał się i przez okno pokazał mi "faka "! A ja przecież skręcić nie mogę, byłem coraz bliżej niego... Zdążył odjechać.
     - A jak już widzisz tira przed sobą, to trzeba uciekać, położyć się w maszynowni i czekać na uderzenie. Zderzaki lokomotywy wchodzą pod pudło, które miażdży kabinę. Taki przypadek był w Brachlewie między Kwidzynem a Grudziądzem, palety przewożone przez tira wpadły do kabiny, nasz kolega został inwalidą. A lokomotywa jest tak zniszczona, że nie wiadomo, co z nią zrobić. Remontować czy skasować?
     
Jasna kurtka
     Ignacy, kierowca dowożący komisję na miejsce wypadków. - Stałem samochodem pod szlabanem na bydgoskich Bielawkach. Obok kobieta, może pod czterdziestkę, ładna nawet, w jasnej kurtce. Nagle patrzę, a ona rusza pod nadjeżdżający pociąg. Wyskoczyłem z wozu, złapałem ją i ciągnę z powrotem: - Co ty robisz, kobieto, krzyczę, a ona nic. Jak do pnia. Zdążyłem tylko dojechać do dyspozytorni, a przez radiolinię słyszę, że kobieta wskoczyła pod pociąg. Zapytałem tylko, czy w jasnej kurtce. Tak.
     - O przejściu na Bielawkach będzie jeszcze głośno - prorokują maszyniści. - Zawsze jest tu tłok, wszystkim się spieszy. Samochody przejeżdżają nawet wtedy, gdy opuszczane są szlabany. Jak drogowcy nic nie wymyślą - będzie tragedia za tragedią.
     Dyspozytor przypomina wypadek sprzed pięciu lat na piątym peronie w Bydgoszczy. - Sokiści dwa razy przeganiali od pociągu jakiegoś faceta, który uporczywie przy nim krążył. Tak długo chodził, aż spasował. Pociąg ruszył, a on głowę pod koła podłożył...
     W dyspozytorni maszyniści kłócą się o to, czy w samobójcy jest więcej tchórzostwa czy odwagi. - Tchórzostwa, bo uciekają przed życiem. Odwagi, bo czy tchórz stanie przed rozpędzonym pociągiem? Zdania są podzielone.
     - Ale czemu sprawiają kłopot nam - zastanawia się Leszek. - Jak już tak chce, to niech uszkodzi sam siebie, a i tak skrzywdzi rodzinę, no i nas, maszynistów, bo to siedzi w człowieku.
     
-----
     
Statystyki notują w Polsce ok. 5,2 tys. samobójstw rocznie (a dziesięć razy tyle osób usiłuje je popełnić). Profesor Hołyst wymienia najczęstsze przyczyny wśród dorosłych: choroba fizyczna, psychiczna, konflikty rodzinne i sytuacja ekonomiczna. - Do roku 1984 w statystykach w ogóle nie było motywów ekonomicznych. Teraz rocznie ok. 250-300 osób popełnia samobójstwo z tych właśnie przyczyn.**

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska