Utwierdzam się w tym przekonaniu niemal każdego dnia. Żeby nie być gołosłownym, podaję kapitalny przykład wzięty z życia świeckiej przychodni. Ta, dla uniknięcia niepotrzebnych zgrzytów między pacjentami, wprowadziła numerki. Dodatkowo podczas rejestracji każdy informowany jest, o której godzinie dostanie się do lekarza. Oczywiście mniej więcej. Tu zaczyna się mały problem. Bywa, że pojawiamy się o wyznaczonej porze, ale okazuje się, że przed nami są jeszcze cztery osoby. Jeżeli ktoś wyrwał się z pracy, niecierpliwość wydaje się zrozumiała. Jeszcze gorzej jest gdy trzymamy na kolanach płaczące dziecko. Niektórzy znajdują jednak sposób, aby bez oczekiwania dostać się do gabinetu. Jak? Podstęp jest bardzo prosty i niezwykle skuteczny. Po pierwsze nie chwalą się jaki mają numer. Potem głośno rzucają zwyczajowe zapytanie - jaki numer wszedł? Powiedzmy, że ktoś uprzejmy odpowiada 23. Następnie orientują się jakie numery oczekujący w kolejce. Niech będą to: 27, 32 i 34. Wtedy zawsze okazuje się, że pani, która właśnie się pojawiła ma numer 24 lub 25. Oczywiście podobne kłamstwo wiąże się z pewnym ryzykiem. Bowiem w każdym momencie może pojawić się "prawdziwy" 24 lub 25. Co wtedy? Nic. Wystarczy powiedzieć - pomyliłam się. Celowo piszę pomyliłam, a nie pomyliłem, ponieważ z moim doświadczeń wynika, że zazwyczaj oszukują kobiety.
Jaki ma pan numerek?
Andrzej Bartniak

Cwaniactwo wydaje się jedną z cech narodowych Polaków.