Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Kanty Pawluśkiewicz gościem podziemi kościoła gimnazjalnego

Maria Eichler
Izabella Odejewska (z lewej) i Krystyna Łuczycka zrobiły sobie fotkę z mistrzem
Izabella Odejewska (z lewej) i Krystyna Łuczycka zrobiły sobie fotkę z mistrzem Maria Eichler
Jan Kanty Pawluśkiewicz w końcu zmaterializował się w podziemiach kościoła gimnazjalnego, by otworzyć wystawę swoich prac. Nie obyło się bez zgrzytów.

Przy szczelnie wypełnionej sali kominkowej - krzesła trzeba było donosić z plebanii - i przy suto zastawionym stole artysta miał okazję przeprosić, że przed tygodniem zamiast niego w Chojnicach szalał wicher "Ksawery".

Wszystko miało się zacząć po bożemu od prezentacji multimedialnej, którą przed rokiem Jan Kanty Pawluśkiewicz pokazał na fasadzie Teatru Starego w Krakowie, ale projektor co prawda zadziałał, lecz z mizernym głosem i nie tą jakością obrazu, jaka miała być na profesjonalnej kasecie. - Nie, nie będę państwa katował czymś takim - przerwał projekcję wkurzony kompozytor i po przestawieniu paru mebli przeszedł wraz z organizatorem wystawy Jerzym Zegarlińskim do drugiej części wieczoru, czyli rozmowy o sobie.

Jako spadkobierca prawdziwych zbójników z Podhala Jan Kanty najpierw pozabierał parę zegarków, nie obiecując, że je odda... Potem rozśmieszył cytowaniem tekstu prof. Bronisława Maja, który na ten sam zadany temat napisał dwa zgoła inne traktaty - jeden o sztuce malarskiej jako przedsionku raju, drugi - odsądzający ją od czci i wiary.

Gość podziemi opowiadał o swojej przyjaźni z Markiem Grechutą, o przenikaniu się muzyki i malarstwa, o tajnikach nowej techniki malarskiej żel-artu, przytaczał frywolne kawałki z Wiesława Dymnego, a potem zaprosił też do udziału w donatorium, czyli takim muzycznym happeningu, który wymaga także wkładu publiczności. Mogła kopać, gryźć, wydawać z siebie różne dźwięki itd. Ale widzowie i słuchacze tęsknili raczej za kawą i herbatą, więc procesje zaczęły sunąć do aneksu kuchennego.

- No skoro wolicie państwo herbatkę czy kawę od słuchania mnie, to kończymy spotkanie - zarządził Jan Kanty. I to już nie było żartem, ale nieoczekiwanym finałem, który nie wszystkim się spodobał. Owszem, można było jeszcze indywidualnie pogawędzić z artystą, ale szkoda, że czar prysł i atmosfera zrobiła się już nie taka...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska