Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Janina Hernet-Kłodzińska w "Dzienniku Bydgoskim" i IKP. Dziennikarstwo było jej żywiołem

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
Janina i Feliks Kłodzińscy z synem Andrzejem. Bydgoszcz, 1946 rok
Janina i Feliks Kłodzińscy z synem Andrzejem. Bydgoszcz, 1946 rok Zbiory rodzinne
W zdominowanym przez mężczyzn zespole przedwojennego "Dziennika Bydgoskiego" pokazała, że ma dziennikarskiego nosa. Janina Hernet-Kłodzińska szybko wyczuła, co może zainteresować czytelników.

Jakie plany na życie miała kilkunastoletnia Janka Hernetówna (ur. 14.08.1912 r. w Bydgoszczy), gdy zaczynała naukę w miejscowym gimnazjum żeńskim, "u Rolbieskiej"? O czym marzyła? Czy dziennikarstwo to przypadek?

Oficjalne biogramy dotyczą zawodu i są zwięzłe: kiedy zaczęła pracę, w jakim charakterze, co robiła przed i po wojnie.
Jakie miała dzieciństwo? Co działo się z nią w czasie wojny? Co wiemy o Janinie Hernet-Kłodzińskiej, prócz oficjalnych notek biograficznych? Wiele można wyczytać z pozostawionych wspomnień - kilkudziesięciu luźnych, ręcznie zapisanych kartek. Zapiski zaczęła w sierpniu 1979 roku. O matce opowiada też córka Janiny, Mirka Kajzer. Także była dziennikarką.

Mężczyźni nie akceptowali kobiet-dziennikarek

Ojciec Janiny, Stanisław Hernet (ur. w 1878 w Jeżewie k. Łabiszyna), w 1909 r. poślubił Antoninę Karpińską z Torunia. W Bydgoszczy prowadził "Pracownię eleganckiej garderoby męskiej na miarę", przy ul. Jagiellońskiej 13. Tak reklamował się w książkach adresowych z początku lat. 20. XX wieku. To okazała kamienica, wtedy vis a vis Teatru Miejskiego, a jej obecny adres - ul. Focha 10. Hernetowie zajmowali 7-pokojowe mieszkanie.
Janka miała czworo rodzeństwa (siostry bliźniaczki i dwóch braci), ale wszyscy zmarli w dzieciństwie.
Dobrze im się wiodło, póki żył ojciec. Stanisław zmarł w 1925 roku i z jego śmiercią "skończyło się beztroskie, dostatnie dzieciństwo", zaczęły się problemy. Duże mieszkanie zostało zlicytowane, Antonina musiała dorabiać jako "krawcowa domowa", stać je było zaledwie na pokój z kuchnią "na przedmieściu", czyli na ul. Na wzgórzu. Pieniędzy nie wystarczało na opłacenie czesnego w gimnazjum Rolbieskiej, ale szkołę Janka skończyła. Dawała lekcje dzieciom bogatych rzeźników. Dostawała za to obiad i 30 zł miesięcznie. Skończyła kurs handlowy, od 1 sierpnia 1929 r. pracowała jako maszynistka u adwokata dr. Michała Drwięgi przy Gdańskiej.

1 kwietnia 1932 roku zaczęła pracę w "Dzienniku Bydgoskim". Zatrudniła ją Wincentyna Teskowa, to ona de facto rządziła "Dziennikiem" i wydawnictwem. Początki łatwe nie były, bo "mężczyźni nie akceptowali kobiet w zawodzie dziennikarza".
Odbierała depesze od korespondentów krajowych i zagranicznych, opracowywała teksty do druku, nadrabiała braki w wiedzy o aktualnych wydarzeniach, zachłannie czytała.
W "Było nas dziesięciu" (Kalendarz Bydgoski 1977) wspominała: "Aby gazetę uatrakcyjnić rozpoczęto - po długich, zażartych targach z przeciwnikami tych nowości - druk stałych dodatków". Skromnie nie dodaje, że niektóre były jej pomysłem. Pierwszy dodatek kobiecy "Kącik dla naszych pań" ukazał się 19 marca 1933 r. Trudno go jeszcze nazwać "dodatkiem", ale szybko zyskał popularność. Wcześniej, bo w październiku 1932 powstał pierwszy numer dodatku Film. Hernet-Kłodzińska wspomina, że jego inicjatorem był Jan Szalla, ona przejęła prowadzenie po śmierci kolegi (Jan Szalla zmarł w 1934 r.). Dodatek dziecięcy pojawił się w październiku 1933 r. i "z miejsca zdobył także najmłodszych czytelników naszego pisma".

Nie ukrywała, że dużo zawdzięcza red. Stanisławowi Brandowskiemu i Edmundowi Bigońskiemu. Obaj dzielili się zawodowymi doświadczeniami. Młodej dziewczynie - ku jej radości - skrócono okres aplikacji, została przyjęta do Syndykatu Dziennikarzy Pomorskich i do razu wybrano ją do zarządu koła bydgoskiego.

Kolejne dodatki, zawodowy awans i Felu

Pisanie artykułów to jedno, a poznanie technicznej strony wydawania gazety - to inna sprawa. Hernetówna do późna siedziała w drukarni i uczyła się pisania na linotypie (maszyna drukarska, na której ołowianymi czcionkami składano tekst do druku - jz), ręcznego składania tytułów, łamania strony, korekty itp. Dziś to wszystko robi się w komputerze.

Gdy Janka zaczęła pracę w "Dzienniku", w domu poprawiły się warunki. W 1933 roku mieszkały już przy św. Trójcy. W Książce adresowej Bydgoszczy na 1936 rok figurują obie: Antonina - wdowa i Janina - jeszcze bez określenia zawodu.
Po śmierci red. Bigońskiego w grudniu 1937 r., "w dowód uznania p. Teskowa mianowała mnie sekretarzem redakcji" - wspominała po latach dziennikarka.
Interesował ją film. Została przyjęta do Związku Dziennikarzy Filmowych, jeździła do wytwórni w Warszawie, później także zagranicznych. Rzetelna praca przyniosła uznanie filmowców, jej teksty przedrukowywały inne pisma.
W 1939 roku, gdy zaczął ukazywać się dodatek dla mieszkańców wsi "Polska Niwa" - Hernetówna redagowała go wspólnie z red. Zygmuntem Felczakiem, Dionizym Wesołkiem i Edmundem Klessą. Prowadziła tam "Kącik gospodyni wiejskiej". Tę trójkę los połączył także po wojnie, w innej gazecie - w Ilustrowanym Kurierze Polskim.

W "Dzienniku Bydgoskim" Hernetówna poznała Fela, czyli Feliksa Kłodzińskiego. Przynosił swoje teksty do druku w gazecie. Był też przedstawicielem koncernu prasowego Krzyckiego w Żninie. Wraz z bratem uczył języka esperanto i był najmłodszym instruktorem w Bydgoszczy!
Tak to się między nimi zaczęło.
Razem wymyślili "Wesoły świat", miesięcznik dla dzieci. Ukazało się kilka numerów, ale wydawca ostatecznie rozmyślił się.

Wojenny ślub

3 września 1939 roku spotkali się w redakcji "Dziennika Bydgoskiego" przy ul. Poznańskiej po raz ostatni. Później, jak wielu kolegów, Janina Hernet musiała się ukrywać, hitlerowcy szczególnie zaciekle zniszczyli redakcję "Dziennika", chcieli zniszczyć także jego pracowników.

Janka zamieszkała przy ul. Jasnej, u Kłodzińskich. Ukrywanie się, obawa przed aresztowaniem spowodowały, że zdecydowali się na ślub. W Bydgoszczy wziąć go nie mogli, bo Hernetówna - podobnie, jak inni dziennikarze - była na celowniku Niemców.
Pomogli im... Austriaczka i Niemiec. Pani Greyerowa, znajoma Herentów, załatwiła u o.o. reformatów we Włocławku formalności do udzielenia ślubu wojennego. Z kolei znajomy Feliksa - Volkman, który znał publicystyczną działalność obojga - załatwił fikcyjną zgodę na służbowy wyjazd. Ślub przyspieszyło ostrzeżenie kolegi, red. Kiedrowskiego "dobrze żyjącego z Niemcami", że koło połowy stycznia planowana jest łapanka, a Hernetówna ma być wywieziona do Stutthofu - zapisała Janka w swoich wspomnieniach.
Pobrali się 14 stycznia 1940 r. we Włocławku.
Ostrzeżenie było trafne, bo gdy młodych nie było, bydgoskie mieszkanie zostało dokumentnie przeszukane. Wyglądało "jak po bombardowaniu".

Janka nie pracowała, ukrywała się, Feliks zatrudniony był w bydgoskiej firmie Kolwitza, hurtowni artykułów żelaznych. Nawiązał kontakt z konspiracyjną organizacją, w której działali koledzy żony: Felczak i Wesołek.

Pocztówka z Niemiec. Od Feliksa na znak życia

Prawdopodobnie w 1944 roku Feliks został skierowany do Niemiec, do odgruzowywania miast zniszczonych alianckimi nalotami. Obiecali sobie wtedy z Janką, że codziennie o określonej godzinie będą o sobie myśleć. On też z każdego miasta będzie przysyłał jej pocztówki - znak, że żyje. Przysyłał! M.in. z Kassel, Monachium, Graz, Cottbus. Wędrowały długo, ale dochodziły! W rodzinnych zbiorach ta korespondencja zachowała się do dziś.

Wojna się skończyła, ale Felu cały czas był na Zachodzie. Najpierw pracował w Polskim Czerwonym Krzyżu jako sanitariusz w obozie polskim w Wetzlar, potem został tam administratorem szpitala obozowego (D.P. Camp No 1). W końcu, w tymże Wetzlar pracował w UNRRA, założył teatr TEAM 88 i kierował nim. Zachowały się zaświadczenie i rekomendacje wystawione Kłodzińskiemu przez dyrektora D.P Center No. 538, Wetzlar UNRRA.

Kłodziński nie miał ochoty wracać do Polski. - Mama nalegała. Z Zygmuntem Felczakiem zakładali IKP, myślała, że będzie super, cudownie - opowiada ich córka Mirka Kajzer. Felu przyjechał pod koniec 1946 roku.
Redaktorem naczelnym Ilustrowanego Kuriera Polskiego został właśnie Zygmunt Felczak. Janka z przedwojennymi kolegami, m. in. Wesołkiem, Edmundem Klessą, Kazimierzem Małychą, Andrzejem Trellą tworzyli pierwszy zespół nowego tytułu.
W deklaracji "Na własnym szlaku" w pierwszym numerze IKP (22.10.1945) napisali, że gazeta jest "dalszym ciągiem" m.in. "Dziennika Bydgoskiego" i innych pism, które odegrały niemałą rolę w walce o demokrację i postęp w przedwojennej Polsce.

W IKP Janina Kłodzińska podobnie, jak w przedwojennym "Dzienniku" prowadziła dodatki o tematyce kobiecej, filmowej i dziecięcej. Pisała o sprawach miasta i regionu. Od 1949 roku wspomagała zespół "Ziemi Pomorskiej" - innego bydgoskiego tytułu, była zastępcą sekretarza redakcji, kierowała działem mutacji, ekipą wyjazdową. Aż do likwidacji tego pisma (z końcem 1950 r.) pracowała jednocześnie w obu redakcjach.

Teatr Ziemi Pomorskiej, IKP i "Gazeta Pomorska"

Ale przeznaczeniem Feliksa Kłodzińskiego był teatr. Realizował się w jego organizowaniu, wystawianiu sztuk. To zaważyło na dalszych losach całej rodziny. W 1955 roku przenieśli się do Grudziądza. Kłodziński organizował tam przeniesiony z Bydgoszczy Teatr Młodego Widza, który ostatecznie przekształcił się w Teatr Ziemi Pomorskiej.

Rodzina - już z dwójką dzieci - mieszkała w teatrze. Mirka Kajzer wspomina, że jej "placem zabaw" była teatralna scena, a Grudziądz, w którym spędziła dzieciństwo do dziś pozostał najukochańszym i najpiękniejszym miastem.

Janina dalej pracowała dla IKP, a od listopada 1957 do czerwca 1958 kierowała oddziałem "Gazety Pomorskiej" w Grudziądzu. Później zrezygnowała z pracy w gazetach i została referentem prasowym (dziś powiedzielibyśmy "rzecznikiem prasowym") w teatrze grudziądzkim, bydgoskim, w Wojewódzkim Domu Kultury, w Wojewódzkim Zakładzie Szkolenia Oświata.

Do Bydgoszczy wrócili w 1960 roku, gdy Feliks został mianowany dyrektorem Opery i Operetki w Bydgoszczy. - Ojciec podpisywał projekt budowy nowej opery - wspomina Mirka Kajzer. - Pamiętam, że oglądałam tę makietę, ładnie to wyglądało.
Feliks Kłodziński długo nie poprowadził swego dzieła. Zmarł w lutym 1963 roku.

Janina w 1965 roku przeszła do Technikum Mechaniczno-Elektrycznego. - Zatrudnił ją Jan Malinowski, mama została sekretarzem nowo powstałego ogniska ZNP - opowiada jej córka Mirka. - Pracowała tam do przejścia na emeryturę w 1972 roku.
Z zapałem działała też w Towarzystwie Miłośników Miasta Bydgoszczy, pisała do Kalendarza Bydgoskiego. Aktywna była do końca. Zmarła w lutym 1986 r., 35 lat temu. IKP pożegnał ją słowami "Zmarła ostatnia przedwojenna dziennikarka..."

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska