Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kuźniar:studia to nie był najlepszy pomysł

Rozmawiała Kinga Czernichowska
W 2008 roku został "Największym odkryciem telewizyjnym”
W 2008 roku został "Największym odkryciem telewizyjnym” Marek Ciechowski
Jarosław Kuźniar wzbudza emocje- i nie ma znaczenia czy chodzi o sweter czy wpis w sieci.

- Niedawno internauci próbowali zwolnić cię z pracy. Zdziwiłeś się?

- Widzę tu taką zależność: jeśli na Krakowskie Przedmieście przyjdzie danego dnia więcej osób, to i w mojej skrzynce pojawi się więcej maili. I od razu jestem zdrajcą, gnidą, lewicowym komunistą, najgorszym złem tego świata. W sprawie z mailami zastanawia mnie tylko to, że większość, która nie zrozumiała moich słów, była bardziej aktywna niż mniejszość, która je zrozumiała.

Dziennikarze XX wieku - znów nowe zdjęcia!

- Może nie doceniłeś potęgi internetu?

- Nie, doceniam ją. Gdy czytam komentarze na Twitterze, to widzę, że to jest skrajnie prawicowe środowisko. Myślę, że to oni się policzyli i sprawdzili, podziwiam, że im się chciało. Przeraża mnie natomiast to, że to nie jest forma dialogu. Tak samo można napisać "dupa" i może być pod tym 7 tys. "lajków", ale kliknięcie to nie jest rozmowa.

- Lawinę agresywnych komentarzy wywołała też Twoja krytyczna wypowiedź o protestach ACTA. Napisałeś, że: "sieciowa anonimowość wyzwoliła w wielu korzystających z internetu jaskiniowe pragnienia - zgnoić.(...) Tak pachnie polski internet. Ktoś kiedyś musi go przewietrzyć". Próbujesz to robić?

- Protesty przeciwko ACTA to ślepe podążanie za tłumem. Zawsze tak jest na manifestacjach. Jeśli ktoś zapali oponę, to znajdą się tacy, co mają benzynę i będą co chwilę dolewać. To jest ten problem. Ci ludzie nie rozumieją, przeciwko czemu protestują. Idą na te manifestacje, bo koledzy protestują, bo cała klasa protestuje. Gdyby doszło do dyskusji, to nie mieliby argumentów, wiedzy i umiejętności, żeby rozmawiać z drugą stroną.

- Powtarzasz studentom, że "od dziennikarza niedaleko do śmieciarza".

- Ci, co są przeciwko ACTA, stwierdzą, że niesprawiedliwie ich oceniam. Z internetem jest tak, że dziennikarz, osoba publiczna, w każdej chwili może być wyzwany od najgorszych. Kiedyś rzucano na ulicy pomidorami, dzisiaj pisze się plugastwa w internecie. Stajemy się brudni, stajemy się dla tych ludzi "śmieciarzami".

- W swoim blogu napisałeś: "Po 19 latach w zawodzie, byciu gejem, pieskiem Tuska, zaprzańcem, gnojem z kaprawymi oczami, mistrzem miłości analnej, współczesnym Urbanem, autorem programu "Wstajesz i łżesz" raczej się śmieję, niż szlocham." Trudno mi uwierzyć, że nie wybuchasz.

- Na początku wybuchałem. Myślałem: "A to jeszcze odpiszę, a to jeszcze coś dodam". Teraz siadam na spokojnie, odpisuję i zamykam komputer. Niech krzyczą, niech podskakują. Mnie to nie dotyka. No bo jaki mam wpływ na to, co ci ludzie o mnie napiszą? Ale budowa takiego pancerza wymaga czasu.

- Zaczynałeś w zawodzie jako 15-latek, więc jesteś zaprawiony w bojach.

- W moim liceum w Dzierżoniowie starsi uczniowie nie traktowali dobrze tzw. kotów. Opisałem to, pojechałem z gotowym tekstem do wrocławskiej "Gazety Wyborczej". Chciałem, żeby ktoś to opublikował. Trudno jednak publikować artykuł 15-latka. Przytulili mnie do piersi i powiedzieli, że mogę przyjechać w wakacje na szkolenie. Wróciłem więc do Dzierżoniowa, gdzie akurat powstawało radio. Mój kolega, który tam pracował, zaproponował, żebym o całej sprawie opowiedział na antenie. Tymczasem szef stacji szukał właśnie ludzi do pracy i tak trafiłem do radia, gdzie co tydzień miałem swoją audycję.

- Do Radia Wrocław też trafiłeś przez przypadek?

- Tak było z Radiem Wrocław, gdzie zacząłem pracować jako korespondent z Bielawy.

- Chciałeś się wyrwać ze swojej rodzinnej Bielawy?

- To też. Gdy już byłem dziennikarzem, chciałem czegoś więcej. W Bielawie i Dzierżoniowie nie widziałem perspektyw, nie osiągnąłbym tam za wiele. Dlatego pojechałem do Wrocławia, potem była Warszawa i kilka różnych redakcji.

- Miałeś "kompleks prowincjusza"?

- Nie. Mówią o mnie, że jestem prostym chłopakiem z Bielawy i ja się z tym zgadzam. Nie będę udawał, że pochodzę z Warszawy. Wydaje mi się, że tacy jak ja mają trochę łatwiej w życiu, bo już od małego muszą kombinować, pilnować się i dawać z siebie więcej niż inni.

- Dlaczego nie skończyłeś studiów magisterskich?

- Nie napisałem pracy magisterskiej, tylko licencjacką. Pod koniec studiów pracowałem już w Warszawie. Zresztą na dziennikarstwie nie nauczyłbym się za wiele. Miałem do wyboru: zrobić magisterkę albo trzymać się pracy. Wybrałem to drugie i myślę, że lepiej na tym wyszedłem. Dziennikarstwo bez praktyki nie ma sensu. Po latach doszedłem do wniosku, że studia to nie był najlepszy pomysł.

- Na kim się wzorujesz?

- Mam, ale nie w Polsce. Wiadomo, że radiowcy wymieniliby Wojciecha Manna albo Piotra Kaczkowskiego. Dla dziennikarzy telewizyjnych to najczęściej Justyna Pochanke albo Kamil Durczok. Szanuję ich pracę, ale uczę się, oglądając amerykańską telewizję. Jest taki facet, który prowadzi program poranny w MSNBC, nazywa się Joe Scarborough. Pracuje z córką prof. Brzezińskiego - Moniką. Robią fajny program. Gdybym ja się zachowywał tak jak oni, to nazywaliby mnie w Polsce pajacem. Oglądam ich program i wczuwam się w dyskusję. Potrafią z dystansem podejść do każdego tematu: czy to jest Syria, czy śmierć Whitney Houston. Prędzej czy później przyjdzie do nas taki styl.

- Przyznajesz się do tego, że jesteś bardzo pedantyczny. W pracy też? Czysty stół w studiu, poukładane papiery...

- Nie mam wpływu na stół (śmiech). Gazety są zawsze uporządkowane. Gdy przychodzą koleżanki z Meteo, to specjalnie mi je rozrzucają, żeby był jakiś chaos. To jest taki porządek świata. Gdy mam poukładane na stole, to mam też poukładane w głowie i wiem, co mam powiedzieć. Z prom- ptera nie korzystam, cały czas mówię "live" przez te cztery godziny, więc lubię mieć wszystko pod kontrolą.

- To musi być uciążliwe w domu.

- Jeśli ktoś mi pozwala robić to, co chcę, to jest to do opanowania (śmiech).

- Nadal marzy ci się własne biuro podróży?

- Już jestem bliski zrealizowania tego planu. Wszyscy mi odradzają, ale zrobię to.

Autoryzacja istnieje tylko w Polsce.

- Gdzie bym mogła pojechać z twoim biurem podróży?

- Będziesz, np. chciała polecieć na Kubę, to przygotuję samolot, hotel i opiszę, gdzie możesz pojechać. To nie będą wakacje. To będzie podróż, gdzie nie musisz podążać za tłumem jak mrówka.

- Gdybyś miał zrezygnować z takiego dziennikarstwa, jakim się teraz zajmujesz, zostałbyś podróżnikiem?

- Dziennikarzem-podróżnikiem. W BBC są takie programy. Facet jedzie wzdłuż zwrotnika Raka, ale nie po to, żeby pokazać, gdzie są ciekawe plaże. On jedzie na granicę między Mauretanią a Marokiem i rozmawia z ludźmi, którzy strzegą muru rozdzielającego tysiące osób. Mógłbym opisywać problemy ludzi z różnych państw i pokazywać, jak ten świat naprawdę wygląda. Ale nie w warunkach, gdy płaci się celebrytom za to, że oni sobie pojeżdżą gdzieś tam na słoniu. Bo kogo obchodzi, jak Kuźniar jeździ na słoniu?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska