
Konstantin Vassiljev (Jagiellonia Białystok)
Z aparycji, fryzury, postury to wypisz, wymaluj Włoch przełomu wieków. Umiejętności też jakby podobne. Przeciwko Arce Gdynia zagrał tylko połowę. Wystarczyło, aby strzelić i zaliczyć asystę. Jest niekwestionowanym liderem klasyfikacji kanadyjskiej: ma dziesięć trafień i dziewięć asyst. Po prostu cesarz Ekstraklasy. Dzięki niemu Jagiellonia znów zasiada w fotelu lidera.

Miroslav Radović (Legia Warszawa)
Warto było go ściągnąć z Partizana Belgrad. Czaruje dalej, mimo upływu lat. Co najlepsze, nieważne czy po drugiej stronie jest piłkarz Sportingu Lizbona, czy Piasta Gliwice. Efekt ten sam. No więc w lidze „Rado” dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Do tego dołożył asystę. Wynik? 5:1 do przodu.

Dawid Kownacki (Lech Poznań)
Od momentu „przyduszenia” przez Arkadiusza Malarza jest innym zawodnikiem – lepszym. Bramkarz Legii Warszawa najwyraźniej go ocucił. A tak już zupełnie na poważnie: „Kownaś” w końcu gra na miarę oczekiwań. W meczu z Koroną Kielce podniósł się z ławki i wykorzystał szansę. Strzelił mocno, pod poprzeczkę. Ta bramka zadecydowała o wygranej i awansie na czwarte miejsce w tabeli.

Nemanja Nikolić (Legia Warszawa)
Początek sezonu miał taki, że strzelał jedynie w eliminacjach do Ligi Mistrzów. – Zaciął się - konstatowali jedni. – Wcale nie jest taki dobry – krzyczeli drudzy. Węgier szybko wrócił do regularności. Końcówkę roku notuje bardzo dobrą. Przeciwko Piastowi Gliwice strzelił dwa razy (zanotował też asystę). Ma tylko bramkę straty do liderów klasyfikacji strzelców. Wynik możliwe, że poprawi z Górnikiem Łęczna, ale co potem? Chyba transfer do Chin, Stanów albo gdziekolwiek indziej…