Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedyny Polak w finale Konkursu Chopinowskiego woli grać w piłkę niż męczyć dłonie na fortepianie (wideo)

Rozmawiał Adam Willma
jedyny Polakiem w finale XVI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina
jedyny Polakiem w finale XVI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina fot. Adam Willma
Ten muzyk burzy mit romantycznego pianisty. Specjalnie dla "Pomorskiej", Paweł Wakarecy, jedyny Polakiem w finale XVI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.

- Proszę pokazać ręce.

Paweł Wakarecy

urodził się w 1987 roku w Toruniu. Studiuje w bydgoskiej Akademii Muzycznej pod okiem Katarzyny Popowej-Zydroń. Zaliczany jest do grona najwybitniejszych osobowości wśród młodych polskich pianistów. Jest laureatem wielu konkursów pianistycznych, ostatnio na Międzynarodowym Konkursie im. Fryderyka Chopina w Darmstadt.

- ...

- I to są ręce pianisty, przy których kobiety słabną?
- Nie wiem, bo jeszcze mi się nie zdarzyło.

- Próbował pan kiedyś oszacować ile godzin te ręce spędziły na klawiaturze?
- Stanowczo za dużo (śmiech)! Po prostu zacząłem dość wcześnie. Ponieważ stare niemieckie pianino stało w domu od pokoleń, było dla mnie jedną z pierwszych zabawek, gdy tylko przestałem raczkować. Nuty poznawałem równolegle z nauką czytania liter i tak sobie plumkałem w przedszkolu. Więc będzie już kilkanaście lat.

- A w tej chwili jak długo pan ćwiczy przygotowując się do konkursu?

- Nie powiem, bo moja pani profesor może to przeczytać (śmiech) A poza tym nie chciałbym demoralizować młodych adeptów fortepianu. Ja zawsze miałem kłopot, żeby skupić się na ćwiczeniach. Słyszałem kiedyś wywiad z Rafałem Blechaczem, który mówił, że lubił dużo ćwiczyć i gdy koledzy namawiali go, żeby pograł w piłkę, to wolał ten czas spędzać przed fortepianem. U mnie jest dokładnie na odwrót - gdy dzwonią koledzy, że jest piłka, natychmiast przerywam ćwiczenia i biegnę na boisko.

- Nie wstyd panu? Pana chińscy konkurenci tłuką w tej chwili w klawiaturę po 12 godzin dziennie.
- Trudno, swojej osobowości nie pokonam. Z pianistami z Azji miałem ostatnio kontakt przed koncertem laureatów w Darmstadt. Siedzieliśmy sobie w garderobie z Jackiem Kortusem i Michałem Kozłowskim. W pewnej chwili weszły dwie pianistki z Azji, które również przygotowywały się do koncertu. Wyjmują z torebki nuty Chopina oraz odtwarzacze mp3, wkładają w uszy słuchawki i bębnią palcami po stole. One wgrywały w siebie cudzą interpretację! Zastanawiam się jak bardzo trzeba być pozbawiony własnej inwencji, żeby robić coś takiego.

- Pan nie słucha mistrzów?
- Kilka lat temu słuchałem bardzo dużo. Dziś już znacznie mniej. Kiedyś potrzebowałem takiego bodźca, dziś już niekoniecznie.

- Nie budzi się pan zlany potem, że to już - na widowni Filharmonii Narodowej Martha Argerich i profesor Jasiński, a pan czegoś nie zdążył przećwiczyć?
- Każdy muzyk ma swoje senne koszmary. Wyglądają podobnie: siedzę na scenie, mam zagrać a przed oczami ciemność. Nawet moja mama, która nie jest muzykiem miała ostatnio taki sen (śmiech).

- Jak wygląda rozkład zajęć przed koncertem?

- Są wakacje, więc jest szansa, żeby się wyspać do woli.

- A później pan wstaje i włącza muzykę do śniadania?
- Nie, siadam do komputera i sprawdzam pocztę, bo trochę jestem uzależniony od internetu.

- Pan mi burzy mit romantycznego pianisty.
- Bo ja jestem normalny człowiek.

- Zaraz pan powie, że prywatnie słucha hip-hopu.
- O nie! Nie lubię hałaśliwej muzyki. Słucham dużo klasyki, często sięgam do muzyki dawnej, czasem po poezję śpiewaną, ale nowoczesnej muzyki raczej nie trawię, gdy słyszę łupaninę, po prostu wychodzę. Mając do dyspozycji muzykę z kilku stuleci, trochę szkoda mi czasu na hip-hop. Wyjątek można zrobić dla jazzu.

- Wróćmy do rozkładu dnia.
- Staram się planować dzień i wyznaczyć sobie cele: rozczytać fragment utworu, doszlifować itd. Teraz moim celem jest opanowanie sonaty. Zapisuję sobie to wszystko w telefonie.

- Strasznie pan nowoczesny. Jaką melodię wydzwania pana telefon. Chopina?

- Rozczaruję pana - zwykły dźwięk nokii. Ja w ogóle wcześniej nie grałem zbyt wiele Chopina.

- Przygotowując się do konkursu, zastanawia się pan jak zagrałby to Chopin?
- Nie, bo to żywa muzyka, która ciągle się zmienia. Przypuszczam, że interpretacja samego Chopina nie przeszłaby dziś w konkursie (śmiech), a on sam mógłby mieć spore problemy z mechaniką dzisiejszego fortepianu, choć dźwiękiem pewnie byłby oczarowany. Fortepiany w jego czasach brzmiały trochę jak ukulele. Słuchanie Chopina na tych instrumentach jest fajną ciekawostką, ale tylko tyle. To trochę jakby dzisiejsi skoczkowie mieli skakać na starych nartach, ale już nowym stylem.

- Chopin jest pana ulubionym kompozytorem?
- Nie mam ulubionych kompozytorów, ciągle szukam.

- Proszę tego nie rozgłaszać podczas konkursu.
- W tej chwili jestem na przystanku Chopin i nie wiem jaki będzie następny przystanek, ale chciałbym, żeby było ich jak najwięcej. W ogóle strasznie dużo tego Chopina wszędzie - gdzie się człowiek nie ruszy, tam Chopin.

- Pięć lat temu śledził pan poczynania Rafała Blechacza w konkursie?
- Nie miałem możliwości śledzić początku, ale gdy usłyszałem go w koncercie e-moll, wiedziałem, że to będzie wielki tryumf. Można powiedzieć, że ten sukces wstrząsnął całym środowiskiem muzycznym do fundamentów. Podziałał bardzo pozytywnie, zachęcił ludzi do pracy.

- Do konkursu przygotowuje pana profesor Popowa-Zydroń, współautorka sukcesu Blechacza. Jest pan skazany na porównania?

- Czasem takie porównania się pojawiają, ale pani profesor ma wspaniały dar dostosowywania się do naszych temperamentów, więc interpretacje zawsze przygotowywane są w oparciu o indywidualny rys pianisty.

- Zdarzyło się panu oblać jakiś egzamin w Akademii?
- Tylko raz miałem drugi termin. Z filozofii.

- Mógł pan poprosić Blechacza o pomoc, on właśnie pracuje nad doktoratem z filozofii.
- Tak, wiem o tym. On podobno jako jedyny w historii uczelni dostał pełne 25 punktów z filozofii, czyli piątkę.

- Ćwiczy pan teraz na steinwayu o pięknym dźwięku. Są fortepiany, których pan nie lubi?
- Oczywiście. Ale tu nie ma reguły jeśli chodzi o markę. Każdy egzemplarz jest inny - ten sam typ yamahy może być świetny i bardzo słaby. Zwykle, jeśli stoją obok siebie steinway i yamaha, większe jest prawdopodobieństwo, że lepiej zabrzmi ten pierwszy, ale nie ma reguły. To zależy od wielu czynników. Ja staram się nie wybrzydzać, choć ostatnio pytam przed koncertami o instrument.

- Dlaczego pianiści tak kochają steinwaya?
- Bo on ma bardzo charakterystyczny dźwięk. Yamaha jest doskonała mechanicznie, absolutnie przewidywalna i - zwłaszcza w piano - można z nią zrobić wszystko. Ale brakuje jej takiej specyficznej wibracji dźwięku w forte, którą ma steinway.

- Co się dzieje w głowie pianisty, gdy na koncercie trafia nie w ten klawisz, co trzeba?
- To wygląda różnie. Czasem to mobilizuje, ma się ochotę grać jeszcze lepiej, żeby ten błąd zatuszować, ale bywa, że jeden kiks całkowicie wybija człowieka z równowagi i wszystko zaczyna się sypać. W takich sytuacjach działa często magia nazwiska - w przypadku sławnych pianistów publiczność często przestaje zauważać kiksy.

- Magia wielkich nazwisk jest jeszcze w stanie zapełnić sale koncertowe. Ale nie zmienia to faktu, że zainteresowanie klasyką cały czas słabnie. To chyba ponura perspektywa dla pianisty?
Irytująca. Zwłaszcza gdy widzi się, że rządzący nie bardzo się tym przejmują. Nie dotarliśmy już do dna, ale już niedaleko. Jestem przekonany, że tak wcale nie musi być, o czym najlepiej świadczy przykład wenezuelskiej orkiestry Gustavo Dudamela i w ogóle udane programy popularyzacji muzyki w Ameryce Południowej.

Trzeba zacząć od edukacji muzycznej w powszechnych szkołach, tym bardziej, że wielu rodziców ma świadomość że muzyka bardzo sprzyja rozwojowi dziecka. Słabym ogniwem jest dalsze edukowanie dzieci, po podstawowej szkole muzycznej, gdy potrzebny jest kolejny bodziec skłaniający do spędzania większej ilości czasu z instrumentem.

- Mówi się, że polscy pianiści przystępując do Chopina są w uprzywilejowanej sytuacji. Łatwiej rozwikłać im tą specyficznie polską tajemnicę jego muzyki.

- Nie wierzę w to. Chopin to muzyka kompletnie uniwersalna, która niesie ze sobą głownie emocje, które są wspólne wszystkim ludziom. Zresztą sama praktyka pokazuje, że nie tylko Polacy potrafią znaleźć ten chopinowski idiom.

- Sukces w Konkursie Chopinowskim to otwarta droga do wielkich sal koncertowych na świecie...
- Ale o tym na razie nie myślę. Jestem szczęśliwy, że zagram w pierwszym etapie. Teraz muszę oddać dwa dobre skoki, jak Małysz. I jedynie na tym się skupiam.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska