- Bardzo trudno dostać się na spotkanie z prezydentem. Dlaczego?
- Gdybym zapisał na spotkanie wszystkich, którzy chcą, prezydent Robert Malinowski od poniedziałku do piątku większość dnia tylko przyjmowałby interesantów. Jestem od tego, by wybrać tych, którzy rzeczywiście mają ważne powody do rozmowy z prezydentem. Z osób, które zabiegają o spotkanie, kwalifikuję około 30 procent.
- Kto nie ma szans na wtorkowe spotkanie z prezydentem?
- Ci, którzy przychodzą z błahostkami albo z ważnymi sprawami, jednak wcześniej nie próbowali ich załatwić w urzędach czy instytucjach do tego powołanych. Wtedy pomagam im: kieruję do odpowiednich ludzi, umawiam na spotkania w wydziałach ratusza czy innych urzędach. Robię to, by odciążyć prezydenta.
- Nie wszyscy przyjmują odmowę...
- ...i niestety, bywam z tego powodu w opresji. Zdarzyło się, że osoby nietrzeźwe ubliżały mi lub waliły pięścią w biurko, bo nie zapisałem ich na rozmowę. Innym razem musiałem fizycznie szamotać się z interesantką, która po odmowie, wróciła do sekretariatu i siłą chciała wtargnąć do gabinetu prezydenta. Była to osoba niezrównoważona psychicznie. Innym znów razem jedna z kobiet plunęła mi w twarz... Spotykam się też z agresją słowną, często podczas rozmów telefonicznych. Poprosiłem więc o zamontowanie urządzenia nagrywającego rozmowy, gdyż interesanci, sami wulgarni, później to mi zarzucali, że ich obrażałem. Rozmawiałem więc przez telefon przy współpracownikach, by mieć świadków.
- Z jakimi sprawami ludzie przychodzą najczęściej?
- Z problemami mieszkaniowymi, a ostatnio także poszukujący pracy. Nie wszyscy mówią prawdę, więc sprawdzam informacje. Niektórzy przychodzą z dziećmi na rękach, płaczą. Współczuję ludziom, ale nie zapisuję na rozmowę, jeśli prezydent nie jest w stanie im pomóc, bo chodzi np. o wyrok sądowy. Trzymam się jednego: by nie przeoczyć człowieka, któremu pomoc prezydenta jest rzeczywiście, w życiowej sprawie, potrzebna. I bywają miłe chwile, gdy ludzie przychodzą, by nam za pomoc podziękować.