Trudno precyzyjnie ustalić, ile wody tego lata ubyło z jeziora Deczno, ale tak niskiego stanu nikt nie pamięta. Linia brzegowa cofnęła się o siedem metrów. Analizując ślady na słupach podtrzymujących pomosty łatwo, oszacować, że poziom obniżył się o prawie pół metra. W poprzednich latach było to najwyżej kilka centymetrów, choć zdarzały się i takie sezony, że nie zaobserwowano żadnej różnicy. Nagły ubytek nie jest bez znaczenia dla roślin i zwierząt żyjących w tym zbiorniku. Problem jest o tyle poważny, że jezioro nie ma żadnego dopływu. Poprzedni stan w zasadzie mogą przywrócić tylko deszcz i śnieg. Tego pierwszego na razie brak. Jak będzie ze śniegiem, jeszcze nie wiadomo?
Na razie jedynym, które niepokoi kurczące się jezioro jest dzierżawca kąpieliska. - Szczerze mówiąc jestem przerażony - mówi Krzysztof Browiński. - Mam całkiem uzasadnione obawy, że przyjdzie nam długo czekać na podniesienie poziomu.
Czytaj: Dzierżawca kąpieliska w Decznie jest zadowolony sezonu
To nie my
Nie wiadomo, ile wyparowało wody. Nie wiadomo, też ile wypompowali jej działkowcy z "Przylesia". Pod koniec lat 90. wybudowano nieopodal plaży przepompownię zasilającą rodzinne ogrody. Chodzi o 170 działek. Problem w tym, że nie ma żadnej kontroli nad tym ile wody, wykorzystywanej do podlewania, pobierają działkowcy. Wody, za którą zresztą nie płacą. Aby tego typu instalacja mogła działać, konieczne jest pozwolenie wodnoprawne w zakresie szczególnego korzystania z wód. Sprawdziliśmy to. - "Przylesie" nie ma takiego dokumentu - mówi Józef Gawrych, kierownik Wydziału Ochrony Środowiska Rolnictwa i Leśnictwa Starostwa Powiatowego w Świeciu. - Jeśli dzierżawca ośrodka, bądź właściciele jeziora złożą skargę zostanie wszczęta odpowiednia procedura. Jej celem będzie przede wszystkim sporządzenie projektu czy w ogólne można w ten sposób pobierać wodę, a jeśli tak, to w jakich ilościach - wyjaśnia.
Z sugestiami, że działkowcy mogą mieć cokolwiek wspólnego z poważnym ubytkiem, nie zgadza się prezes "Przylesia". - Przepompowania ma niewielką moc i nawet gdyby pracował dzień i noc, a tak nie było, to nie byłaby w wstanie wyrządzić żadnej szkody jezioru - uważa Adam Cieślak. - Winna jest wyłącznie susza. Wystarczy spojrzeć na to, co się stało z Małym Blankuszem.
Czytaj e-wydanie »