Anna Wiktorowska zrywa się z łóżka. Pali światło. Odruchowo spogląda w stronę kanapy, gdzie sypiała jej córka. - Patrycja przyśniła mi się tej doby, kiedy przyszły wyniki badań mikroskopowych przeprowadzonych po sekcji zwłok córeńki - płacze.
Opinia patologów: przyczyną zgonu 7-letniej dziewczynki była niewydolność krążenia spowodowana zapaleniem mięśnia sercowego. Jan Bednarek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy dopowiada: - Nagłe zgony wśród dzieci zdarzają się rzadko, ale jednak... Śledztwo zostało umorzone.
Patrycja zmarła 3 listopada ub. r. Poprzedniego dnia wieczorem skarżyła się na ból głowy. Rankiem znalazł ją martwą w łóżku brat, Irek. Ów dramat opisałam w artykule pod tytułem "Białe kwiaty".
Z żalu do grobu
Niedawno Anna zadzwoniła do redakcji i zaproponowała spotkanie. - Patrycja zmarła z żalu. Serce jej pękło - upiera się Wiktorowska. - Nie wytrzymało piekła stworzonego przez ojczyma alkoholika. Córeczka odeszła przedwcześnie. Teraz walczę o życie 12-letniego syna. Choruje. Dopiero co opuścił szpital.
Anna nie miała łatwego życia. Biologiczny ojciec Irka i Patrycji nie chciał się z nią ożenić. Wypierał się ojcostwa. Wyniki badań DNA zmusiły go do płacenia alimentów. W 1995 roku decyzją sądu maluchy trafiają do domu dziecka.
Cztery lata później Anna wychodzi za Mieczysława Wiktorowskiego. Wprowadza się do jego domu. Rodzinną sielankę umacnia odzyskanie pociech. Mietek obiecuje, że je adoptuje. Żona rodzi mu córkę, Justynkę. - Miałam nadzieję, że stworzę dzieciom normalny dom - mówi Wiktorowska drżącym głosem. - Koszmar zaczął się w momencie, kiedy Patrycja i Irek zamieszkali w Ściborzu. Odtąd byli świadkami codziennych awantur, wyganiania z domu. Nieraz im się oberwało.
Mieczysław, mężczyzna około czterdziestki, znany jest we wsi nie tylko ze słabości do kieliszka. Ludzie wiedzą, że jak wpadnie w furię, nie oszczędza najbliższej rodziny. - To wariat. Grozi żonie i dzieciom śmiercią. Kiedyś powiedział, że jak się wk..., weźmie siekierę i porąbie ich na kawałki. Wiele razy sięgał po nóż - _twierdzi mieszkanka Ściborza.
Anna dodaje: - Mąż przestał mi dawać pieniądze. Często nie mamy chleba. Potrafi sam zjeść pół kilograma salcesonu wiedząc, że od rana nie mieliśmy nic w ustach. Patrycja wiele razy żebrała po domach. Gdyby nie matka, szkoła i opieka społeczna, naprawdę nie wiem, co bym zrobiła. Takich ludzi jak Stanisław Smagała, dyrektor podstawówki w Orłowie i Iwona Wilińska, wychowawczyni Patrycji, trzeba szukać ze świecą. Pomogli mi w załatwieniu pogrzebu. Nauczyciele złożyli się na kurtkę i buty zimowe dla Irka. Szkoła postarała się, by za darmo pojechał na ferie w góry.
Ojcowizna niezgody
Umawiam się z Wiktorowskim w Ściborzu. Mieszka tu z rodziną w domu na uboczu. Domu dziwnym: okna są, ale nie ma szyb, nawet ta w drzwiach, najmiejsza, została wybita. Wzrok przykuwa przewrócony garaż drewniany. - _Wiater go obalił - wyjaśni później gospodarz domu.
Wita mnie Henryk, brat Mieczysława, mieszkający za ścianą. Idziemy do jego części domu. Krajobraz jak po bitwie. Zaduch, nie ma prądu, zimno, dziury w obrazach na ścianie. - To sprawka mojego brata. Znęca się nade mną. Jest kryminalistą. Jego miejsce jest w więzieniu, nie na ojcowiźnie, którą niesprawiedliwie zgarnął prawie w całości - twierdzi Henryk Wiktorowski.
- Pani go nie słucha. Mówi od rzeczy. Odkąd zwolnili go z pracy, coś mu się w głowie przewróciło. Wybił mi zęby, połamał żebra - żali się Mieczysław. - Budowałem ten dom od fundamentów. Jak żyła matka, to nikogo nie interesował jej marny los u Henryka. Kiedy zmarła, to sobie nagle cała rodzina o spadku przypomniała. Ojciec przepisał mi pięć szóstych majątku. Najwyraźniej zasłużyłem. Żeby mi tylko wszyscy dali święty spokój.
Jezus nie jadł 40 dni
- Dlaczego znęca się pan nad rodziną? - pytam bez ogródek. - Nieprawda. Żona chce mnie wywieźć do psychiatryka i odebrać wszystko. - Zdałem psychotesty na kierowanie pojazdami. Wariatowi by przecież nie pozwolili kierować - _pokazuje dokumenty Wiktorowski.
Anna nie może usiedzieć spokojnie: - _Mam gdzieś twój majątek. Lepiej powiedz, co wyprawiasz po pijanemu.
Mietek tłumaczy, że pije od czasu do czasu, jak inne chłopy. Za swoje. - A do odwyku mnie nikt nie zmusi. Wiedz, żeś uparta jak osioł i dlatego mi czasem nerwy puszczają.
- Co kupiłeś do jedzenia w tym tygodniu? - kobieta nerwowo zapala papierosa.
- Jezus nie jadł 40 dni - _słyszy w odpowiedzi. - Myślisz, że jestem stworzony tylko do roboty? Mylisz się. Dbam o dom. Płacę rachunki. Mamy światło, a Henryk ciemności. Pracuję u sąsiada, dzierżawię mu ziemię. Wystarczy.
Kojarzę fakty: pewnie to ten sam sąsiad, o którym mi ludzie mówią, że kiedyś wszedł do domu Wiktorowskich i gdy zobaczył, jak Mietek pierze żonę, odwrócił się na pięcie i wyszedł... Musi mu bardzo zależeć na kupnie ziemi, którą dzierżawi.
Małżonkowie zaczynają się kłócić. - _Nienawidzisz Irka! - krzyczy Wiktorowska. - Karcę go, bo mi pyskuje. Za tobą taki zawzięty - uważa Mietek. - Nie ma innych metod wychowawczych? - wtrącam się delikatnie. - Ktoś musi rządzić na tyle umiejętnie, żeby inni się z nim liczyli - ojciec rodziny zwraca się do połowicy: - Jak ci się nie podoba, możesz się wyprowadzić. Jeno Justynki ci nie dam.
Złoty środek wójta
Annie i dzieciom kamień spadłby z serca, gdyby dostali oddzielne mieszkanie. Żeby starać się o nie, musi mieć podstawy. Wiktorowska na policję nigdy nie dzwoniła. Bała się. Cała nadzieja w gminie.
Wójt sprawę zna. Tłumaczy, że Rojewo biedne, a osób potrzebujących wiele. Jednak obiecuje pomoc. Dzwonię po tygodniu: - Jest mieszkanie w zamkniętej szkole w Glinnie Wielkim. Do lata uda się je wyremontować - zapewnia Błażej Mielcarek.
Kamień spadł, choć dla matki i dzieci to długo. Wójt rozumie. Ale innego wyjścia nie ma.
Kamień
Agnieszka Domka
Patrycja przyszła do matki we śnie. Wyglądała jak aniołek. Uśmiechała się ściskając w dłoniach pokemony, które Irek włożył do trumny siostry. Powiedziała: - Mamuś, nie słuchaj ludzi. Oni chcą, abyś całe życie płakała. Kłamią, że umarłam.