Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapuściński non-fiction, czyli sprytny komunista znany na całym świecie

Jacek Deptuła
fot. sxc.hu
W 1960 roku Ryszard Kapuściński, młody wówczas reporter, otrzymał redakcyjne zlecenie: napisać o wielkich przygotowaniach PRL do 550 rocznicy zwycięstwa pod Grunwaldem.

Redakcja oczekiwała reportażu o socjalistycznych fanfarach i ceremoniach, o niemieckich rewizjonistach i ostatecznym zwycięstwie Polaków nad odwiecznym germańskim wrogiem.

Tymczasem Kapuściński pojechał pod Grunwald. I napisał krótki reportaż o gospodarzu Piątku, który na bitewnych polach uprawiał ziemniaki i zboże. Opowiadał tak:

"Rozglądam się - płaska równina, kępy drzew, kartofliska.

- Wielka tu była bitwa - zaczynam.
- Kiedy nie - odpowiada - front przeszedł gładko.

Łapię się na tym, że mówimy o różnych wojnach. Ja go ciągnę w wir tamtej, feudalnej, a on trzyma się obrazów ostatniej, światowej.

Tędy nadeszła armia krzyżacka (pokazuję), tędy - Jagiełło (pokazuję), tu stało skrzydło litewskie (pokazuję). Piątek wodzi wzrokiem za moją ręką, rozgląda się, postękuje, bo bolą go zrosty. Straszna nawała rycerstwa, mówię. Światowe wydarzenie! Patrzę, czy mój zapał udziela się Piątkowi. Ale - nie. Oczy chłopa nie są rozognione. Raczej jest zatroskany. Nieśmiało i jąkając się pyta: - A nie zadepczą mi, panie, zboża?

- Jak to?
- A tak. Co się tu ma zebrać taka chmara z całej Polski"...

Każdy początkujący dziennikarz, któremu marzy się kariera reportażysty, musi zacząć od lektury pierwszego zbioru reportaży Ryszarda Kapuścińskiego "Busz po polsku". Po prostu - musi. Jego genialne skróty myślowe nauczą adepta dziennikarstwa, jak przy zbieraniu materiału i pisaniu reportażu myśleć. Jak unikać rzemieślniczej maniery pisania konkretno-obrazowego, niezbędnego w informacji.

Fantastyczne skróty myślowe Kapuścińskiego towarzyszą jego twórczości od pierwszych prasowych materiałów z wczesnych lat 50. Do ostatniej linijki ostatniego tekstu.

Busz po polsku

Ale gdyby najsłynniejszy polski reportażysta jeszcze żył, Artur Domosławski, autor biografii o swoim - jak pisze - przyjacielu "Kapuściński non-fiction", musiałby go i o Piątka oskarżyć. Musiałby zapytać, czy Kapuściński aby na pewno wiernie zacytował chłopa? Czy ten się rzeczywiście jąkał? Czy nie zafałszował opisu grunwaldzkich pól? (pagórków tam wiele). Domosławski nie uwierzyłby zapewne, że Piątek kwękał z powodu "zrostów". A jeśli to było, na przykład, zapalenie Piątkowych stawów - to Kapuściński kłamał. Wprowadził w błąd, oszukał czytelników.

Tak i Domosławski zdemaskował w swej 600-stronicowej książce zdolnego co prawda autora, ale komucha, cwaniaczka, koniunkturalistę i łgarza, który zawsze wiedział, na której półce stoją PRL-owskie konfitury. Ba, był też Kapuściński - wedle słów swego przyjaciela - tęgim erotomanem i kochasiem. Tak w każdym razie wynika z badań spod kołdry pisarza, które skrupulatnie przeprowadził Domosławski. A świat zdobył swym urzekającym uśmiechem i wystudiowaną nieśmiałością. Może jeszcze - twórczością.
Biograf, za jakiego uważa się Domosławski, nicuje życiorys Kapuścińskiego od pierwszych lat życia. Kłamał więc pan Ryszard o rodzinnym Pińsku, kłamał o ojcu, który rzekomo zginął w Katyniu, kłamał przed studiami i po, kłamał w pracy i łgał w swej twórczości. Cytuje Domosławski fragmenty studenckiej pracy swego bohatera - z komentarzem:"To wykopalisko szczególne, bo tekst napisał człowiek, który pół wieku później zostanie okrzyknięty "reporterem XX wieku"!

A Kapuściński pisał tak, jak we wczesnych latach 50. pisało się wszędzie: o osiągnięciach komunizmu, o "kraju postępu" - ZSRR, o potędze jego bojowników. Tego Domosławski pamiętać nie może. Korzysta z przywileju późnego urodzenia. Pojawił się na świecie siedem lat po "Piątku pod Grunwaldem". Ale umiejętność manipulacji przejął po współczesnych nam sprawiedliwych Polakach. Znalazł Domosławski w pisanym przez reportażystę życiorysie takie zdanie: "Różnice w poglądach politycznych doprowadziły do tego, że utrzymuję luźny kontakt z rodziną".

Demaskator prostuje: Kapuściński mieszkał wtedy z rodzicami i siostrą! Więc kłania się jeszcze Pawka Morozow, co wydał rodziców NKWD...
******************************
Dr Jarosław Reszka,
adiunkt Katedry Dziennikarstwa UKW w Bydgoszczy:
- Wdowa po Ryszardzie Kapuścińskim swoimi staraniami o wstrzymanie publikacji książki Domosławskiego najbardziej przyczyniła się do popularności książki. Ale gotów jestem założyć się, że wielu dyskutujących o niej nie przebrnęło w lekturze nawet do połowy tomu. To w końcu duża, poważna, warsztatowo rzetelna praca, w której plotkarsko-bulwarowe elementy zajmują bardzo niewiele miejsca. To książka uczciwa i w tym sensie zgodna z reporterskim przesłaniem jej bohatera.
******************************

Krzysztof Derdowski,
literat:
Wydaje mi się, że książka Artura Domosławskiego wzbudziła tak silne negatywne emocje dlatego, że jest przede wszystkim książką mówiącą sporo prawdy nie tylko o samym Kapuścińskim, ale o komitywie, kolaboracji polskiej inteligencji z władzami komunistycznymi. Ach, te przyjaźnie z funkcjonariuszami KC PZPR, te pogaduszki z cenzorami, przydziały mieszkań, samochodów, paszportów. Domosławski ujawniając kolaboracyjne korzenie dzisiejszych elit naruszył powszechną zmowę milczenia, ważką tajemnicę owych elit - byliśmy członkami PZPR, dogadywaliśmy się z władzami, układaliśmy się z SB, lawirowaliśmy między prawdą a przymusem, czerpaliśmy z tego korzyści i profity. Dlaczego te oczywiste prawdy o wielu dzisiejszych luminarzach tak oburzają?

***********************************

Czego się bał Domosławski?

Według Domosławskiego najważniejsze książki Kapuścińskiego, które przyniosły mu światową sławę, "Cesarz" i "Szachinszach" to (zdaję sobie sprawę z o ogromnego uproszczenia) inteligentna konfabulacja. Sporo prawdy, chyba dla niepoznaki, i sporo kłamstw. Ot, choćby język bohaterów "Cesarza" i "Szachinszacha" - kto wtedy tak dziwnie mówił? A może chłop Piątek też był bardziej rozgarnięty i Kapuściński, żeby się dobrze czytało, wymyślił tę całą historię? A może jak Melchior Wańkowicz (są nagrody i szkoły dziennikarskie jego imienia) z trójki rozmówców robił jednego, żeby było ciekawiej?
Legitymację partyjną oddał dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego - pisze z wyrzutem Domosławski. Jasne - prawdziwi lecz błądzący patrioci oddawali dużo wcześniej. Dziwne to, bo autor biografii dziesiątki razy powtarza, że Kapuściński wierzył w socjalizm. I biadoli dalej: "nigdy jednak nie opowiedział o swojej przygodzie z komunizmem, a po 89 roku ta przeszłość zaczęła mu ciążyć, obawiał się, że zostanie wykorzystana przeciwko niemu. "Kurczył się ze strachu". A kumpli w Komitecie Centralnym PZPR liczył w tuzninach.
Niestety, mimo wieloletniej przyjaźni z Mistrzem - jak podkreśla - nie wpadło mu do głowy, by po prostu go o to zapytać. Przecież nie powinien się bać takich rozmów z przyjacielem! A może nie była to przyjaźń, tylko relacja mistrz - strachliwy o względy uczeń? Mistrz mający wielu wpływowych przyjaciół na całym świecie, sławny, a w Polsce noszony na rękach.
W jednym z młodzieńczych wierszy opublikowanych w "Buszu po polsku" Kapuściński pisał:
Nasi umarli
jakże przestało ich wszystko
obchodzić
są zimni
obojętni
o nic nie pytają
milczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska