
Kierowca MPK o pracy w nocnych autobusach: My nie jesteśmy bohaterami, mamy dowozić ludzi do celu!
Po tym, jak w ostatni weekend do jednego z autobusów nocnych wsiadł pasażer z bronią, poprosiliśmy o rozmowę na ten temat wieloletniego kierowcę MPK. Ten przyznaje, że tak niebezpieczne sytuacje nie zdarzają się codziennie, ale nie są też odosobnione. - Sam wiozłem kiedyś nocnym kursem mordercę - przyznaje.
O czym jeszcze opowiada kierowca nocnych autobusów? Przeczytajcie na kolejnych slajdach.

Kierowca jest skazany na siebie
- Zdarza się, że dochodzi do rękoczynów. Innym razem ktoś rozbił butelkę, robiąc tzw. tulipana. Ekipa, która wtedy jechała, rzuciła butelką w boczną szybę, jedna z pań miała rozwalony łuk brwiowy. Interweniowałem, ale nikt z pasażerów mi wtedy nie pomógł. Kierowca jest w takiej sytuacji skazany na siebie. Dlatego pytam: co zrobił tamten mężczyzna w czasie, kiedy jechał co najmniej 5 minut od Galerii Dominikańskiej do Ogrodu Botanicznego? Dlaczego komunikował, pokazując telefon? Nie mógł zapukać w szybę i powiedzieć, że jest zagrożenie?
CZYTAJ WIECEJ O MĘŻCZYŹNIE Z BRONIĄ W AUTOBUSIE
Kierowca w czasie jazdy nie może patrzeć na ekran czyjegoś telefonu. Raz, że nie wie wtedy, o co chodzi, a dwa, kierowca musi patrzeć na drogę. To nie jest właściwy sposób informowania o zagrożeniu. Zresztą nie chce mi się wierzyć, że w nocy nie było kilku osiłków, którzy mogli położyć tamtego gościa na łopatki - twierdzi kierowca, z którym rozmawiamy.

Do autobusu wsiadł mężczyzna, który przed chwilą kogoś zabił...
Kierowca, z którym rozmawiamy, osiem lat przepracował na nockach. Wiele widział i bez chwili wahania twierdzi, że kursy z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę to najgorsze kursy. Ale takie sytuacje, jak ta z weekendu, kiedy jeden z pasażerów miał wymachiwać bronią, zdarzają się sporadycznie.
- W czasie ośmiu lat pracy na nockach miałem może pięć tego typu sytuacji. Raz wiozłem mordercę. Oczywiście nie wiedziałem, że do autobusu wsiadł mężczyzna, który przed chwilą kogoś zabił. Miał zakrwawione ręce. Widziałem, że ktoś ma nóż i od razu poinformowałem odpowiednie służby. Ta sytuacja mocno "siadła mi na psychice" - opowiada nasz rozmówca.

Każdy może mieć zły dzień
Zdaniem naszego rozmówcy jednym z powodów, dla których MPK boryka się z brakiem kierowców, są właśnie skargi pasażerów. Jest ich dużo, a kierowcy coraz częściej muszą walczyć o swoje prawa.
- Ile razy na przystankach na żądanie ktoś wyciąga nogę zamiast ręki? Ile razy pluto w szybę kierowcy? Ile razy znowuż pasażerowie pokazują nam środkowy palec - wylicza kierowca, z którym rozmawiamy. - Albo grożą, wykrzykując: "ja cię załatwię". - Są kierowcy, którzy przechodzą kursy, a po pierwszym dniu pracy nie wytrzymują presji i się zwalniają. Sam zresztą byłem też pasażerem w Katowicach. Wsiadałem do autobusu, prowadząc wózek z dzieckiem. Kierowca nie obniżył drzwi, po czym zaczął coś do mnie wykrzykiwać i mnie obrażać. Byłem podirytowany, ale po chwili odpuściłem. Przeszła mi przez głowę myśl, żeby napisać skargę. Ale potem pomyślałem, że to nie w porządku. Każdy może mieć zły dzień. Jesteśmy tylko ludźmi. A do MPK Wrocław tych skarg wpływa całe mnóstwo. Zastanówmy się: czy w porządku jest czekać na pasażerów, będąc już kilka minut spóźnionym, którzy czule żegnają się na przystanku? To nie czas i miejsce na czułe pożegnania zakochanych par. Nie odjeżdżamy pasażerom złośliwie. Czasem po prostu nie da się zaczekać.
Wieloletni kierowca opowiada, że najgorsze oprócz weekendowych nocy są juwenalia, czyli studenckie święto. Spokojniej niż w zwykły weekend jest nawet w sylwestra.